IKS

The Mars Volta – „The Mars Volta” [Recenzja] dystr. Warner Music Poland

mars-volta-mars-volta

Powrót formacji The Mars Volta od jakiegoś czasu „wisiał w powietrzu”. Tajemnicza zapowiedź w mediach społecznościowych, która pojawiła się w marcu tego roku była tylko preludium do prawdziwego „comebacku”. Zanim fani grupy mogli zapoznać z kolejnym studyjnym albumem, muzycy zaproponowali reedycje winylowe swoich poprzednich dzieł. Każdy jednak czekał na coś zupełnie premierowego. I jak grom z jasnego nieba w czerwcu wylądował w sieci „Blacklight Shine”, pierwszy od dziesięciu lat nowy utwór, który mógł zwiastować modyfikację stylu. Ale czy ktoś się spodziewał takiej rewolty?

Oczywiście, grupa nadal kombinuje, bawi się tym wszystkim, ale na albumie „The Mars Volta” próżno szukać rozbudowanych kompozycji trwających po 8-10 minut czy więcej. Wystarczy wspomnieć, że najdłuższa rzecz, „The Requisition”, zamyka się w czasie – uwaga! – 4:12. Cały zaś krążek, na którym znalazło się aż 14 kompozycji, nie dobił nawet do trzech kwadransów. Ortodoksyjni fani TMV musieli być w szoku, kiedy po raz pierwszy poznali tego typu szczegóły siódmego albumu. Nie zdziwię się, jeśli dostali zawału po wysłuchaniu zawartości następcy „Noctourniquet”.

 

No cóż, można byłoby napisać, że The Mars Volta to teraz popowy zespół, ale to uproszczenie zbyt daleko idące. Tak łatwo z tą grupą nie ma. Cedric Bixler-Zavala, Omar Rodriguez-Lopez i spółka nie dają prostych odpowiedzi. Bo choć mamy do czynienia ze zdecydowanie krótszymi numerami, to ciężko o większości z nich powiedzieć, że to przeboje, które można byłoby nucić i usłyszeć w komercyjnych stacjach radiowych. Pod tym względem wybija się na pewno psychodeliczny i balladowy „Vigil”, napędzany bębnami i wpływami latynoskimi „Blacklight Shine” czy „Shore Story”, który bardzo dużo zawdzięcza muzyce z lat osiemdziesiątych. Poza tym – no trzeba się z „The Mars Volta” dość konkretnie osłuchać, w sprzyjających warunkach, kiedy nic nas nie rozprasza. Inaczej – dużo rzeczy tu umknie i wpłynie na ostateczną ocenę.

 

Dalsza część recenzji pod teledyskiem

 

Fani dawnej odsłony Volty powinni ucieszyć się z mocno pokombinowanego „Flash Burns From Flashbacks” (wokal swoje, instrumenty swoje). Znakiem rozpoznawczym grupy są klimaty hiszpańskie, o których ciut wspomniałem w poprzednim akapicie. I nie kończą się tylko na otwierającej całość kompozycji. Tytuł „Que Dios Te Maldiga Mi Corazon” zdradza przecież wszystko. Szkoda tylko, że ten numer kończy się po zaledwie po 1:41 – zwłaszcza, że zaczyna się fajnie rozkręcać i nagle jest brutalnie przerwany. Tak się nie robi drodzy muzycy! Mroczny, niepokojący klimat unosi się w „Equus 3”, w którym słychać sporo elektroniki oraz jazzu, i „Collapsible Shoulders”. Rockowy pazur grupa pokazuje natomiast w „No Case Gain”. To przecież dance-punk. Wokalnie jednak ten numer został spartaczony. Sporo na „The Mars Volta” ballad. Oprócz wspomnianego „Vigil”, są jeszcze „Palm Full of Crux” (kojarząca się z twórczością The Beatles ze względu na bogate instrumentarium) czy „Tourmaline” (TMV w wersji jakże ascetycznej). Wielopoziomowość tej muzyki może zachwycać – co do tego zgoda, choć łatwo w tej krainie się pogubić. W dłuższej perspektywie czasowej nie przekonują mnie do końca „Palm Full of Crux”, „No Case Gain” i „Collapsible Shoulders”.

 

Zatytułowanie kolejnego albumu, a nie debiutu, po prostu nazwą zespołu, może oznaczać, że oto mamy do czynienia z nowym początkiem. Czy definitywnie muzycy The Mars Volty rozstali się z długimi, progresywnymi formami? Czas pokaże. Mnie cieszy, że grupa, po tak długiej przerwie wydawnicze, nie boi się eksperymentów, a także negatywnych reakcji ze strony najzagorzalszych kibiców TMV. – Utrata fanów wpisana jest w to, co robimy. Nie ma nic lepszego niż tracić fanów. Prawdziwy fan zainteresowany jest tym, co dzieje się teraz, a cała reszta próbuje kontrolować to, co robisz – przyznał w jednym z wywiadów Omar Rodriguez-Lopez.

 

„The Mars Volta” to odważna, nomen omen, wolta w ich karierze. Kierunek ciekawy, ale jeszcze wymagający odpowiedniego podrasowania, bo to nie jest wybitny krążek pozbawiony wad. O ich przyszłość jednak zupełnie się nie martwię.

 

Ocena ( w skali od 1 do 10)  7  przerażających Marsjan

👽👽👽👽👽👽👽

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. Blacklight Shine
2. Graveyard Love
3. Shore Story
4. Blank Condolences
5. Vigil
6. Que Dios Te Maldiga Mi Corazon
7. Cerulea
8. Flash Burns From Flashbacks
9. Palm Full of Crux
10. No Case Gain
11. Tourmaline
12. Equus 3
13. Collapsible Shoulders
14. The Requisition

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz