Choć na swoim najnowszym albumie śpiewają, że „To wszystko kiedyś minie”, patrzą z nadzieją na swoją muzyczną przyszłość. I słusznie, bo ich najnowszy krążek poraża świeżością, fantastyczną energią i wyszukanym brzmieniem. Z Jakubem Żwirełło oraz Bartłomiejem Maczalukiem, czyli duetem Wczasy, porozmawiałem dla SztukMix o wrażeniach związanych z wydaniem drugiej płyty, koncertowych planach na 2022 rok, a także o muzycznych inspiracjach oraz o tym, czego aktualnie słuchają. (UWAGA! Wywiad został przeprowadzony przed inwazją Rosji na Ukrainę)
Jakub Banaszewski: Przede wszystkim na wstępie chciałbym Wam chłopaki bardzo pogratulować kapitalnej nowej płyty, która zdecydowanie rzutem na taśmę ustawiła mi muzyczną końcówkę zeszłego i początek tego roku, bo chce się do nie wracać i za każdym razem znajduję w niej coś nowego. I tak zaczynając od samego początku, od tytułu Waszego krążka („To wszystko kiedyś minie”), nietrudno dostrzec, że jest w nim zawarta pewna obietnica, ale też nadzieja. Czy to pewnego rodzaju tęsknota za nie tak przecież odległym czasem, kiedy granie, koncerty i spotykanie się na żywo były normalne i o wiele prostsze?
Jakub Żwirełło: Nie wiem czy to stricte można przyrównać do sytuacji covidowej. Na pewno wszystkich nas już to męczy i siada nam na głowy, ale myślę, że ten tytuł można rozpatrywać szerzej i w sumie jak myśleliśmy o nim, to myśleliśmy, że to wszystko kiedyś minie – w sensie te złe rzeczy, które nas teraz dotykają, ale niestety te dobre rzeczy też miną, tak samo relacje międzyludzkie i miłe momenty. No niestety, życie to sinusoida.
Bartłomiej Maczaluk: Jest to płyta w dużej mierze o przemijaniu i nie było naszym zamiarem opowiadać o aktualnej sytuacji tak w stu procentach. To oczywiście gdzieś tam się przebija, w naszych głowach też to na pewno jest, ale chodziło nam raczej o szerszy kontekst.
JB: Od wydania Waszej pierwszej płyty „Zawody” mijają już cztery lata… Tak jak mówicie, obecna sytuacja dotknęła nas wszystkich, a czy Wam w jakiś sposób pomogła? Czy wpłynęła na prace nad powstaniem nowego albumu? Mieliście więcej czasu na dopracowanie brzmienia?
JŻ: Teoretycznie tak. Tak naprawdę w lutym 2020 roku pojechaliśmy na domek w Warmii, żeby przez tydzień odciąć się trochę i pracować nad albumem i myśleliśmy, że w maju 2020 roku wydamy drugą płytę, ale wiadomo – wszyscy wiedzą co się stało – i potem jak dojechał covid to na początku myśleliśmy, że mamy teraz więcej czasu, więc spoko – dokończymy to…
BM: Ale okazało się, że trochę demotywująco to zadziałało.
JŻ: Tak, wizja tego, że nie wiadomo kiedy znowu zaczniemy grać koncerty, kiedy branża się otworzy, czy w ogóle jest sens wydawać płyty, była demotywująca.
BM: Nigdy nie wątpiliśmy w sens wydania płyty, ale biorąc pod uwagę jak dużo koncertów gramy i jak dużo koncertów zagraliśmy z „Zawodami”, chcieliśmy, żeby za wydaniem nowej płyty poszła też trasa koncertowa i żeby można było znowu zaprezentować nowy materiał na żywo, więc covid nam trochę pokrzyżował te plany.
JŻ: No i potem wpadliśmy jednak w taki marazm, ale koniec końców zebraliśmy się w sobie i ostatnie pół roku przed wydaniem albumu już intensywnie pracowaliśmy. Materiał i kompozycje były gotowe dużo wcześniej, ale samo dopracowywanie oraz to, że zdecydowaliśmy się sami go miksować, potem
z pomocą Piotrka Maciejewskiego, sprawiło, że za dużo decyzji było do podjęcia, często coś zmienialiśmy i dlatego tyle to trwało.
JB: Dokładnie, wszyscy mieliśmy niby więcej wolnego czasu, ale tak jak mówicie, mimo wszystko to zamknięcie działa w odwrotny sposób – mamy czas na wszystko, co wcześniej odkładaliśmy, ale co z tego, jeśli nie ma tych bodźców z zewnątrz. Ale tutaj chciałem też podkreślić i pogratulować, że produkcyjny rozstrzał na nowej płycie jest mega dostrzegalny. Wasza pierwsza płyta „Zawody” była może bardziej lekka, beztroska, ale tutaj mamy już naprawdę konkretną produkcję, głębsze brzmienie i takie, moim zdaniem, poważniejsze podejście do tematu płyty jako całości. Może nie pod względem koncepcyjnym, ale pod względem spójności klimatu.
JŻ: Dzięki, to się zgadza.
BM: Do tego w sumie zmierzaliśmy, więc bardzo dobrze, że to słychać.
JŻ: Staraliśmy się jakąś spójność nadać temu materiałowi, przynajmniej w taki sposób, żeby album nie wychodził od jakiejkolwiek koncepcji, po prostu nagrywaliśmy utwory i patrzyliśmy co przyjdzie dalej. Też te rzeczy produkcyjne się rozwinęły, bo udało nam się kupić o wiele więcej sprzętu i tak naprawdę dzięki temu na nowo rozgrzebywaliśmy kawałki i w jakiś sposób próbowaliśmy wykorzystać nowy syntezator, efekty itd. No i też dużo się nauczyliśmy, siedząc nad produkcją i zrobiliśmy to najlepiej jak umieliśmy w tym momencie.
JB: Wasza pierwsza płyta była świetna, ale tutaj mamy już zbiór samych najlepszych bangerów, które słucha się świetnie od początku do końca i wpływa na to przede wszystkim bogatsze brzmienie. Ale na „To wszystko kiedyś minie” jest też wielu nowych gości, co jest tutaj istotnym novum. I ta współpraca z nimi wyszła bardzo naturalnie, każdy z nich dołożył coś od siebie, zachowując jednocześnie Wasz autorski styl i brzmienie. Który z gości wniósł według Was najwięcej na Wasz drugi album? Opowiedzcie coś więcej o tej współpracy.
JŻ: Myślę, że każdy wniósł coś od siebie. Ciężko byłoby tu jakoś wyrokować, bo po prostu każdy z gości, który dodał coś do kawałka, popchnął ten kawałek, może nie jakoś w inną stronę, ale po prostu jest to jakaś fajna wartość dodana.
BM: My nie oceniamy, dla nas każda współpraca jest tak samo cenna i wartościowa i bardzo się cieszymy, że udało się w tak naturalny sposób zawrzeć obecność tych gości na płycie.
JŻ: To są po prostu nasi znajomi, których poznaliśmy, spotykając się w różnych sytuacjach muzycznych. Nagrywając ten materiał w ogóle nie myśleliśmy za bardzo o featach i wszystkie wyszły, tak jak mówisz, naturalnie i w zasadzie wyszło to na zupełnym spontanie.
JB: Dokładnie, bez zbędnych kalkulacji. A czy w tym czasie udało się chociaż spotkać w studiu czy według popularnych ostatnio trendów, była to współpraca online?
BM: Jedyna zdalna współpraca tutaj to z dziewczynami z Enchanted Hunters (w utworze „Tak pięknie”), choć w tym czasie się widzieliśmy niejednokrotnie, ale nie w celach nagraniowych w studiu, ale raczej gdzieś po koncercie, czy towarzysko. Dziewczyny nagrały te wokale u siebie i nam później wysłały. A reszta powstała u nas w studiu. Również Mateusz „Eurodanek” Danek przyjechał do nas i kończyliśmy „Trans” na miejscu. Gosia Zielińska (pojawia się w utworze „Pogoda”) też tutaj nagrywała i tak samo było z Iwoną Skv („Inny świat”).
JB: Wyszło świetnie. Ale muszę przyznać, że chyba moim ulubiony utworem z płyty jest „Dylatacja” – to taki wybitnie koncertowy numer, który przez powolne budowanie klimatu przywołuje skojarzenia z rozbudowanymi kompozycjami, ale u Was na szczęście ten balonik jest szybko przekuty przez – moim zdaniem Wasze najmocniejsze strony – szczerość i prostotę. Za Wami już parę koncertów z nową płytą… Po które utwory sięgacie teraz najchętniej? Bo wszystkie są oczywiście mega emocjonalne, ale różnią się też skalą ekspresji. Na co najmocniej stawiacie podczas konstruowania setlisty?
JŻ: Wiesz co, tak naprawdę to gramy wszystkie kawałki z płyty, oprócz „Pogody”. Mi osobiście chyba najlepiej gra się „Tyle słów” i „Dylatację” z nowych utworów, ale tak naprawdę dobrze mi się gra cały nowy materiał.
BM: Ja bardzo lubię „Trans” – to jest zawsze moment kulminacyjny każdego koncertu, bo tak się jakoś układa, że gramy go zazwyczaj gdzieś tak w połowie seta. W ogóle setlisty piszemy zazwyczaj przed samym koncertem, czasami nawet 5 minut przed wyjściem na scenę. W zależności od nastroju, od tego jak bardzo jesteśmy zmęczeni, jak chcemy naszą energię rozłożyć albo po prostu zastanawiamy się jak w danym miejscu będzie najlepiej zagrać. Póki co odbiór jest bardzo dobry, zagraliśmy kilka koncertów i świetnie się bawiliśmy na każdym z nich.
JB: A propos koncertów, czujecie teraz różnice podczas tych ostatnich koncertów pod względem odbioru muzyki przez fanów? Czy po tych dwóch latach, fani są wciąż spragnieni muzyki na żywo i reagują mocniej czy już przywykli do tego nowego systemu działania tras, które uzależnione są od tego czy aktualnie można grać? Bo muszę przyznać, że przygotowując się do rozmowy przypomniałem sobie mój pierwszy Wasz koncert i to było na Off Festivalu w 2019 roku – niesamowity i szalony koncert, ale z perspektywy czasu wydaje się totalnie wyjęty jakby z innego świata. Czy teraz te reakcje fanów są inne, bardziej żywe?
JŻ: Myślę, że ogólnie reakcje są żywe, ale przez sytuację, o której mówimy od początku, czasami mniej ludzi przychodzi na koncerty albo decyduje się na przyjście w ostatniej chwili, bo też uzależnia to od swojego zdrowia. Różnie się układa. Ale to co mówisz o festiwalach i o Offie, bo w sumie była to ostatnia edycja, która się odbyła – też bardzo dobrze to wspominamy, przede wszystkim łażenie po terenie festiwalu bez maski. Dzisiaj wspominam to jak jakiś odległy sen.
BM: Mimo tego, że jesteśmy zaszczepieni to jednak ta świadomość gdzieś tam istnieje, że są ograniczenia, że też nie wiemy jak inne osoby się czują w otoczeniu osób, które mogą być potencjalnie nosicielami wirusa itd. Przez to, że tych informacji jest bardzo dużo i atakują nas z każdej strony, to jakoś tam kształtuje to świadomość i myślę, że wpływa na ludzi, aczkolwiek na koncertach ja osobiście nie odczułem za bardzo dystansu albo innego odbioru muzyki.
JB: Chyba taki największy boom był rok temu w wakacje, kiedy faktycznie pierwszy raz można było iść na festiwal na świeżym powietrzu, ale wiadomo, że chcemy jak najszybciej wrócić do tej normalności. A czy właśnie ten ciągły brak pewności i nieregularność wpływa na Wasze codzienne funkcjonowanie i planowanie życia w trasie?
BM: Byliśmy zmuszeni przenieść nasze koncerty, które były zaplanowane na chwile przed świętami 2021 roku, w trzecim tygodniu grudnia i stwierdziliśmy, że jednak nie jest to najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę wzrost zachorowań, więc przenieśliśmy te koncerty.
JŻ: Tak, mamy nadzieję, że w letnim i wiosennym sezonie zacznie to powoli wracać do normalności.
BM: No i liczymy na to, że festiwale w tym roku już będą się odbywały normalnie. Mam nadzieję, że się nie rozczarujemy.
JB: Trzymamy za to kciuki, ale już tak odchodząc od tej przykrej tematyki, Wasze teledyski, ale też i filmiki, które nagrywaliście w zeszłym roku pełne są autoironii i absurdalnego humoru. Czy to odpięcie wrotek przed kamerą sprawia, że Wasza muzyka staje się lżejsza i bardziej przystępna? Bo teksty, często mniej lub bardziej ironiczne, są takim lustrem do niekoniecznie zawsze kolorowej rzeczywistości dla wielu słuchaczy…
JŻ: No wiesz, to jest odpięcie wrotek nie tylko przed kamerą, ale również na co dzień (śmiech). My w wywiadach, w życiu na co dzień nie traktujemy siebie zbyt poważnie, ale w tym co robimy
w muzyce nie ma beki, to jest na serio.
BM: Te filmiki, o których powiedziałeś były dosyć dawno. Chyba, że chodzi o te nagrywane jeszcze w pandemii. Wcześniej było tego więcej, wrzucaliśmy je dosyć regularnie. Prawie przed każdym koncertem nagrywaliśmy tego typu filmy, zapraszające na koncerty i one znajdują się na naszym Facebooku. I tego było naprawdę sporo, a ostatnimi czasy trochę chyba straciliśmy na to aż taką zajawę, codzienność nas dojeżdża, ale trochę też ta formuła się wyczerpała. Kto wie, może jeszcze kiedyś wrócimy z czymś podobnym.
JB: No właśnie, a te teledyski stylizowane na erę VHS-ów…
BM: Nie są stylizowane! One są prawdziwe, nagrane na taśmie!
JB: O, to tym bardziej szacun! Ale ten trend w ostatnich latach, moda na nostalgię, na powrót do lat 80. i 90., to jest też powrót tego brzmienia, które jest Waszym znakiem rozpoznawczym. Coś co jeszcze kilka, kilkanaście lat temu mogło być uznawane za kicz, dzisiaj cieszy się popularnością i wydaje się być uniwersalne i świeże jak nigdy dotąd. Dostrzegacie gdzieś ten fenomen powrotu do tych wpływów?
BM: Ja to oczywiście zaobserwowałem, jest tak jak mówisz, bardzo dużo jest tej nostalgii, retromanii i powrotu do starych czasów. I często jest to stylizowane, ale uważam, że jest to tylko środek wyrazu artystycznego i czasami ja to odbieram jako naturalne i widzę w tym jakąś szczerość, ale czasami widzę też chęć podpięcia się pod jakiś trend, więc to naprawdę zależy i nie oceniam samej technologii, bo jest to po prostu technologia. Czasami jest to ślepe podążanie za modami, a czasami jest to sposób na odkrywanie samego siebie, swoich fascynacji z młodzieńczych lat, z dzieciństwa i przetwarzanie tego na współczesny język, więc ciężko stwierdzić, czy to jest ok, czy nie. Po prostu rozpatruje każdy przypadek osobno.
JŻ: No, ale na pewno jest tak jak mówisz, jeśli chodzi o gwiazdy pop wielkiego formatu, to skumały po iluś latach: „Ej, no teraz może ejtisowe kawałki będziemy robić”, więc jakby ten przekaz na nostalgię i syntetyczne brzmienia gdzieś jest, ale dokładnie tak jak Bartek powiedział – albo komuś wierzysz, że ktoś to robi z potrzeby serca, tak jak czuje, albo robi to, bo jest taka moda.
BM: Bardzo dobrze to podsumowałeś. Mój zbyt długi wywód został podsumowany w dwóch zdaniach
i dziękuję Ci za to.
JŻ: Dzięki (śmiech).
BM: W naszym przypadku to jest też tak, że my robimy muzykę na autentycznym sprzęcie i wiąże się to z fascynacją tą technologią i analogowym brzmieniem. To nie są wtyczki, to nie jest stylizowane, tylko gdzieś tam po prostu odkrywamy te instrumenty po swojemu, a to co jest piękne w analogowych syntezatorach z lat 80. i wcześniejszych to, że one potrafią bardzo zaskoczyć i czasami na podstawie jakiegoś zupełnie przypadkowego ruchu gałką można ukręcić naprawdę niesamowite brzmienie. To nie jest posługiwanie się jakimiś presetami, wgranymi z banków brzmień, tylko po prostu szukamy czegoś co nam się podoba i to co w nas rezonuje. Jako że ja urodziłem się w latach 80, a Kuba na początku lat 90., to gdzieś tam gra to nam w duszach.
JB: I to doskonale to słychać na Waszej nowej płycie, bo można powiedzieć, że są tu brzmienia i syntezatorowe, synthpopowe, nowofalowe, ale każdy kawałek brzmi inaczej, każdy ma inny smaczek, który go wyróżnia. No właśnie, tych inspiracji jest sporo i je słychać. A kiedy tworzycie nowy materiał to wyłączacie się na muzyczne bodźce z zewnątrz, czy wręcz przeciwnie, chłoniecie te inspiracje jeszcze bardziej, żeby je przetworzyć na swój język. Jak to wygląda u Was? Jak wygląda ten proces powstawania nowego materiału i właśnie chłonięcia tych inspiracji?
JŻ: Wiem, że co niektórzy robią tak, że jak nagrywają nowy materiał to nie słuchają w ogóle muzyki. Czytałem np. wywiad z Kevinem Parkerem z Tame Impala, który tak robi, oglądałem też sesję zespołu Amen Dunes w KEXP i koleś mówił, że w ogóle nie słucha innej muzyki, tylko robi swoją. A u nas wygląda to tak, że pół roku tak naprawdę straciliśmy głównie na słuchaniu muzyki.
BM: Bardzo często było tak, że nasze prace studyjne kończyły się na tym, że po prostu czegoś słuchaliśmy.
JŻ: Noo, ale to nie jest takie słuchanie w poszukiwaniu inspiracji, tylko po prostu słuchamy muzyki dla przyjemności. Jesteśmy na co dzień melomanami, że tak się śmiesznie wyrażę, lubimy po prostu muzykę i to co z nas potem wypływa to pewnie ze względu na to czego słuchamy, jest to gdzieś w nas głęboko zakorzenione.
BM: Ja jeszcze od siebie dodam, że dla mnie moment, w którym wydaliśmy płytę to była duża ulga, jeśli chodzi o odbiór muzyki ogólnie. Poczułem, że zaczęło mi się lepiej słuchać muzyki, niż podczas intensywnej pracy nad tą płytą. Przyszło jakieś takie oczyszczenie i mogłem bardziej emocjonalnie podchodzić do muzyki innych artystów.
JB: Super, bo czuć, że przez Was to bardzo naturalnie przepływa i to nie jest wykalkulowane, wymuszone i zapakowane w jakąś szufladkę. Czy moglibyście podzielić się jakąś z ostatnich inspiracji? Coś co Wam dobrego wpadło ostatnio?
JŻ: Ja muszę przyznać szczerze, że z nowych rzeczy słuchałem ostatnio płytę naszych znajomych z zespołu Róża, tam śpiewa też Gosia z Enchanted Hunters. To jest najnowsza rzecz jaką słuchałem. Wczoraj gadaliśmy z Bartkiem o nowej płycie Black Country New Road i o tej sytuacji, że po wydaniu płyty wokalista odszedł z zespołu i nie będzie z nią grał koncertów, więc to dosyć mocny przekaz. A poza tym tak ostatnio nie miałem jakoś czasu słuchać nowych rzeczy i skupiam się na starociach i płytach, których jeszcze nigdy nie przesłuchałem.
BM: Ja z kolei ostatnio przedzierałem się przez podsumowania zeszłego roku…
JŻ: Ed Sheeran… (śmiech)
BM: Tak, Ed Sheeran, Taylor Swift. A tak naprawdę to utwór, który zrobił na mnie ogromne wrażenie i którym chciałbym się podzielić z osobami, które to przeczytają, to zespół Mass Gothic, a piosenka nazywa się „Nice Night”. To świetny utwór, który mnie mocno poruszył. Ale też ostatnio z takich nowszych rzeczy to Lil Ugly Mane wydał fajną płytę, Turnstile też ma mocne momenty na ostatniej płycie. A więc przebijam się jeszcze przez muzykę z zeszłego roku, bo poczułem, że to jest dobry czas dla mnie na słuchanie muzyki i odkrywam dużo rzeczy dla siebie.
JB: Zgadzam się, właśnie Black Country New Road czy ostatnio postpunkowe granie Yard Act…
BM: Te wszystkie postpunki mamy przesłuchane na bieżąco.
JŻ: Nowy singiel Fontaines D.C. – nic nowego, ale dobry songwriting. Myślę, że nie ma zaskoczenia, ale trzymają poziom. Wszystkie te postpunki i Brexitcory to jest muzyka, której obecnie najwięcej słuchamy, więc jest to już dla nas oczywiste.
BM: Przy czym ciągle też wracamy do jakichś starych rzeczy, np. ja ostatnio odkryłem dla siebie świetną płytę zespołu The Sound – „From The Lion’s Mouth”.
JB: A jak to u Was wygląda pod kątem kompozytorskiego podziału Wczasów? Najpierw muzyka, czy teksty? Jak dzielicie się wokalami? Ustalacie to jakoś czy pracujecie nad tym razem?
JŻ: Zawsze najpierw jest muzyka. Nigdy jeszcze nie było takiej sytuacji, że najpierw powstał tekst.
BM: Ale wcześnie zdarzały się sytuacje, że równolegle powstawał tekst i muzyka, przynajmniej jakieś zalążki.
JŻ: Na tej płycie też. „Tyle słów” czy „Opuścić dom” to są takie rzeczy…
BM: „Tyle słów” to w ogóle utwór Kuby, w 100 procentach napisany przez niego, więc słychać, że to jest coś co powstało niczym wielka improwizacja, jak Adam Mickiewicz (śmiech) – Kuba popłynął po prostu.
JŻ: A z utworami, które zaczynają się od kompozycji, to wokale różnie dobieramy. Jeśli ja zrobię jakiś utwór i nie ma w nim od razu wokalu, tylko sama muzyka, to potem patrzymy kogo wokal w danym utworze będzie pasował do klimatu.
BM: A zazwyczaj teksty powstają tak, że siedzimy razem w studiu nad utworem i po prostu dopisujemy kolejne linijki, będąc równocześnie krytykami dla siebie nawzajem.
JB: I ten układ się bardzo dobrze sprawdza, bo nie czuć między Wami rywalizacji. Tak samo na scenie wymieniacie się instrumentami i wokalem i przez to, że jesteście duetem, działa to bez zarzutu. Zapytam więc Was przekornie, jako duet, jakie są największe plusy nieposiadania perkusisty?
JŻ: Przede wszystkim logistyczne. Możemy tak naprawdę zagrać w każdym miejscu, bo jeśli nie ma perkusji, to gramy z kolumn, a że lubimy grać głośno, to głośność można dostosować nawet do grania w pokoju. Przy graniu prób też jest to w zasadzie plus. No i to, że miejsca koncertowe w Polsce, oczywiście nie wszystkie, bo jest już dużo świetnych klubów, ale zwłaszcza te mniejsze miejsca, są często akustycznie nieprzystosowane, więc na koncertach słychać samą perkusję, a reszta instrumentów się nie przebija. Ale też czasami brakuje nam na scenie tej energii, którą daje perkusista.
BM: Brakuje nam czasami grania z perkusją, bo to jest zupełnie inna energia i flow. Ale też pytanie, czy taką muzykę byśmy wtedy tworzyli, bo prawdopodobnie wtedy wpłynęłoby to na nasz styl.
JB: Ale dzięki temu, że możecie grać praktycznie wszędzie, Wasze koncerty są wyjątkowe. Jak wspominacie jakieś najbardziej dziwne i pamiętne miejsca, gdzie wystąpiliście?
JŻ: Na pewno na dachu klubu Powiśle w Warszawie, gdzie graliśmy kiedyś, to było fajne. Zagraliśmy też parę koncertów na chacie, no i w zeszłym roku na trasie w Czechach graliśmy w oknie kawiarni. Też w sumie jeden z naszych pierwszych koncertów był w oknie kamienicy na rynku w Poznaniu, ale w trakcie tego czeskiego koncertu do kawiarni weszła jakaś babcia i zaczęła mnie ciągnąć za ramię i coś do mnie po czesku mówić, ale nie słyszałem co, bo cały czas graliśmy. Ale chodziło o to, że byliśmy za głośno, chwilę potem przyjechała czeska policja.
JB: To prawdziwy rock and roll! Najbliższy koncert zagracie we Wrocławiu, a potem macie już jakieś ustalone plany na najbliższe miesiące?
BM: Plany na razie się klarują.
JŻ: Na razie nie ma nic pewnego, żebyśmy mogli coś potwierdzić.