IKS

Matias Kupiainen (Stratovarius) [Rozmowa]

matias-kupiainen-stratovarius

“Klasyczny power metal jest martwy” – wypalił podczas naszej rozmowy Matias Kupiainen, gitarzysta Stratovariusa. Skąd ta kontrowersyjna opinia? I czy muzykom fińskiej legendy na nowej płycie udało się go jednak ożywić? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w poniższym wywiadzie, przeprowadzonym z okazji premiery krążka “Survive”.

 

Grzegorz Morawski: Witaj Matias. Wasza ostatnia płyta, Eternal, ukazała się 7 lat temu. Dlaczego tak długo kazaliście czekać na nowe wydawnictwo?

Matias Kupiainen: Witaj. Prawda jest taka, że nowy materiał zaczął powstawać krótko po wydaniu Eternal, czyli w latach 2016-2017. Tyle że sytuacja wyglądała w ten sposób, że cały ciężar twórczy spoczął na moich barkach. Byłem jedynym, który wtedy tworzył nowe rzeczy dla zespołu. I w końcu powiedziałem dość – chrzanię to (śmiech). Zależało mi, żeby pozostali członkowie zespołu też się zaangażowali. Później jeździliśmy w różne trasy, a w końcu nastała pandemia i dopiero w 2021 roku zmobilizowaliśmy się wraz z Jensem (Johanssonem – klawisze) i Timo (Kotipelto – wokal), by zamknąć się w studiu i napisać nowy materiał. Większość numerów z “Survive” powstała między styczniem a lipcem 2021 roku.

 

GM: Mieliście jakiś konkretny zamysł artystyczny, który przyświecał wam przy komponowaniu?

MK: Tak. Dotychczasowe albumy Stratovariusa były skoncentrowane na muzyce, na riffach, instrumentalnych melodiach. Bardzo zależało nam, żeby zmienić podejście. Chcieliśmy, by tym razem wokal był na pierwszym planie, żeby to warstwa liryczna nadawała ton poszczególnym numerom. Tworzyliśmy melodie tak, by uwydatnić potencjał głosu Timo. Wcześniej każdy nagrywał demówki w domu, później spotykaliśmy się i łączyliśmy pomysły w całość. Tym razem pracowaliśmy razem, z określoną wizją.

 

GM: Czy wizja dotyczyła też tematów, które chcieliście poruszyć na płycie? Wystarczy spojrzeć na okładkę Survive i tytuły kawałków, by zauważyć, że wyszło dość apokaliptycznie. Udzielił wam się “covidowy” nastrój?

MK: Fakt, podczas pandemii chyba wszystkim towarzyszyły mroczne myśli. Ale to nie tak, że chcieliśmy, by nad płytą unosił się klimat dni ostatecznych. Przypomnę, że część numerów, jak choćby tytułowy “Survive” powstała na długo przed pandemią. Myślę, że teksty powstały w naturalny sposób, jako wyraz pewnych naszych obserwacji. Nie tylko pandemia, ale też katastrofa klimatyczna, wojny. Ludzie niszczą swoją planetę, ale świetnie się bawią i mają w dupie konsekwencje swoich działań. Tytuł płyty oznacza przetrwanie, choć jestem daleki od twierdzenia, czy jako ludzkość czeka nas happy end…

 

GM: Warstwa muzyczna koresponduje z wagą tematów – mam wrażenie, że nowe numery brzmią ciężej, agresywniej…

MK: Po nagraniu Eternal miałem uczucie, że na kolejnej płycie powinniśmy pójść w bardziej nowoczesnym kierunku. To nadal miał być power metal, ale odświeżony, z nowymi pomysłami. Stąd eksperymenty z rytmem, które słychać np. w Broken czy w tytułowym Survive. Ja zresztą przy każdym nowym nagraniu staram się motywować siebie samego do przekraczania swoich granic, jeśli chodzi o warsztat muzyczny. Chcę się ciągle rozwijać jako gitarzysta. Efekt jest taki, że często proponuję riffy na tyle trudne, że potem musimy sporo czasu siedzieć z chłopakami, by je opanować i być w stanie na luzie zagrać.

 

GM: Jesteś jedynym gitarzystą w grupie. Jak ci się gra w takiej konfiguracji? To chyba komfortowa sytuacja, bo masz więcej przestrzeni dla siebie? Zwłaszcza mając solidne wsparcie w postaci Jensa na klawiszach…

MK: Rzeczywiście, Jens jest wybitnym muzykiem i świetnie nam się razem gra. Ale powiem Ci, że na koncertach brakuje mi drugiej gitary. Obecna konfiguracja ma tradycyjny charakter. Stratovarius zawsze grał w ten sposób. Natomiast czasami mam wrażenie, że brakuje nam ciężaru, który można byłoby uzyskać dzięki kolejnemu gitarzyście. Kiedy ja gram partie solowe, Jens oczywiście zapewnia podkład, ale brzmienie klawiszy to nie jest to samo co gitara rytmiczna.

 

GM: Krążek Survive kończy się ponad 10-minutowym “Voice of Thunder”. Poprzedni krążek, Eternal, zamykał równie długi “The Lost Saga”. Czy to już tradycja?

MK: Trudno powiedzieć, nie planowaliśmy tego. Wiesz, kiedy piszę utwór, to nie specjalnie mnie interesuje, co nim pomyślą fani czy dziennikarze. Liczy się tylko to, czy mi się podoba. Nigdy też nie nastawiam się na konkretny efekt artystyczny, nie zmuszam się do realizacji określonych zamysłów. Kiedy komponuję, zaczynam od ciszy. Ona jest na początku i z niej wyłania się zarys riffów, a potem całego utworu. Zawsze na początku pracuję nad refrenem, który jest znakiem rozpoznawczym każdego utworu. Intro powstaje dopiero na koniec. Dla mnie tworzenie utworu jest trochę jak malowanie obrazu. Na początku powstaje tło, potem kontury, z których wyłaniają się obiekty, postaci. W ostatnim kroku pracujemy nad szczegółami. I tak się zdarza, że czasem powstaną tak długie rzeczy jak…

 

GM: A czy tobie, jako wykształconemu, doświadczonemu gitarzyście nie jest już trochę duszno w sztywnej konwencji power metalowej. Warsztatowo to jest oczywiście bardzo skomplikowana muzyka, ale z drugiej strony pozostaje ona w ramach dość powtarzalnej konwencji kompozycyjnej. Nie męczy Cię to?

MK: Cóż, moim zdaniem klasyczny power metal jest martwy. Wszystko, co powstało w tym gatunku po latach 90. jest już zjadaniem własnego ogona. Działa wiele zespołów, które starają się pozostać wierne korzeniom power metalu. ale przynosi to opłakany skutek. Po prostu powtarzają w kółko te same piosenki. Nuda. Ja bardzo nie chciałbym utknąć w przeszłości i dlatego staram się szukać nowych rozwiązań, przekraczać granice. Zresztą, Stratovariusa tworzą dziś zupełnie inne osoby niż na początku działalności zespołu. Nawet jeśli ludzie chcieliby, żebysmy brzmieli i robili piosenki jak za czasów Timo Tolkkiego (wokalista i gitarzysta grupy z okresu “klasycznego” składu Stratovariusa – przyp. GM), to nie będziemy, bo nim nie jesteśmy. I nie jest to w ogóle naszą intencją, by powtarzać tamten styl. Chcemy ewoluować. Nigdy nie powiem, że jesteśmy progresywni, ale na pewno wprowadzamy do power metalu dużo nowatorskich elementów.

 

GM: Czerpiesz inspiracje ze współczesnej muzyki metalowej?

MK: Szczerze mówiąc, to nie słucham zbyt wiele muzyki. Wystarczy mi kontakt z muzyką przy tworzeniu i graniu. Ale oczywiście są fajne kapele, które robią ciekawe rzeczy. Podoba mi się ten djentowy trend w cięższej muzyce. Np. takie Architects. Z klasyki nadal lubię czasem zapuścić Dream Theater, Symphony X czy Steve’a Vaia – to w końcu moje dzieciństwo. Choć przyznam, że wolę ich starsze nagrania. Nowe nie mają już tej świeżości.

 

GM: Nie ciągnie Cię do własnych projektów? Nie wszyscy wiedzą, że grałeś też np. pod własnym grindcorowym szyldem Fist in Fetus. Usłyszymy cię w najbliższym czasie poza Stratovariusem?

MK: Oczywiście, nadal tworzę dużo rzeczy dla siebie, ale Stratovarius jest obecnie priorytetem. Zresztą mam dużo innych zajęć poza graniem i koncertowaniem. Mam własne studio nagraniowe w Helsinkach, współpracują też z firmą Neural DSP przy tworzeniu efektów gitarowych. Nowa edycja modelującej “podłogi” dla gitarzystów Quad Cortex będzie zawierać moje autorskie presety brzmieniowe.

 

GM: Rozumiem, że wykorzystujesz ten efekt podczas gry na żywo?

MK: Tak, ale na występy zabieram ze sobą też tradycyjne kolumny i wzmacniacze. Lubię mieć kilka opcji. Natomiast jeśli chodzi o gitarę, to od wielu lat korzystam z instrumentów fińskiej marki Ruokangas.

 

GM: Czy podczas trasy promującej Survive zobaczymy was w Polsce?

MK: Mam wielką nadzieję, że tak się stanie. Na razie zagraliśmy kilka koncertów na festiwalach w Finlandii. Mieliśmy występować w Europie w drugiej połowie 2022 roku, ale niestety z przyczyn niezależnych od nas trasa została odwołana i prawdopodobnie dojdzie do skutku dopiero na początku przyszłego roku. W każdym razie mam nadzieję, że zawitamy do waszego kraju. Dobrze wspominam ostatnią wizytę w Polsce. Choć pamiętam, że dzień przed koncertem wypiłem trochę za dużo wódki z jakimiś ludźmi w parku. Co to była za trucizna! Już nie pamiętam, w każdym razie odczuwałem skutki jeszcze następnego dnia podczas koncertu (śmiech).

 

GM: Nie przesadzaj, w Finlandii raczej nie gardzi się wódką (śmiech)

MK: No rzeczywiście.. Ale to było parę lat temu, teraz już zdecydowanie ograniczyłem spożycie, zwłaszcza przed koncertem. Poza tym niedawno urodziło mi się drugie dziecko, więc poza graniem mam też więcej obowiązków domowych.

 

GM: Gratulacje zatem. I mam nadzieję, do zobaczenia nad Wisłą.

MK: Do zobaczenia!

 

Rozmawiał: Grzegorz Morawski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz