IKS

TOŃ [Rozmowa]

toń-rozmowa

TOŃ to świeży powiew na polskiej scenie muzycznej, łączący stoner, psychodelię i post-punk z motywami ludowymi, leśnymi, a nawet ekstremalnym metalem. 14 czerwca zespół zadebiutował albumem „Korzenie”, który w pełni oddaje ich unikalny styl i artystyczną wizję. W skład TOŃ wchodzą: Monika Adamska-Guzikowska (wokal), Jakub Guzikowski (gitara, wokal), Robert Wiśniewski (gitary, sample, syntezatory), Wojtek Górecki (bas) oraz nowy perkusista, Mikołaj Malanowski. Zespół od lutego rozpocznie trasę koncertową, która potrwa do połowy kwietnia i obejmie ponad 12 miast.

 

Małgorzata Maleszak-Kantor: Skąd ta intrygująca nazwa zespołu?

 

Monika Adamska-Guzikowska: „Toń” pojawiła się przypadkiem, podczas jednej z prób, i od razu wszystkim się spodobała. Pomysł rzucił Robert, nasz drugi gitarzysta i współzałożyciel zespołu. Okazało się, że autorką tej nazwy jest jego żona Asia, która, słuchając naszych prób mimochodem, uznała, że „Toń” idealnie oddaje klimat naszej muzyki. Próby odbywały się w piwnicy u Roberta w jego domu w warszawskim Ursusie, który przerobił na salę prób i mini studio nagraniowe. Chociaż piwnica jest wygłuszona, dźwięki przedostawały się do góry, więc Asia była z nami od samego początku jako taki dodatkowy, choć trochę z dystansu, członek zespołu, albo matka chrzestna!

 

 

MMK: Czasami dobrze jest mieć taką osobę.

 

MAG: Zdecydowanie. Nazwa „Toń” od razu wydała się nam odpowiednia, pasująca do klimatu i do miejsca, w którym tworzymy, czyli piwnicy u Roberta. Później narodziło się też hasło „Wszyscy toniemy”, które towarzyszy nam praktycznie od początku, kiedy zaczęliśmy budować zespół. Trzeba było założyć maila, profile na streamingach, i okazało się, że ktoś już używa nazwy „Toń”. Wtedy mój mąż, gitarzysta i wokalista zespołu, zaproponował hasło „Wszyscy toniemy”, które pozostało z nami na stałe.

 

zdj. Kasia Szyfer

 

 

MMK: A jak powstał zespół?

 

MAG: Pierwszy pomysł pojawił się, gdy w czasie pandemii poprosiłam mojego chłopaka Kubę, aby znalazł sobie jakieś hobby. Kiedyś miał zespół, w liceum i na początku studiów, więc pomyślałam, że może wróci do muzyki. Zapisał się na lekcje gitary i ćwiczył przez dwa lata, robiąc ogromne postępy. Gdy poczuł się gotowy, zamieścił ogłoszenie na jednej z facebookowych grup. Przeczytał je Robert, który zaprosił go na próbę do swojej piwnicy. I tak się poznali.

 

 

MMK: Nie bał się? Brzmi to trochę jak „chodź do piwnicy, pokażę ci małe kotki”.

 

MAG: Tak, wiem, Kuba jest bardzo odważny! Stwierdził „Ok, dobra, zobaczę te kotki w piwnicy”! A tak poważnie, to właśnie w tej klimatycznej piwnicy zaczęły się dziać cuda, a z czasem, gdy muzyka zaczęła nabierać formy, obaj uznali, że potrzebują dodatkowych muzyków: basisty i perkusisty. Dołączył Wojtek na basie, a na perkusji Jagoda, znajoma Roberta. Kuba zaprosił mnie na wokal, ani Robert ani Kuba nie chcieli śpiewać. Na początku miałam wątpliwości, czy to dobry pomysł grać w zespole ze swoim partnerem, ale okazało się, że wspólna pasja nas wzmacnia i wnosi nowy wymiar do naszej relacji. Tak oto powstała Toń.

 

 

MMK: W międzyczasie wzięliście ślub, więc to nie zaszkodziło waszym relacjom.

 

MAG: Wręcz przeciwnie! Ślub wzięliśmy w sierpniu zeszłego roku, a we wrześniu mieliśmy już zaplanowane nagranie w Nebula Studio u Maćka i Tomka. To był intensywny czas, ale udało się wszystko zorganizować. Chociaż każde z nas miało już jakieś doświadczenia muzyczne, moje było największe, bo śpiewam od ponad 20 lat i jestem nauczycielką śpiewu. To doświadczenie się przydało, ale ich świeżość też była dużym atutem. Mimo że śmiało można nas nazwać „amatorami”, udało nam się stworzyć coś pięknego. To przypomina stare czasy, kiedy muzyka powstawała z miłości do grania, w garażach i piwnicach, bez specjalistycznego wykształcenia.

 

 

MMK: To prawda, bo czasem wykształcenie ogranicza — mówi, czego nie wolno robić, a potem okazuje się, że zespoły, które przekraczają te zasady, wyprzedają stadiony.

 

MAG: Dokładnie. Kiedy ktoś rozwija się w jednym gatunku muzycznym, ciężko jest mu wyjść poza jego ramy. My słuchamy różnej muzyki, choć wspólnym mianownikiem jest metal i stoner rock. Mamy na playlistach psychodelię, post-rock, grunge, black metal, ale to stoner najmocniej nas wszystkich przyciąga. Chociaż każdy z nas wnosi coś swojego, to udało nam się stworzyć album, który, choć różnorodny, jest spójny. Przykładem jest utwór „Korzenie” — folkowy, mantryczny, z wymyślonym językiem. A potem „Las, głaz, ćma”, który jest zupełnie inny, ale czuć w nim ten wspólny klimat.

 

 

MMK: Wspomniałaś, że każdy z was wnosi coś swojego. Czy któryś utwór jest dla ciebie szczególnie ważny?

 

MAG: Moim ulubionym jest „Niesława”. Obok „Odwilży” to dla mnie najważniejszy utwór na płycie. „Niesława” ma taki obrzędowy, mszalny klimat. Pojawia się tam też folkowa wokaliza i zabawa głosem w stylu klasycznym. To utwór, w którym mogłam wokalnie się wyżyć, łącząc różne style — od niskiego głosu modlitwy po quasi-klasyczną zabawę, która jest dialogiem z gitarą Kuby. Warto też zwrócić uwagę na poetycki tekst, który mocno podkręca obrzędowy charakter. Z kolei „Odwilż” jest mocno doomowa, ma piękny tekst i głęboko masujące trzewia riffy.

 

 

MMK: A dlaczego wybraliście „Korzenie” jako tytuł płyty?

 

MAG: Tytuł „Korzenie” to odniesienie do wielowymiarowości. Korzenie roślin, które rozciągają się daleko i głęboko, to metafora zespołu. Ja znajduję w tym też pewne odniesienie do pogańskich wierzeń, historii o bogini Mokosz, lasach, łysych górach i leśnych demonach. Czerpiemy inspiracje z różnych źródeł nie tylko w nawiązaniach do starych wierzeń i ludowej estetyki, ale także do naszych muzycznych korzeni. Dodajmy do tego leśny charakter, poroże jelenia i słowo „korzenie” jakoś tak samo przychodzi na myśl.

 

 

MMK: Jakie są plany na przyszłość? Czy planujecie koncerty albo nowe utwory?

 

MAG: Planujemy trasę koncertową we współpracy z innym zespołem, którego nazwy jeszcze nie mogę podać, oraz split winylowy, na którym znajdą się nowe utwory. Pracujemy nad szczegółami trasy i grafiką. Chcemy także zagrać na festiwalach. Zainteresowanie naszą muzyką rośnie – przebiliśmy 300 tysięcy odsłuchów na streamach, co przerosło nasze oczekiwania. Jesteśmy teraz w trakcie zmiany osoby za perkusją. Jagoda musiała niestety wybrać między pracą i zespołem. Nie wpływa to jednak na nasz plan działania. Teraz bębny w Toni będzie okładał Mikołaj Miko Malanowski. To jak będzie brzmiała TOŃ z nowym perkusistą okaże się już na koniec stycznia. 31.01.2025 rozpoczynamy trasę, która potrwa do połowy kwietnia.

 

zdj. Rafał Ptaszyński

 

 

MMK: A okładka? Kto ją stworzył?

 

MAG: Kuba Sokólski. Jest on znanym ilustratorem, tworzył m.in. dla Opeth, Decapitated, Entropii czy Anathemy. W koncepcie wykorzystaliśmy jelenie poroże, które było w piwnicy u Roberta otrzymane w jakichś dziwnych okolicznościach. On absolutnie nie jest myśliwym. Większość z nas jest wegetarianami i bardzo kocha zwierzęta i nie tylko zwierzęta domowe, ale także szanuje i troszczy się o zwierzęta hodowlane, więc dla nas myślistwo jest absolutnie na nie.

 

Natomiast to poroże wisi w salce i budziło strach córki Roberta, więc żeby sprawić, żeby było ono mniej straszne, zakrył je czarną płachtą, co zdecydowanie nie pomogło, ale zrobiliśmy zdjęcie i wyglądało tak okładkowo, że uznaliśmy, że to jest naprawdę pomysł na to, żeby to rozwinąć i stworzyć coś pięknego. Kuba Sokólski przepuścił ten pomysł przez swoją wrażliwość, dodał elementy leśne, grzyby, kwiaty, część z nich jest w fazie wzrostu, inna jest w fazie wegetatywnej. Zrobił coś tak pięknego i tak niesłychanie pasującego do klimatu całej płyty, że chapeau bas.

 

 

MMK: Super. Dziękuję bardzo za rozmowę.

 

Rozmawiała Małgorzata Maleszak-Kantor

 

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz