IKS

Wij [Rozmowa]

wij-rozmowa

Zespół Wij w grudniu ubiegłego roku wydał bardzo dobrze przyjęty przez fanów i polską branżę muzyczną, album „Przestwór”. Porozmawiałem z Tują Szmaragd, Palcem i Bobim o m.in. zmianach stylistycznych w porównaniu z poprzednim albumem „Dziwidło”, akceptacji i szowinizmie na polskiej scenie metalowej oraz o ich stosunku do religii oraz instytucji Kościoła w Polsce. Zapraszam do lektury!

 

Mariusz Jagiełło: Kilka dni temu organizatorzy Mystic Festival poinformowali, że wystąpicie na tej wielkiej imprezie. Graliście już w przeszłości na  Summer Dying Loud, ale to jednak inny kaliber. Bardzo jesteście podekscytowani?

 

Tuja Szmaragd: Jasne, choć jestem przeciwna stopniowaniu wagi festiwali, czy w ogóle koncertów. Każdy występ jest ważny, czegoś nas o sobie uczy, no i nigdy nie wiadomo kto znajdzie się danego wieczoru wśród publiczności. Kilka mega ważnych dla mnie rozmów odbyłam po koncertach dla piętnastu osób, gdzie psy odwłokami szczekały. Summer Dying Loud to jedna z moich ulubionych imprez. Cieszę się bardzo, że dzięki Mysticowi dowie się o nas więcej osób. A także, że będę mogła być częścią świetnej imprezy. Jeżdżę tam od paru lat i zawsze jest to highlight moich wakacji.

 

Palec. Każdy fest, każdy koncert, nawet każda próba, chociaż tych nie gramy za wiele jest czymś innym. Dla mnie to zawsze są emocje. No i Tuja ma racje – nie ma czegoś takiego jak większy, lepszy, mocniejszy koncert/festiwal

 

zdj. Adam Grygierzec

 

MJ: Przed wydaniem najnowszego albumu doszło do pewnych przetasowań w Waszym trio (Miko został zastąpiony przez Boba – przyp. red.). Bobi jak wkomponowałeś się w zespół? Byłeś wcześniej fanem Wija? Znałeś ich twórczość?

 

Bobi: Z Tują znamy się już paręnaście lat, wiedziałem o działalności zespołu, dostałem też CD z “Dziwidłem” i EP-kę “Przeklęte Wody”. I to właśnie EP-ka  zwróciła moja uwagę na zespół. Natomiast materiał, który otrzymałem do przesłuchania latem zeszłego roku – a był to wstępny miks “Przestworu”, zupełnie niespodziewanie wwiercił mi się w mózg. Kiedy dowiedziałem się, że są zawirowania ze składem, zaoferowałem pomoc w graniu koncertów, tak się jednak złożyło, że nagrałem też partie bębnów od nowa. Myślę, że cały czas jesteśmy na etapie docierania się, ja sam cały czas kombinuję i poprawiam swoje partie. Tak czy siak granie z Tują i Palcem na scenie to czysta frajda i mam nadzieję, że to słychać.

 

MJ: Na „Przestworze” obraliście trochę inny kierunek niż na debiucie „Dziwidło”. To już nie jest stricte proto-metal, a zdecydowanie więcej czerpiecie z późniejszych muzycznych okresów, ale i współczesnego rocka oraz metalu. Czy to była naturalna ewolucja, czy może były jakieś inne powody tej zmiany? Głównym kompozytorem jesteś Ty, Palec – może to Twoja indywidualna decyzja?

 

Palec: Zaczęliśmy w inspiracjach z lat 70-tych  to teraz idziemy chronologicznie dalej (śmiech).  A tak na poważnie to bardziej chodzi o przenikanie się różnych grup i gatunków muzycznych z różnych lat i okresów. Ja dosyć mocno inspiruje się muzyka elektroniczna z lat 70-tych jeśli chodzi o aranże, co może skutkować dość oszczędnymi formami. Zresztą wynika to też z tego, że nie widzę powodu dla którego piosenka ma się składać z niezliczonej ilości riffów (śmiech)

 

MJ: A zakładacie kolejną woltę na następnym albumie, a może wcześniej znowu będzie EP-ka?

 

Tuja: Wszystkie ewolucje jak dotąd były organiczne. Zobaczymy co z nas kolejnego wyrośnie. Niczego z premedytacją nie zakładamy.

 

MJ: Biorąc pod uwagę, doskonałe przyjęciem „Przestworu” nie obawiacie się – w Waszym przypadku – syndromu trzeciej płyty?

 

Tuja: Niczego się nie obawiam, bo śpiewam w Wiju dla własnej przyjemności. Jeśli przy okazji zrobię przyjemność innym – świetnie. Jeśli nie – trudno. Póki co pomysłów nam nie brakuje.

 

Palec: No coś się tam z mroku wyłania powoli. Na razie to bezkształtny stwór o dość chropowatym wyglądzie i raczej niekompletny.

 

MJ: A Jakie są wasze ulubione utwory z tej płyty?

 

Tuja: Lucyferyna. Siedziałam nad nią najdłużej i myślę, że to jedna z bardziej osobistych piosenek, na jakie się odważyłam. Także “Poroniec” który nam wszystkim po prostu dobrze wyszedł.

 

Palec: Płyta jest całością, trudno mi wybierać spośród swojego potomstwa (śmiech). Może kiedyś będzie dobry czas aby opowiedzieć jak powstawały poszczególne utwory i jak różne były czasy ich tworzenia, ale jeszcze nie teraz.

 

Bobi: Ciężko mi wybrać, ale chyba też “Lucyferyna”. Chociaż na koncercie najbardziej chyba lubię grać “Z raju won”.

 

Dalsza część wywiady pod utworem

 

MJ: Tym razem zrezygnowaliście z coveru. Tajemnicą poliszynela jest, że trochę drażniły Was pytania o album z cudzesami (wcześniej Wij nagrał przeróbki zespołów Venom i Type O Negative – przyp. red.). Dla mnie to skupienie się jedynie na własnym materiale jest dobrym posunięciem, ale – i wybaczcie to pytanie – czy w przyszłości bierzecie pod uwagę taką przeróbkę?

 

Tuja: Granie coverów to zawsze fajna zabawa, a tłumaczenie tekstów na funkcjonalny w piosence język polski – ciekawe wyzwanie. Zobaczymy.

 

MJ: Mam wrażenie że Wasz misz-masz stylistyczny nie pozwala do końca Was zaszufladkować. Trudno określić czy jesteście bardziej zespołem metalowym czy może retro. Do tego klasycznie wyszkolony wokal Tui też jest bardzo oryginalny i nietypowy dla sceny metalowej. Czujecie się akceptowani przez fanów tego gatunku, a może jednak spotykacie się z kręceniem nosem przez ortodoksyjnych „truemetali”?

 

Tuja: Wij albo bardzo się podoba, albo bardzo się nie podoba. Choć nie jest to granie rewolucyjne, wystarczy, że odstaje od grania gatunkowego. Ludzie lubią to, co już znają, więc niektórzy są niemiło skonfundowani. Co do mnie, dużo osób kręci nosem na “manierę” wokalną nie kumając chyba znaczenia tego słowa. Maniera to jest specyficzny sposób wymawiania jakieś głoski, albo celowe zniekształcanie głosu, żeby brzmiał inaczej niż w naturze, nadmierne wzdychanie, żeby być bardziej sensualnym, etc. Niczego takiego nie robię. Śpiewam swoim głosem. Natomiast absolutnie jestem w stanie zrozumieć, że mój głos i energia mogą niektórych odrzucać. Choćby intensywne vibrato. Jedni je lubią, inni nie znoszą. Czasem mnie to kopie po ego, ale potem przypominam sobie, że istnieją fani Coldplay, albo hejterzy Davida Bowie. To tylko przykłady. Gusta są bardzo różne. Ja też mam głosy, których nie znoszę, choć obiektywnie nie mam się u nich do czego przyczepić. Śpiew to energia twórcza, czyli seksualna, że tak pozwolę sobie odrzeć temat z magii. Bywa, że frontman z niezrozumiałych przyczyn przyciąga nas lub odrzuca. Nie chodzi o to, że nas uwodzi, bo jest hot, lub odstręcza, bo oblech, nie zrozum mnie źle, tu nie chodzi o atrakcyjność – po prostu albo te wibracje energetyczne się do naszych dostrajają, albo okazuje się, że są nadawane na zupełnie innej częstotliwości.

 

Palec: Ja jakoś zawsze starałem się wychodzić poza ramy gatunków, które się gra i chyba to ewoluowanie jest dla mnie ciekawe, co oczywiście nie znaczy, że nie lubię wykonawców którzy są wierni jakiemuś rodzajowi muzyki i wykonują go perfekcyjnie z odpowiednią ekspresja i zaangażowaniem. Co do kwestii czy ktoś nas lubi czy nie, Tuja powiedziała wszystko.

 

zdj. Adam Grygierzec

 

MJ: Tujo, wiadomo też, że światek metalowy jest zdominowany przez mężczyzn, chociaż oczywiście i na szczęście to coraz bardziej się zmienia. Spotykasz się czasem z szowinizmem i mizoginizmem, czy raczej uważasz, że ten problem w kontekście sceny metalowej nie istnieje?

 

Tuja: Pytanie retoryczne. Każdy tylko czeka aż zacznę zżymać się na szowinizm. On istnieje w kontekście każdej sceny i każdej dziedziny życia, oczywiście. Jeszcze długo nie zginie. Trzeba robić swoje, nie czytać bzdur na własny temat, nauczyć się odgryźć. Niestety oczekiwanie, że świat pójdzie nam na rękę i uszanuje naszą delikatność jest naiwne. Przetrwają najsilniejsi/najsilniejsze. Trzeba też aktywnie wspierać inne kobiety w działaniu, żeby dysproporcje się z czasem wyrównały.

 

MJ: W  tekstach skupiasz się na historiach komiksowych, czerpiesz inspiracje z różnych mitologii, opowiadasz o morskich stworzeniach – ale napisałaś też tekst „Z raju won” w którym dość mocno rozliczasz się z osobami w habitach. Jaki jest Twój i generalnie wasz stosunek do religii oraz instytucji Kościoła w naszym kraju?

 

Tuja:  Marzę o dwóch rzeczach – o całkowitym upadku Rosji i jej imperialistycznych pretensji, jeszcze za naszego życia, oraz o upadku kościoła katolickiego i innych zhierarchizowanych struktur religijnych, ale w odpowiednim momencie, kiedy ogół ludzkości już sobie bez nich poradzi. Może niedługo, a może nigdy. Bardzo możliwe, że nigdy. Kto wie, być może da się też kościół uzdrowić, aby mógł nieść dobro, jak to rzekomo kiedyś było w planach, ale najpierw trzeba rozbić istniejące struktury do szczętu. Prawdę mówiąc mój stosunek do kościoła radykalizuje się z wiekiem. Dziś klarowniej niż kiedyś widzę, jak żeruje na ludzkich słabościach, najpierwotniejszych strachach, najmiększych punktach podbrzusza. Świadome stawianie się w pozycji guru, który jak za jaja, twardo trzyma wiernych za te wrażliwe miejsca, uważam za szczyt ludzkiej podłości. Jestem jednak świadoma, bo sama się z tym mierzę, jak bolesnym jest nie mieć takiego pasterza w trudnych chwilach. Wolę jednak ryć twarzą w błocie i się potykać, a nawet zdechnąć z głodu zagubiona w lesie, niż iść za pasterzem, który napcha sobie kichy moją usłużnością i bezradnością. Który triumfuje dzięki mojemu upokorzeniu. Zwłaszcza jako kobiety. Kto raz widział Watykan, ten zrozumie jak wielki jest to triumf. Ksiądz pewnie powiedziałby, że muszę dojrzeć, aby otworzyć serce, zaufać, oddać się prądom siły wyższej, które zaniosą mnie gdzie trzeba. Trzeba dojrzeć, aby otworzyć serce, ale nie na wspólnotę, tylko na samego siebie, zaufać swojej intuicji, oddać się prądom sił, które tkwią w nas samych, żeby niosły tam, gdzie trzeba. Według mnie pośrednik w niczym nie jest tu potrzebny. Zagłusza tylko boskie milczenie, które zdaje się mieć jednak jasny wydźwięk – rób co chcesz, naprawdę o nic tu nie chodzi. Widać wciąż wiele osób woli słyszeć jęki i wystrzały, zawodzenie i chóry, niż zmierzyć się z bezcelowością. Jeśli kiedyś się nawrócę, to znaczy, że rozpacz zwyciężyła. Miejcie dla mnie wtedy litość. To niczego tak naprawdę nie zmienia. Mam bardzo wierzących przyjaciół, którzy widzą te sprawy zupełnie inaczej. Lubię z nimi o tym rozmawiać i szanuję ich punkt widzenia, choć nigdy nie przeniknął mojej skorupy. Różni ludzie mają na siebie różne wytrychy. Nie neguję tego, nie tępię, ale i nie wspieram. Przetrwanie nie jest prostą sprawą, chwytamy się różnych rzeczy.

 

MJ: Często mówi się, że młodzi artyści powinni recenzować rzeczywistość. Wy wybraliście inną drogę i skupiacie się jak już wspomniałem wcześniej  na fikcyjnych historiach, wierzeniach, komiksach, ale czy wyobrażacie sobie – głównie Ty Tujo – że powstanie kiedyś tekst odnoszący się do kwestii politycznych i światopoglądowych? Czy raczej chcecie zdystansować się od takich treści?

 

Tuja: Ależ one już tu są, np. „Tyrania Trupa” z “Dziwidła” to piosenka o życiu w Polsce. Podobnie jak “Z raju won”. Można próbować dystansować się od treści politycznych (tak, kościół w naszym kraju leży w sferze politycznej) i światopoglądowych, ale one nie zdystansują się przez to do Ciebie. Natomiast Wij ma pewną ikonografię i specyficzny język i zawsze to w nich zaszyte będą te spostrzeżenia. Nie lubię podawania rzeczy wprost, rozbebeszonych, na talerzu, podsuwania parujących flaków pod nos. Rozkrawam zwłoki, podaję wam do oględzin, ale opisane jak garderoba Delfina przed wstąpieniem na francuski tron. Tak żebyście najpierw z fascynacją poniuchali, a potem dopiero się przerazili. Taką mam fantazję.

 

zdj. Adam Grygierzec

 

MJ: Na zakończenie trochę lżejsze pytanie. Jesteście w trakcie trasy z Narbo Dacal. Jaki jest odbiór waszych dotychczasowych koncertów? Ja byłem w warszawskiej  Hydrozagadce i według mnie daliście fantastyczny występ.

 

Tuja: Jestem ogromnie miło zaskoczona zainteresowaniem trasą i jej odbiorem. W Warszawie, Olsztynie i Łodzi zostaliśmy mega ciepło przyjęci. Sami również mieliśmy wielką przyjemność z koncertów Narbo Dacal i Mar. Czekamy na więcej!

 

Bobi: koncert w Hydro z mojej perspektywy był trochę jak wejscie na ring i sprawdzenie czy plan treningowy okaże się skuteczny. I chyba był (śmiech). Cała trasa z Narbo zapowiada się smakowicie, z koncertu na koncert coraz bardziej uzależniam się od ich muzyki. Przy okazji polecam wszystkim szczerze zespół Mary, świetna muza i super ekipa.

 

MJ: Dziękuję za rozmowę

 

Rozmawiał: Mariusz Jagiełło

 


 

ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma jeden komentarz

  1. Anonim

    Wywiad zachęcił do posłuchania zupełnie nowych dla mnie klimatów

Dodaj komentarz