IKS

Adam Miller (Romantycy Lekkich Obyczajów) [Rozmowa]

romantycy-lekkich-obyczajow-rozmowa

„Wybaczyć Wszystkim Wszystko” to płyta duetu Romantycy Lekkich Obyczajów, powstała w trudnym okresie pandemicznym. Jak ten czas odbił się na zespole i co w nich zmienił, opowiedział mi jego współtwórca, Adam Miller. 

Maciej Majewski: Utwory na „Wybaczyć Wszystkim Wszystko” komponowaliście w okresie „największej światowej samotności”. Jak ten czas wyglądał w Waszym przypadku?

 

Adam Miller: Ja z początku schowałem się na wsi na 2 miesiące, Damian został w mieście i wymykał się na spacery do lasu. Świadomość, że robimy kolejną płytę przyszła w momencie, gdy Damian wysłał mi kilkanaście swoich pomysłów nagranych na komórkę, po długim czasie przestoju we wspólnym tworzeniu. Z tych pomysłów wybrałem trzy, które różniły się od reszty. To były szkielety ballad, prawdziwych wyciskaczy, na jakie chyba od dawna czekałem. Damian jest tym elektronem, który przeskakuje jako pierwszy w Romantykach, a gdy trafi, budzi się maszyna twórcza. Mieliśmy wspólną chwilę natchnienia w rozgrywającym się wokół chaosie – tak jakbyśmy czekali na ten moment, żeby można było ruszyć, więc zaraz po powrocie do miasta, zaczęliśmy się spotykać. Z każdego z tych spotkań wynosiliśmy po jednej nowej piosence. Gdy dobiliśmy do 12 numerów, mieliśmy to. Takiego tempa tworzenia nie mieliśmy od pierwszej płyty, czyli od 10 lat.

 

MM: To też znalazło swój oddźwięk w tekstach z tej płyty.

 

AM: Znam Damiana od długiego czasu. Widzę jego różne fazy w pisaniu, a pisze dużo. Romantycy nie są jego jedynym wcieleniem i w pełni rozumiem tę potrzebę. Kiedy napisał tekst do „Z Głębokości Barw Przed Snem”, poczułem że to jest nasza faza. Emocjonalnie, tęskno, szczerze i erotycznie – to jest magia uczuć, którą zawarliśmy w tej płycie. Dla świata który nas otaczał, ukłoniliśmy się i podarowaliśmy kawałek siebie. W chwili gdy człowiek nie wie, co robić, stara się podzielić tym, co ma w sobie szczerego. Nie jest więc lekko i przyjemnie. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek było.

 

MM: A muzycznie? Otworzyliście się na nowe dźwięki?

 

AM: Najwięcej słuchałem wtedy płyt Father John Misty, Tame Impala i McCartneya. Każda płyta Romantyków zamyka jakiś okres muzycznych poszukiwań. Nie wydajemy często – ostatnie dwie płyty powstawały co 5 lat. To wystarczy żeby kilka razy zmienić ulubiony zespół, którego się słucha albo otworzyć się na nowe przestrzenie i pozwolić, żeby cię przesiąknęły. Jedno jest pewne – Romantycy to zespół, który ciągle szuka w muzyce czegoś nowego. Czegoś, co najpierw nas zachwyci, a aranżacje i zmiany styli mają temu jedynie pomóc. Płyta musi pierw zaspokoić tę naszą nadrzędną potrzebę. Na nowej płycie czuję się w pełni zaspokojony wynikiem naszych poszukiwań.

 

 

MM: Pytam, bo poprzednim razem, gdy rozmawialiśmy, wspominałeś, że wciąż macie przed sobą napisanie największego hitu świata.

 

AM: Przy tej płycie zamknęliśmy oczy i wsiedliśmy do rakiety na Marsa, bo zostaliśmy wezwani. Kto w czasie takiej podróży myślałby o radiu czy krytykach… Fani sami ocenią, czy go już napisaliśmy, czy jeszcze nie (śmiech).

 

MM: Skąd zatem ta ponurość, która przebija się przez większość utworów na płycie?

 

AM: Wesoły człowiek weźmie tę płytę i powie, że go nie bawi, bo go smuci. Pójdzie dalej i znajdzie coś wesołego dla siebie. Czasy będą mu sprzyjać – jest ogrom wesołych rzeczy w muzyce! Ale tam, gdzie postawił kropkę, zaczyna się dla nas kopalnia emocji, o których my uważamy, że teraz trzeba było zaśpiewać. Wierzymy, że jest sporo ludzi wrażliwych, dla których ta płyta na pewno nie będzie ponura, a w której odnajdą swoje głęboko skrywane uczucia. Jako alternatywa, w oczywisty sposób chcemy dotrzeć do ludzi wrażliwych, a że jest ich mniej, niż ludzi wesołych, no cóż…

 

MM: Wyczuwam więc rolę terapeutyczną tej płyty – nie tylko dla Was, ale i dla słuchaczy.

 

AM: Uważam, że jesteśmy usprawiedliwieni momentem, w którym powstała i daliśmy z siebie wszystko, żeby zakląć w 60 minutach ogrom smutku, przemyśleń o egzystencji, niepewności bycia i chujowości świata, który nas otaczał. Czułbym się głupio, paradując z wesołą miną, kiedy z każdej strony sufit wali ci się na łeb. Po prostu byliśmy tym razem bardziej romantyczni, niż lekkich obyczajów. Zapraszamy do tego świata, a ciekawość głodnego zostanie zaspokojona.

 

MM: Przy okazji „Best Of…” mówiliście, że przestaliście być zespołem młodzieżowym. A do kogo zatem dziś zwracają się RLO?

 

AM: Świat muzyczny przyspieszył, zjadł swój ogon, rozmnożył się i wymieszał, po drodze tracąc większość sensu i czytelność zasad poruszania się po nim. Najgorsze doświadczenie, które mogliśmy przeżyć jako zespół, to potrzeba ustalenia swojego targetu i potem sumienne zdobywanie takich, a takich odbiorców. Te rzeczy narzucają wytwórnie i menagerowie, żeby łatwiej było im tym zarządzać: ci dla tych, a ci dla tych. To jest taka szufladka, a to taka. Kończąc kontrakt z warszawską wytwórnią i zakładając własną, pozbyliśmy się tego pytania. „Proszę spróbować posłuchać naszej muzyki” – mówimy, „obejrzeć teledyski i zobaczyć, czy to dla ciebie, a na koncercie to już w ogóle dać się zaskoczyć” – mówimy. Jesteśmy kulturalnymi romantykami, nie chcemy się narzucać.

 

MM: No właśnie, założyliście własną wytwórnię Stąd Records, która oznacza większą niezależność, ale i większą odpowiedzialność

 

AM: Wręcz przeciwnie. Zamiast jeździć do hipermarketu po warzywa, zrobiliśmy sobie w ogrodzie mini-szklarnię, gdzie wszystko jest pod ręką i sami decydujemy, co i jak duże ma urosnąć. To mniej więcej takie uczucie. Poza tym, skoro teraz umieliśmy wszystko zrobić sami, to chyba świadczy o tym, że umieliśmy to już wcześniej. Zostawię sobie wnioski, które wyciągnąłem z ostatniej dekady w SP na kiedyś. Póki co patrzymy tylko przed siebie.

 

MM: Premiera płyty była połączona z wystawą fotografii w Olsztynie. Jak to wyglądało?

 

AM: Stworzyliśmy wraz z zaprzyjaźnionym fotografem z Olsztyna Piotrem Dowejko dystopijną sesję opartą na człowieku w sporze z naturą, którą przez miesiąc można było oglądać w formie instalacji, w świetnej przestrzeni wystawowej. Chcieliśmy wizualnie przyciągnąć do siebie osoby lubiące estetykę w przekazie, żeby później ułatwić im wejście w świat słów i dźwięków jaki wykreowaliśmy. Fotografie te są załączone jako książeczka do naszej płyty.

 

MM: Ruszyliście w trasę. Będziecie też występować na festiwalach?

 

AM: Póki co rozmawiamy z różnymi organizatorami o dostępności terminów, lato jest jeszcze luźne. Teraz skupiamy się na promowaniu płyty na koncertach klubowych – te spotkania są dla nas kluczowe.

 

Rozmawiał: Maciej Majewski

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz