IKS

Anja Huwe [Rozmowa]

anja-huwe-rozmowa

3,5 dekady po rozwiązaniu Xmal Deutschland – kultowego bandu nowej niemieckiej fali, w latach 80. mistrzów hamburskiej sceny gotyckiego rocka i dark wave – wokalistka i frontmanka grupy – Anja Huwe – powraca na rynek muzyczny z solową i bardzo dobrze przyjętą zarówno przez prasę, jak i fanów, płytą „Codes”. O najnowszym wydawnictwie, ale także o byłym zespole, o tym co za nami, co w planach, jak również o tym co łączy ją z Polską i przed jakim wyzwaniem aktualnie stajemy zarówno my, Niemcy, jak i cała społeczność europejska – artystka opowiedziała mi w niniejszej rozmowie.

 

Magda Żmudzińska: Wracasz do muzyki po niemal 35 latach przerwy. Wiem, że pewnie wszyscy pytają Cię o to, co skłoniło Cię do podjęcia tej decyzji właśnie teraz, w tym momencie. Ja odwrócę nieco to pytanie – czy myślisz, że gdybyś nie wycofała się 35 lat temu, dziś już z pewnością nie zajmowałabyś się muzyką?

 

Anja Huwe: Pewnie by tak było, ale wiesz, nie sądzę też, aby Xmal Deutschland miało szansę przetrwać tak długo. Dostaliśmy od losu te 6-7 lat, które dostaje wiele zespołów i dobrze je wykorzystaliśmy. Potem zaczęły się komplikacje, na wielu płaszczyznach – zarówno zespołowych, zawodowych, jak i prywatnych. Przestaliśmy rozwijać się jako grupa, nie posuwaliśmy się dalej. Problem chyba polegał na tym, że nigdy tak naprawdę nie postrzegaliśmy tego jako pracy, podczas gdy wszyscy inni, zwłaszcza ci, którzy włożyli w to pieniądze, w taki sposób na to patrzyli. Żyliśmy natomiast tym zespołem i sobą nawzajem, a otaczanie się głównie artystami i ludźmi, którzy robią to samo, co my, też po pewnym czasie staje się dość trudne. Myślę, że gdybym na tamtym etapie się nie wycofała, dziś nie tylko byłabym nieobecna na scenie, ale równie dobrze mogłabym już nie żyć. Większość znajomych mi wówczas osób, które były zespołach, zaczęła brać narkotyki. I w pewnym momencie zniknęli, po prostu. Odejście było dla mnie dobrym rozwiązaniem. I nigdy tego nie żałowałam.

 

MŻ: A nie myślałaś wówczas o rozpoczęciu kariery solowej?

 

AH: Mój wydawca, który miał sporo kontaktów i dobry kontrakt, namawiał mnie do tego. Był już wtedy chory i chciał ze mną zrobić ostatnią wielką rzecz. Zapytał mnie, czy jako artystka solowa poszłabym tą samą drogą, co Björk, ale ja nie byłam na to gotowa. Wiesz, dokładnie to mu powiedziałam. I nie chodziło o to, że nie jestem gotowa na karierę, nie byłam gotowa na karierę na takich warunkach. Myślę, że wielu w ogóle nie było. Wielkie wytwórnie, biznes, presja – wiesz, co to oznacza. Inwestowano mnóstwo pieniędzy w artystów, którzy nie powinni ich zarabiać. Ja po prostu nie mogłam się na to zgodzić. Byłam naprawdę szczęśliwa, że mogłam odejść i wrócić do innych zajęć i pasji. Dziś jestem pewna siebie i to właśnie dzięki temu, że przez te wszystkie lata robiłam tyle różnych rzeczy. Wiem, że mogę robić wszystko, wszystko co chcę. I dlatego jestem też tak otwarta na eksperymentowanie.

 

zdj. Jan Riephoff

 

MŻ: Twój powrót zaskoczył fanów, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A jak zareagowali na niego ludzie z Twojego muzycznego otoczenia? Spodziewali się, że ten come back prędzej czy później nastąpi?

 

AH: Zupełnie nie! Chyba nikt mi też do końca nie wierzył, że naprawdę będę nagrywać solo. Oczywiście powiedziałam o moim pomyśle niektórym znajomym, ale chyba nikt do końca nie przyjął tego do wiadomości, nie potraktował tego poważnie, bo gdy w końcu album się ukazał dostałam mnóstwo zapytań w stylu: „Ale dlaczego nic nie mówiłaś? Wzięlibyśmy też w tym chętnie udział”. A ja przecież mówiłam, ale nie zareagowaliście. To był naprawdę fantastyczny powrót, bo zrobiłam to wszystko na własnych warunkach, tak jak chciałam, nie musiałam nikogo o nic pytać. Miałam wokół siebie też świetnych ludzi – Monę (Mur – przyp.red.), Manuelę (Rickers – przyp. red.) i Olafa (Boqwist – przyp.red.) – którzy byli dla mnie ogromnym wsparciem i z którymi praca jest samą przyjemnością, pozbawioną jakiegokolwiek ciśnienia.

 

MŻ: Planujesz jakieś koncerty z tym materiałem?

 

AH: Nie jestem pewna, mam sporo ofert, ale jeszcze nie wiem, w jaki sposób miałabym to ugryźć. Nie jestem przekonana, czy jestem na to gotowa. Po pierwsze na tę presję, która skupiłaby się na mnie, bo nie jestem tu przecież z zespołem. Po drugie, czy technicznie i kondycyjnie dałabym radę. Wszystkie utwory na płycie, które w studiu nagrywałam krok po kroku, są oparte na niesamowicie mocnym głosie. W czerwcu spróbuję zagrać jakiś koncert i przez ponad godzinę zaśpiewać je jeden po drugim, zobaczymy co z tego wyjdzie. Jeśli wszystko będzie dobrze pewnie wystartuję z jakimiś koncertami. Bardzo chciałabym przyjechać również do Polski, nigdy w niej nie byłam. Miałam już też z Polski oferty i wiem, że mam tam jakąś grupę fanów.

 

MŻ: Myślę, że nawet nie taką małą! Zarówno utwory Xmal Deutschland, jak i Twoje solowe, trafiają tu do wielu odbiorców. W utworze „Pariah” poruszasz kwestię kodów kulturowych. Może to właśnie one sprawiają, że ta muzyka jest nam bliska, że lepiej ją odczytujemy, rozumiemy, bardziej do nas trafia?

 

AH: Tak, coś w tym jest, na pewno. Zwłaszcza tu na północy Europy – Polska, Niemcy, Szwecja – istnieje jakaś nić między nami, powiązanie, mamy w genach te same kody kulturowe, które wzajemnie się przenikają, mają jeden background. Moja babcia urodziła się w Poznaniu, mój ojciec dorastał w Gdańsku, więc choć ja sama jeszcze nigdy w Polsce nie byłam, czuję, że wasza kultura jest mi bliska. Dużo mi o niej opowiadali. Mam wrażenie, że mimo wszystko, a zwłaszcza jeśli chodzi o tę kulturalną płaszczyznę właśnie, nasze kraje mają ze sobą wiele wspólnego.

 

 

MŻ: Wracając do „Codes” – to naprawdę niesamowicie wzruszający i bardzo głęboki album. Mocny, przede wszystkim tekstowo, ale też i muzycznie – choć momentami ta warstwa melodyjna jest też bardzo kojąca, niemal balladowa czy wręcz kołysankowa, jak w zamykającym „Hideaway”. Mam wrażenie, że ten utwór, wespół z otwierającym „Skuggornas” odbiega nieco od tego, co mamy w środku, że są taką jakby klamrą. Czy rzeczywiście rozmieszczenie numerów na płycie było zamierzone?

 

AH: Początkowo kolejność była inna, a „Hideaway” w ogóle nie miało się znaleźć na płycie. Mieliśmy kilka innych propozycji na zamknięcie, ale wszystkie były równie ciężkiego kalibru, jak poprzednie utwory, ostatecznie zdecydowaliśmy się więc zmienić nieco akcent i dać szansę temu kawałkowi. I to była dobra decyzja. Co do otwierającego „Skuggornas” to była to w ogóle pierwsza piosenka, którą nagrałam i od której wszystko się zaczęło. Gość z Tel Avivu, który jest promotorem muzyki i który ma swój własny zespół doom metalowy – Yishai Schwartz – wysłał mi ścieżkę dźwiękową do tego numeru i zapytał, czy nie nagrałabym do tego swojego wokalu. Powiedział, że mogę z tym zrobić co zechcę, że mogę nawet zmienić tę podstawową warstwę muzyczną, tylko żebym tu zaśpiewała. Nie bardzo miałam ochotę to robić, ale pewnego ranka, we własnej kuchni, włączyłam ten podkład i zaczęłam do niego nagrywać. Efekt końcowy zarejestrowałam na telefonie i wysłałam to do Mony. Zareagowała pytaniem „co to jest?!” i gdy odpowiedziałam jej, że to ja, zaczęła mnie przekonywać, żebym przyjechała do niej do Berlina i żebyśmy poszły do studia to nagrać, żeby dać temu szansę. I to był ten moment, ten impuls. Potem poznałam Caleba, który pracuje dla wytwórni Sacred Bones i który jak się okazało jest moim wielkim fanem. Zachwycił się „Skuggornas”. Już na tym etapie byli pewni, że chcą podpisać ze mną umowę. Wybrałam się do nich do Nowego Jorku. Ich siedziba, małe lokum na Brooklynie pełne młodych ludzi szczerze podekscytowanych muzyką, przypomniała mi czasy 4AD. Mogliśmy sięgnąć po większe pieniądze w przypadku innych, większych labeli, ale z drugiej strony dlaczego mielibyśmy to robić? Lepiej pracować z pasjonatami, osobami, które Cię rozumieją, dla których nie jesteś tylko produktem.

 

Anja Huwe i Mona Mur/ zdj. Jan Riephoff

 

MŻ: Zdecydowanie, w pełni się zgadzam! Co do samego procesu powstawania albumu – sporo się przez te 3,5 dekady zmieniło, zarówno jeśli chodzi o techniczne, jak i produkcyjne aspekty. Nie nagrywałaś też tego materiału z całym zespołem, tak jak było to w przypadku Xmal Deutschland. Jak Ci się pracowało w tej zupełnie nowej rzeczywistości?

 

AH: Jest to z pewnością duża różnica. Kiedy pracujesz z zespołem, to opiera się to po prostu na graniu w sali prób, gdzie każdy ma swój wkład, swoje zdanie, pomysły i gdzie trzeba iść na kompromisy, Pracując nad tym solowym materiałem siedzieliśmy w studiu i grzebaliśmy w cyfrowej bazie, zaczynając od zera, samemu dobierając gitary, beaty perkusyjne itd. Budowaliśmy wszystko wokół siebie, wprowadzaliśmy atmosferę. Dla mnie było to bardzo inspirujące, bo ja nigdy nie piszę tekstów z góry, zawsze jest u mnie najpierw muzyka.  Z drugiej strony myślę, że to co czyni „Codes” wyjątkowym, to że ma ten – nomen omen kod – Xmal Deutchland w sobie. Ze względu na Manuelę, której wkład jest tu naprawdę duży. Ona jest fantastyczną gitarzystką, jedną z najlepszych jakie znam, bez jej pomocy nie zrobiłabym tego wszystkiego.

 

MŻ: A propos Xmal Deutchland – na początku marca ukazało się wydawnictwo „Early Singles (1981-1982).” Czy to oznacza, że możemy spodziewać się także reedycji innych albumów grupy?

 

AH: Tak, pracujemy nad reedycją wszystkich czterech płyt, wcześniej powinny pojawić się też remiksy kilku singli. Chcemy też wypuścić jeden klip. Udzielam też teraz wielu wywiadów, zarówno jeśli chodzi o mój solowy projekt, jak i nasz stary zespół. Sporo się dzieje i dostarcza to wielu emocji. Oczywiście w 95% są to same pozytywne emocje, podnoszące na duchu, dodające skrzydeł. Wiele osób wydaje się naprawdę podekscytowanych nowym albumem i ponownym wydaniem singli Xmal Deutschland. Jestem tym wszystkim wzruszona i bardzo wdzięczna, nie spodziewałam się, że będzie aż taki odzew.

 

MŻ: Xmal Deutschland zostało rozwiązane w 1990 roku – był to niezwykle ważny moment– zarówno w dziejach Niemiec, jak i całej Europy, czy patrząc globalnie – świata. Wiele się przez te 34 lata pozmieniało. Masz wrażenie, że dziś znowu znajdujemy w ważnym momencie historycznym? „Codes” nie jest albumem politycznym, ale zadajesz na nim kilka ważnych pytań i poruszasz kilka niezwykle istotnych, palących, kwestii, podejmujesz chociażby temat wojny. Myślisz, że historia, nasze doświadczenie, niczego nas nie nauczyły? Że cały czas popełniamy te same błędy?

 

AH: Tak, tak myślę. Dosłownie godzinę przed naszym spotkaniem rozmawiałam na ten temat z Moną. Pytałyśmy się wzajemnie, co do jasnej cholery się dzieje tu dookoła. Jak to jest możliwe, że będąc tak dotkniętymi przez wcześniejsze konflikty, znowu wszyscy jesteśmy od krok od wojny? Ukraina, Gaza, to się dzieje tuż za naszymi ścianami. Rządy prawicy w większości Europy. Słyszę cały czas w głowie głos mojego ojca, który był na wojnie mając zaledwie 16 lat – zawsze powtarzał, że wojna jest najstraszniejszą rzeczą i nigdy już się nie powtórzy, że więcej do niej nie dopuścimy. I co teraz widzimy? Dużo Niemców, tych którzy mają pieniądze i mogą sobie na to pozwolić, wyprzedaje swój dobytek i wyjeżdża z kraju na Wyspy Kanaryjskie czy w inne, spokojniejsze miejsca. Uciekają przed tym, co za chwilę może się tu wydarzyć. Czy tak to powinno wyglądać? A może powinniśmy – mówiąc my mam na myśli zjednoczone społeczeństwo europejskie – zacząć działać? Postawić pytania, domagać się odpowiedzi, zawrócić z tego szalonego kursu. Możemy coś przecież powiedzieć. I powinniśmy to zrobić.

 

 

Rozmawiała Magda Żmudzińska

 

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz