Wojtek Balczun – Od 2007 założyciel i gitarzysta zespołu rockowego Chemia, z którym nagrał cztery płyty. Obecnie zespół planuje wydanie piątego albumu „Something to Believe in”. Ukończył politologię na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i studia podyplomowe MBA na Rotterdam School of Management Erasmus University. W swojej bogatej biznesowej karierze zajmował wiele menedżerskich stanowisk, najbardziej znany jest jako wieloletni Prezes PKP CARGO, przewodniczący Rady Nadzorczej PKP, przewodniczący Rady Nadzorczej PLL LOT. W 2016 roku wygrał konkurs na prezesa Kolei Ukraińskich. Stanowisko to piastował ponad rok. Jest żonaty, ma dwoje dzieci.
Ciekawe, że kiedy powołałem do życia Chemię, dla wielu ten fakt był szokiem. Facet z biznesu, szanowany manager lata z gitarą po scenie. Potem, z racji na intensywność muzycznej działalności Chemii, to skojarzenie powoli się zacierało i na Ukrainie, po wygraniu przeze mnie konkursu, media napisały, że „rock star” z Polski będzie zarządzał Kolejami Ukraińskimi (śmiech). Po pierwsze nigdy nie czułem się żadnym „rock star”. Muzyka jest moją życiową pasją, ale działalność w biznesie też daje mi wiele satysfakcji – także m.in. o pandemii, zajmowaniu stanowiska szefa Kolei Ukraińskich, nadchodzącej płycie „Something to Believe in” oraz chemii w Chemii – mówi w rozmowie ze SztukMix Wojtek „W” Balczun.
– Mariusz Jagiełło Przede wszystkim zapytam: jak zdrowie? Wiem, że przeszedłeś COVID-19, a jak wszyscy wiemy, ta choroba to straszny syf.
– Wojtek „W” Balczun: COVID-19 przebiegł u mnie w miarę łagodnie, ale leczyłem się antybiotykami i witaminami. Niestety po prawie dwóch miesiącach cały czas odczuwam jego skutki w postaci osłabienia, spadku kondycji i bólu mięśni. Mam nadzieję, że to w końcu ustąpi, a ja na szczęście w ostatnich dniach przyjąłem pierwszą dawkę szczepionki.
– MJ: Skoro już poruszamy przykry temat pandemii, wszystkich rozmówców pytam, jak widzą przyszłość „pocovidową”. Myślisz, że wszystko wróci do normy czy świat już nie będzie taki jak dawniej?
– Wojtek „W” Balczun: Wydaje mi się, że pełnego powrotu do świata sprzed pandemii jednak nie będzie. I nie chodzi tu tylko o ryzyko kolejnych mutacji wirusa, ale również o zachowania ludzi. Nie wiem, jak ma wyglądać powrót do imprez masowych, stadionowych koncertów czy też festiwali. Wszyscy na świecie szukają w tym zakresie rozwiązań, których na razie specjalnie nie widać. Z całą pewnością epidemia niestety będzie też argumentem do większej kontroli społeczeństw ze strony rządów, zwłaszcza tych o autorytarnych zapędach. Po latach względnego spokoju weszliśmy w czasy wypełnione niepewnością i obawami o przyszłość. Tak już wiele razy w historii bywało, ale jak przez ten okres przejdziemy i jak będzie wyglądał nowy porządek świata, tego nikt do końca nie jest w stanie przewidzieć.
– MJ: W tym roku mija pięć lat, od kiedy wygrałeś międzynarodowy konkurs na szefa Kolei Ukraińskich. Dla wielu ludzi, którzy kojarzyli Cię jedynie z zespołem Chemia, ta sytuacja była sporym szokiem. Jak patrzysz na to wyzwanie z perspektywy czasu? Czy nadal byś się go podjął? Co z tego wyniosłeś?
– Wojtek „W” Balczun: Ciekawe, że kiedy powołałem do życia Chemię, dla wielu ten fakt był szokiem. Facet z biznesu, szanowany manager, lata z gitarą po scenie. Potem, z racji na intensywność muzycznej działalności Chemii, to skojarzenie powoli się zacierało i na Ukrainie, po wygraniu przeze mnie konkursu media napisały, że „rock star” z Polski będzie zarządzał Kolejami Ukraińskimi (śmiech). Po pierwsze nigdy nie czułem się żadnym „rock star”. Muzyka jest moją życiową pasją, ale działalność w biznesie też daje mi wiele satysfakcji. Wiem, że żyjemy w czasach formatów i szuflad, ale ja po prostu robię to, co kocham i niespecjalnie się oglądam na opinie tych, którzy tak bardzo przywiązani są do z góry przypisanych skojarzeń. Poza tym coraz więcej ludzi pokazuje, że życie ma różne twarze i można naprawdę realizować się w czasami ekstremalnie oddalonych od siebie dziedzinach. Wracając do UZ, to było najtrudniejsze biznesowe wyzwanie w moim życiu, można by napisać książkę o tym, co tam przeżyłem i czego doświadczyłem. Na pewno nie żałuję, pozostał mi wielki sentyment do Ukrainy, zyskałem tam przyjaciół, zarówno ze świata muzyki, jak i biznesu.
– MJ: Dla zespołu Chemia Twoje kontakty na Ukrainie spowodowały, że zaczęliście tam dość często koncertować. Jaka jest ukraińska publiczność, jak reagują na Waszą muzykę i czy jest jakaś różnica odnośnie do polskiej publiki?
– Wojtek „W” Balczun: Ukraińska publiczność jest wspaniała. Oni sami o sobie mówią „Ukraina – rock kraina”. Grając tam, czujemy się tak, jak w złotej erze rocka w Polsce. Ukraińscy artyści są tam doceniani, grają na stadionach. Produkcja koncertów jest na światowym poziomie. Zagraliśmy na Ukrainie trasę stadionową z zespołem Antitila i było to dla nas niezapomniane doświadczenie. Występowaliśmy też na kilku festiwalach i cały czas marzymy, żeby tam wrócić, bo nieustająco otrzymujemy ogrom pozytywnych sygnałów od naszych ukraińskich fanów.
– MJ: A czy na nowej płycie będzie jakiś kawałek po ukraińsku? Pytam trochę z przymrużeniem oka, po waszych wersjach kilku utworów w tym języku. Chociaż pełen szacunek, szczególnie dla Łukasza, że podjęliście się takiego zadania. Jak oceniasz te wersje?
– Wojtek „W” Balczun: Chemia rozwija się w międzynarodowym środowisku. Mamy angielski management i cały team zajmujący się PR i bookingiem. Dlatego też płyty nagrywamy po angielsku, bo to jest uniwersalny język muzyczny. Od czasu do czasu robimy jednakże takie małe prezenty dla naszych fanów w różnych krajach i właśnie z tego wziął się pomysł zrobienia ukraińskich wersji kilku naszych singli. Zaskoczył nas pozytywny odbiór tych utworów. Mnie najbardziej zaimponował Łukasz, który, nie znając języka, naprawdę pięknie zaśpiewał po ukraińsku. Bardzo lubię te wersje, zwłaszcza Hero i We Toxic.
– MJ: Pracujecie właśnie nad piątą płytą „Something to Believe in”. Dwa pierwsze single „Modern Time” i „Angina” sugerują album dość eklektyczny. Pierwszy to kawał bluesiora z elektronicznym podkładem, drugi jest podbity dźwiękami orkiestrowymi – refren przypomina mi momentami „Kashmir” Zeppelinów. Czy cały album będzie pełen takich różnorodnych kawałków i kiedy możemy spodziewać się jego premiery?
– Wojtek „W” Balczun: Jeżeli ktoś zna naszą twórczość, to wie, że nie zamykamy się w tylko jednej stylistyce. Tak naprawdę, to idąc pod prąd współczesnym trendom, nagrywamy płyty bez żadnej kalkulacji. Kiedyś szanowano artystów za umiejętność wypowiadania się w różnych muzycznych językach. Wszyscy wracamy z chęcią i rozrzewnieniem do płyt Queen czy Led Zeppelin, ale współcześnie nam się często mówi, że musimy się określić. Komponujemy w sposób naturalny, a utwory są zróżnicowane, bo wydaje nam się, że wtedy po prostu jest ciekawiej. Nowa płyta z całą pewnością będzie dla wielu zaskoczeniem, bo chemiczna mikstura uzyskała kilka nowych, zaskakujących składników i kolorów.
– MJ: Od zawsze bardzo ważna jest dla Was produkcja. Przy poprzednim albumie współpracował z Wami Mike Fraser. Przy najnowszej płycie współpracujecie z Andym Taylorem, który wszedł w rolę producenta. Jak na niego trafiliście i jak układała się współpraca?
– Wojtek „W” Balczun: Dla doprecyzowania Mike był realizatorem nagrań i mikserem. Tak naprawdę, to dopiero teraz pierwszy raz pracowaliśmy z prawdziwym producentem. Z Andym skontaktował nas nasz manager Steven Webster. To był jego pomysł, żeby połączyć Chemię z doświadczeniem, wyobraźnią i umiejętnościami Andy’ego. Mamy wrażenie, że to był strzał w dziesiątkę. Andy Taylor to absolutna ikona brytyjskiej i światowej sceny muzycznej, znany z grania w Duran Duran, The Power Station czy współpracy z zespołem REEF. Produkował płyty wielu artystów pokroju chociażby Roda Stewarda. Chemia w ostatnich latach też przeszła istotną metamorfozę. Zmiany w składzie, trochę inne podejście do muzyki. Spotkaliśmy się z Andym w najlepszym dla nas momencie i mam nadzieję, że owoc naszej kooperacji w postaci płyty „Something to Believe in” spotka się z pozytywnym odbiorem.
– MJ: Przez jakiś czas rozeszły się drogi Twoje i wokalisty Łukasza Drapały. Jak obecnie wygląda Wasza współpraca i chemia w Chemii?
– Wojtek „W” Balczun: Drogi Łukasza i Chemii rozeszły się tak naprawdę na krótko. Złożyło się na to wiele czynników, ale chyba potrzeba odpoczynku i nabrania dystansu była tu kluczowa. Łukasz w międzyczasie stworzył swój band Chevy, w którym znalazł przestrzeń do wyrażenia się jako artysta w innej formule, niż to miało miejsce w Chemii. Ta sytuacja tak naprawdę wszystkim nam pomogła. Doceniliśmy siebie wzajemnie i stęskniliśmy się za sobą, jest w nas też więcej dystansu i luzu, a to znacząco wpłynęło na jakość tworzonego materiału. Oczywiście Chemia to zespół indywidualności i musi czasami iskrzyć, ale teraz to iskrzenie ma pozytywny wymiar i mam wrażenie, że dzięki temu komponujemy lepsze piosenki.
– MJ: To jest działka Łukasza Drapały, ale na pewno wiesz, czego możemy spodziewać się po tekstach? Coś czuję, że w twórczości nadal podarujecie sobie sprawy polityczne i światopoglądowe?
– Wojtek „W” Balczun: Na nowym albumie teksty napisał Andy Taylor, stając się tym samym współautorem naszych utworów. To była świadoma decyzja Łukasza, żeby spróbować inaczej. My niezależnie od umiejętności językowych zawsze myślimy po polsku. Chodziło o to, żeby teksty odzwierciedlające długie debaty Łukasza z Andym, były jak najbardziej naturalne. Interpretację tekstów pozostawiam naszym fanom, bo najgorsze jest tłumaczenie, co artysta miał na myśli.
– MJ: Wasz wokalista – szczególnie na pewnym bardzo popularnym medium internetowym – dość jasno głosił i przekazywał publicznie swoje poglądy polityczne. Ty jesteś bardziej powściągliwy. Uważasz, że lepiej zachować takie poglądy dla siebie, a muzyka przede wszystkim ma dawać radość?
– Wojtek „W” Balczun: Każdy ma prawo wyrażać swoje opinie w formule mu odpowiadającej. To jest właśnie podstawa demokracji. Mamy różne, czasami skrajnie różne poglądy i powinniśmy mieć prawo je wyrażać. Oczywiście są pewne ograniczenia co do formy przekazu, bo łatwo jest przecież popaść w stan anarchii lub skrzywdzić słowem. Nasza przestrzeń wolności jest ograniczona wolnością innych jednostek i to jest dobry mechanizm regulujący. Staram się w swoich wypowiedziach dążyć do maksymalnie uniwersalnego przykazu, bo czasami zbyt mocno dajemy się ponieść doraźnym emocjom. To oczywiste, że nie godzimy się na patologie rzeczywistości, ale zawsze dobrze jest spojrzeć na temat z pewnej perspektywy. Na większość spraw mamy w zespole absolutnie wspólne poglądy, ale każdy wyraża je na swój sposób. Muzyka powinna przynosić radość, co nie znaczy, że powinna pozostawać obojętną na to, co się wokół nas dzieje. Rozmawialiśmy o tym też z Andym i bardzo chcieliśmy, żeby teksty nie były obojętne, ale żeby były właśnie uniwersalne.
– MJ: W przeciągu trwania Waszej kariery daliście sporo znaczących występów (np. koncert na Przystanku Woodstock w 2016 roku), supportowaliście też wielkie gwiazdy muzyki rockowej. Które występy i którzy wykonawcy zrobili na Tobie największe wrażenie?
– Wojtek „W” Balczun: Wszystkie koncerty pozostały w naszej pamięci. Mieliśmy ogromne szczęście grać przed wielkim zespołami, często naszymi idolami. Graliśmy w wielu krajach i na kilku kontynentach. Każdy taki koncert był okazją do podnoszenia własnego poziomu, zbierania doświadczeń, uczenia się i wyciągania wniosków z popełnianych błędów. Nie chcę tworzyć listy zespołów z którymi dzieliliśmy scenę, bo łatwo to sprawdzić w internecie. Może powiem tylko, że najwiecej nauczyliśmy się z europejskich tras z zespołem Skindred i z Michaelem Monroe, chociaż supportownie na przykład Deep Purple bardzo zapadło nam w pamięć. Codziennie marzymy o powrocie na scenę.
– MJ: Mam nadzieję, że ten trudny czas skończy się jak najszybciej i z czystym sercem będziecie mogli koncertować, a my na tych koncertach się spotkamy.
– Wojtek „W” Balczun: Oby się tak stało, jak mówisz. Życie jest ubogie bez te fantastycznej relacji między artystą a odbiorcami jego sztuki, i nie dotyczy to tylko muzyki. Sami jesteśmy fanami i marzymy o tym, żeby pójść na koncert naszych idoli i zatracić się w tej magicznej atmosferze.