Czasami do recenzenta trafia pozycja, po przesłuchaniu której następuje u niego konkretny mindfuck. Nie dlatego, że jest zła – wręcz przeciwnie. Po prostu człowiek nie wie jak ugryźć to, z czym właśnie się zapoznał, a przede wszystkim trudno jest opisać takowe dzieło, aby nie umknęło w nim to co najważniejsze. Zdecydowanie za taką pozycję można traktować, nie do końca debiutancki, album sosnowieckiej grupy Worms Of Senses „Give Up!”.
Dlaczego określiłem album „Give Up!” jako nie do końca debiutancki? Wyjaśnienie zacznę od tego, że sama historia Worms Of Senses jest dość ciekawa. Zespół zadebiutował dość dawno, bo w 2014 roku epką „Exhibeat Heart”. I zamiast iść za ciosem i kontynuować swoją działalność, grupa wpadła w okres hibernacji. Panowie po kilku latach uświadomili sobie, że mają kilka interesujących utworów w swoich zasobach i w 2023 roku wydali album „Archives”. Można się spierać czy jest to ich debiut czy nie – utwory zostały zarejestrowane spontanicznie podczas sesji nagraniowej w 2012 roku. Przeleżały zatem ładnych parę lat. A i sam zespół zdaje się traktować dopiero „Give Up!” jako swój pełnoprawny debiut płytowy. Szczególnie, że panowie warsztatowo sporo przez ten czas nauczyli się.
I w tym miejscu przejdźmy do sedna. Słychać, że „Give Up!” stworzyli ludzie w pełni świadomi i ukształtowani muzycznie.
I tak jest, ponieważ muzycy wywodzą się z tak zacnych alternatywnych grup jak Searching For Calm, Fair Weather Friends, ARRM, 52um, czy Æther Ctrl. Jeśli cokolwiek mówią wam te nazwy to od razu można też zauważyć, że mamy do czynienia z muzycznie różnymi światami. I dokładnie taką mieszanką dźwiękowych inspiracji jest „Give Up!”.
Nie zamierzam szczegółowo opisywać poszczególnych utworów, ponieważ kompletnie nie ma to sensu. Właściwie każda kompozycja to swoista podróż w trakcie której zespół proponuje nam bardzo urozmaicone doznania. To awangarda w czystej postaci. Wspomnę tylko, że na całej płycie wybrzmiewają m.in. takie style muzyczne jak: alt rock, noise rock, psychodelia, mathrock, jazz, disco, elektronika, post-hardcore, post-rock, eksperymentalny metal i spokojnie można by było dodać jeszcze kilka innych . Co więcej w zakresie jednego utworu te style mieszają się i rewelacyjnie uzupełniają, ponadto często nie jest zachowana typowa struktura zwrotka-refren. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek zaszufladkowaniu całości, a jednak wszystko to konkretnie żre.
Muzycy w wywiadach podkreślają i doskonale to słychać, że utwory na „Give Up!” rodziły się z improwizacji.
Później trio wybierało to co ich zdaniem było najlepsze i tworzyli już bardziej zwartą strukturę danego utworu. Na każdym kroku słychać też, że zespół poszukuje matematycznych, nieparzystych form rytmicznych (chyba najlepszym przykładem na płycie jest „Klockan Elva”) . Rewelacyjnie potrafili też w kompozycjach wyciągnąć ich esencję – i co najważniejsze – nie zanudzić słuchacza. To nie są wielominutowe kawałki, w których muzycy masturbują się swoimi umiejętnościami. Worms of Senses nie stawiają sobie żadnych granic, ale jednak doskonale umieją używać „nożyczek”. Każdy z członków zespołu pokazuje ogrom swoich umiejętności, nie jest to jednak sztuka dla sztuki. Świetnie uzupełnia się sekcja rytmiczna, którą tworzą Rafał Miciński (bas) i Piotr Jeziorko (perkusja). Szczególnie w psychodelicznym dyskotekowo-funkowo-jazzowym „Disco Freud” panowie dają popis swoich umiejętności.
Dużo dobrego można też napisać o wokaliście Michale Maślaku (grającym również na gitarze i syntezatorach). Jego partie wokalne zbudowaną są w taki sposób, iż tworzą wrażenie dodatkowego instrumentu (potrafi np. stworzyć unisono z gitarą), a że Maślak umie posługiwać się głosem w przeróżny sposób (czysty śpiew, falset, screamo i jeszcze inne techniki wokalne) to efekt jest bardziej niż zadowalający. Szczególnie urzeka mnie jego głos w takich utworach jak „Give Up!” (gdzie udziela się też na organach Hammonda) i „Me and Me”. Jeśli miałbym wybrać te najbardziej „przebojowe” momenty płyty to wskazałbym na mantrowo-psychodeliczny, ale jednak w największym stopniu piosenkowy „Fade Away” i cudownie rozwijający się plemienny „Body”. Ten drugi ma również rewelacyjny teledysk.
I serio mógłbym tak pisać i pisać używając samych ochów oraz achów. Ale jak mam tego nie robić skoro zawartość płyty składa się z elementów, których ja osobiście najbardziej poszukuję w muzyce.
Twórczość Worms Of Senses to pewnego rodzaju wizjonerstwo, a na pewno spora odwaga. We współczesnej muzyce niewiele da się stworzyć nowego i oryginalnego, ale geniusz objawia się poprzez świadome łączenie trendów, przekraczanie granic gatunkowych i tworzenie czegoś nieszablonowego. To wszystko słyszymy na „Give Up!”.
W ostatnim czasie dużo się mówi o ceremonii rozdania Fryderyków. Tego, czego najbardziej zabrakło mi w nominacjach, to właśnie pochylenia się nad artystami nieoczywistymi, przełamującymi konwencje gatunkowe. Tam wszystko było szalenie bezpieczne. A ja w muzyce lubię kiedy odbiera mi się strefę komfortu. I to właśnie zrobili Worms Of Senses na „Give Up!”. A ponieważ zrobili to bardzo dobrze, wypada mi się tylko niziutko ukłonić i wystąpić z apelem, żeby jednak tym razem nie zawieszali działalności bo tworzą coś naprawdę wyjątkowego. Ich album być może będzie w ostatecznym rozrachunku jedną z najlepszych alternatywnych płyt na krajowym podwórku AD 2024. Bardzo polecam!
Ocena 5/6
Mariusz Jagiełło
Lista utworów: Body; Give Up!; Disco Freud; Fade Away; Klockan Elva; Me and Me; Tiger; Tourist
ZAPISZ SIĘ DO NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA: sztukmixnewsletter@gmail.com
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: