Zazwyczaj na początku roku, jeśli chodzi o premiery płytowe, stosunkowo mało się dzieje. Sezon tak naprawdę zaczyna się w okolicach lutego. Z czego to wynika? Sam się kiedyś nad tym zastanawiałem i wyszło mi, że w styczniu jeszcze na dobre nie opada kurz po wszelakich podsumowaniach, które pojawiają się w medialnej przestrzeni. Jeśli moja teoria rzeczywiście byłaby prawdziwa, to Abel Tesfaye postanowił nic sobie z tego nie robić i zaryzykować. W pierwszy piątek tego roku wypuścił „Dawn FM”. Przy okazji informując o tym fanów kilka dni wcześniej na swoim Instagramie. The Weeknd ma taką obecnie pozycję w muzycznym świecie, że nie potrzebuje wypuszczania w eter setek zapowiedzi.
„Słuchasz teraz radia Dawn FM. Zbyt długo spędziłeś czasu w mroku. To czas, żeby ruszyć w stronę światła. Zaakceptuje swój los z otwartymi ramionami. Jesteś wystraszony? Nie martw się. Będziemy tam, aby trzymać cię za rękę. I poprowadzić cię. Ale po co ten pośpiech? Po prostu się zrelaksuj i ciesz się godziną muzyki bez reklam”. W ten właśnie sposób wita nas na „Dawn FM” znany aktor Jim Carrey, który wciela się w radiowego prezentera i pełni w pewnym sensie rolę narratora. Ktoś powie, że koncept w postaci audycji nie jest czymś nowym i specjalnie odkrywczym. Racja, na taki ruch w przeszłości zdecydowała się chociażby grupa Queens of the Stone Age (w 2002 na „Songs for the Deaf”). Z bardzo dobrym skutkiem. Podobnie jest w przypadku Abela.
Poprzedni krążek – „After Hours” z 2020 roku – przyniósł nam kilka wielkich przebojów, z „Blinding Lights” na czele, ale całość, choć wiele osób z pewnością nie zgodzi się ze mną w tym momencie, nie przekonywała. Wciąż uważam, że to tylko zbiór, z którego niektóre utwory wybijały się ponad przeciętność, a inne nie zostawały w głowie na dłużej. Ten album zmęczył mnie także pod względem swojej emocjonalności i „duszności”. Dlatego też „Dawn FM” przyjąłem z otwartymi ramiona. The Weeknd otworzył okno, wpuścił trochę świeżego powietrza i… otrzymaliśmy dzieło, którego naprawdę słucha się z radością na twarzy. Nie przez przypadek zacytowałem zapowiedź radiową, w którym pojawia się hasło-klucz, czyli relaks. Rzeczywiście, piąty studyjny album Abela zapewnia wyłącznie przyjemne doznania.
Naprawdę ciężko podczas słuchania „Dawn FM” nie wczuć się w rytm muzyki i nie poruszać trochę swoim ciałem. Takie utwory, jak chociażby „How Do I Make You Love Me?”, „Is There Someone Else?” czy – oddający hołd muzyce disco – „Out of Time”, sprawią, że zechcecie natychmiast udać się do najbliższej dyskoteki, aby potańczyć do białego rana.
Tam z pewnością usłyszelibyśmy także hipnotyzujący „Take My Breath”, który poznaliśmy już w ubiegłoroczne wakacje. To kolejny wielki przebój w dorobku naszego bohatera, uzależniający od zaraz. Drugim moim faworytem, pod względem nośności, jest „Sacrifice”, zdecydowanie najbardziej naznaczony funkowym klimatem. Gdyby Daft Punk wciąż istnieli, to w „creditsach” pewnie by się znaleźli. Zresztą, patent wykorzystany w „A Tale By Quincy” to puszczenie oka w konkretnym kierunku. Pamiętacie pewnie „Giorgio by Moroder” na „Random Access Memories”, nieprawdaż? Na „Dawn FM” The Weeknd wciąż kłania się w pas latom osiemdziesiątym ubiegłego wieku. I bardzo dobrze – syntezatorów bowiem nigdy dość.
Na sam koniec chciałbym tylko wspomnieć, że najnowszy album najlepiej sprawdza się, kiedy słucha się go od A do Z, bez stosowania popularnej funkcji „shuffle”. Wtedy wszystko układa nam się w logiczną całość, choć chce od razu zaznaczyć, że nie każdy numer powala (spokojnie można byłoby wyrzucić „Starry Eyes” czy „Here We… Go Again”, do którego gospodarz zaprosił rapera Tylera, the Creatora).
„Dawn FM” to światełko w tunelu w tym trudnym i pandemicznym czasie. Takich albumów właśnie teraz nam potrzeba. Które sprawią, że choć na chwilę przeniesiemy się w inne miejsce, w którym rządzi taneczna i radosna muzyka. Mogę się założyć, że to właśnie The Weeknd będzie w tym roku rozdawał karty w świecie muzyki popularnej. Dlaczego więc tylko „siódemka” w skali dziesięciostopniowej? Wyższa ocena byłaby wtedy, gdyby Abel Tesfaye – wraz ze swoją ekipą – jeszcze mocniej podkręcił na „Dawn FM” gałkę z napisem „przebojowość”. Poza tym – wydaje mi się, że to nie jest jeszcze jego ostatnie słowo, więc… czekam na więcej.