IKS

The Smile, „Wall of Eyes” [Recenzja], dystr. SONIC Records

the-smile-wall-of-eyes-recenzja

Właśnie mija ósmy rok od premiery „A Moon Shaped Pool”, jak na razie ostatniego albumu w dyskografii Radiohead. Mimo, że zespół zalicza najdłuższą przerwę pomiędzy premierami kolejnych krążków (która nie wiadomo kiedy i czy w ogóle kiedyś się skończy), duch legendarnej formacji pozostaje równie żywy, jak w latach jej największej świetności. Taki stan rzeczy jest możliwy, między innymi dzięki dziesiątkom wydawnictw, ścieżek dźwiękowych i kolaboracji, w jakich udział brali (i biorą) muzycy Radiohead w przerwie w działalności ich macierzystej kapeli. Jest jednak jeden projekt , który zdecydowanie wymyka się z klasyfikacji „poboczny”. Ten zespół nazywa się „The Smile” i właśnie wydał swój drugi studyjny album zatytułowany „Wall of Eyes”.

The Smile powstało w 2020 roku z inicjatywy Thoma Yorke i Johnnego Greenwooda, którzy do współpracy zaprosili jazzowego perkusitę Toma Skinnera. Niecałe półtora roku po premierze debiutanckiego krążka „A Light for Attracting Attention” i jednej koncertówce , zespół powraca z ośmioma premierowymi kompozycjami. „Wall of Eyes” nie tylko rozwija pomysły z debiutu, ale w alternatywnej rzeczywistości spokojnie mógłby funkcjonować jako pełnoprawny album Radiohead. Biorąc pod uwagę, że duet Greenwood/Yorke od dłuższego czasu dominował w macierzystej formacji, „Wall of eyes” przez część słuchaczy będzie właśnie tak traktowany.

 

zdj. Frank Lebon

Otwierający płytę utwór tytułowy, wprowadza słuchaczy w oniryczną atmosferę, pogłębioną dzięki tak dobrze znanym każdemu fanowi Radiohead partii smyczków i gitary akustycznej.

Yorke snuje swój wywód na temat alienacji i społecznego wycofania.  Ale prawda jest taka, że teksty Yorke’a od zawsze dawały swobodę interpretacji i tak jest też tym razem. Dlatego w zasadzie tę, jak i każdą kompozycję na płycie można czytać na wiele sposobów.

 

Drugi w kolejności „Teleharmonic”  hipnotyzuje słuchacza  dźwiękiem fletu i partii bębnów. Za produkcję krążka jest odpowiedzialny Sam Petts-Davies, z którym Yorke pracował przy ścieżce dźwiękowej do horroru „Suspiria”. Stąd ten specyficzny filmowy klimat, podsycany przez wstawki nagrane z London Contemporary Orchestra, czuć niezwykle wyraźnie.  Zastąpienie Nigela Godricha (który notabene był zajęty tworzeniem nowej płyty Idles) sprawiło, że materiał stał  się jeszcze bardziej unikalny. I nie chodzi tu o porównywanie, kto spisałby się lepiej. Znacznie młodszy i mimo wszystko dużo mniej doświadczony Davis zrobił to trochę inaczej, przez co dodał do muzyki The Smile powiew świeżości. Biorąc pod uwagę, że według mnie Idles ostatnio drepczą w miejscu, wydaje się że wieloletnie doświadczenie Godricha i masa unikalnych pomysłów w tamtym przypadku przyda się znacznie bardziej.

 

zdj. Frank Lebon

„To zmierza tam gdzie chce” z przekonaniem deklaruje Yorke w refrenie “Read The Room” . Słuchając kompozycji, której początek może przywidzieć pewne skojarzenia z “Yassassin” Bowiego, trudno nie zgodzić się z tą deklaracją.

The Smile na swojej drugiej płycie robi dokładnie to, co chce i jak chce. Słychać to też na utworze zamykającym stronę A,  „Under Our Pillows” gdzie math rock płynnie przechodzi w psychodeliczny odjazd spod szyldu Pink Floyd, by zamienić się w ambientowy szum. Narastający dźwięk wierci w głowach dziurę, a gdy w sekundzie milknie, nie pozostaje nam nic innego, jak zabić tą ciszę , przekładając płytę na drugą stronę.

 

Strona B w niczym nie ustępuje pierwszej. W „Friend of a Friend” dźwięki pianina przeplatają się z nastrojową perkusja. Zmiany tempa i porywający finał sprawiają, że po raz kolejny dostajemy dowód na to jak dużo w The Smile wnosi Tom Skinner. Kiedy uwaga fanów głównie skupia się na natchnionych partiach Greenwooda i sennych, hipnotyzujących wokalach Yorka, cichym bohaterem „Wall of Eyes” staje się Skinner. Wywodzący się z jazzowego Sons of Kemet, nadaje utworom powiew świeżości, przemycając złożone rytmy i styl gry kompletnie inny do tego, jaki prezentuje bębniarz Radiohead – Phil Selway. Może się wydawać, że The Smile, wybierając na single promujące „Friend of a Friend” i „Bendic Heretic” , wprost chcieli się pochwalić jakie możliwości i warsztat ma ich kolega z zespołu.

zdj. Frank Lebon

„I Quit” rozpoczyna się niepozornie. W miarę jak dochodzą kolejne warstwy, utwór zaczyna brzmieć naprawdę imponująco, ale prawdziwa perełka ukrywa się pod numerem 7.

Wspomniany wcześniej „Bending Heretic” to zdecydowanie najlepsza kompozycja, jaka znalazła się na płycie, zawierająca absolutnie wszystko, czego można by oczekiwać od grupy tak niezwykle kreatywnych artystów. Zaczyna się jak przyjacielskie jam session, wokale meandrują gdzieś pomiędzy dźwiękami gitary i perkusji. Po chwili gdy dołączają partie smyczków nagrane przez London Contemporary Orchestra, kompozycja zaczyna stawać się klarowna,  jednak to tylko zasłona dymna przed czymś, co dopiero ma nadejść.. „Teraz zbliża się do mnie grunt, przekroczyliśmy granicę. Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to teraz” wyśpiewuje Thom. Po chwili dochodzimy do punktu kulminacyjnego . Dźwięk  smyczków zaczyna narastać i staje się tak intensywny, że powoduje dyskomfort. Ostatnie dwie minuty to prawdziwa jazda bez trzymanki, prawdziwe tsunami dźwięków, gdzie każdy z członków zespołu daje z siebie wszystko.  I jeżeli ktoś by się mnie zapytał, czy warto iść na warszawki koncert the Smile, to odpowiem tak:  żeby usłyszeć tylko ten 8 minutowy utwór na żywo, byłbym w stanie wydać każde pieniądze i jechać znacznie dalej niż do stolicy!  Krążek kończy się wyciszającą i kojącą  piosenką „You Know Me”, napędzanego przez delikatne dźwięki pianina i falset Thoma Yorke.  „Nie myśl,że mnie znasz”  przewrotnie oznajmia w ostatnich sekundach kompozycji i zdecydowanie trudno się z nim nie zgodzić.

 

Słuchając „Wall of Eyes” wyraźnie słychać, że Johnny Greenwood i Thom Yorke wykorzystali cały zebrany przez lata bagaż doświadczeń. Powstał materiał składający się z dobrze znanych elementów, miejscami przywodzący na myśl zarówno elektroniczny „The King Of Limbs”, jak i wypełniony instrumentami smyczkowymi i orkiestrowymi aranżacjami „A Moon Shaped Pool”, a nawet najbardziej rockowy w dorobku Brytyjczyków „The Bends”. Ocenianie „Wall of Eyes” tylko przez pryzmat dokonań Radiohead, byłoby jednak niezwykle krzywdzące. Wszak na płycie muzycy popuścili wodzę fantazji, wędrując we wcześniej niezbadane rejony. O ile „A Light for Attracting Attention” było w pewnym sensie zachowawcze, na nowej płycie czuć, że dla The Smile nie ma już żadnych granic. Należy podkreślić, że „Wall of Eyes” nie jest dziełem łatwym w odbiorze. Wymaga skupienia i być może niektórzy będą potrzebować kilku podejść, żeby odkryć jego ogromny potencjał. Ja bez wahania mogę powiedzieć, że trio Skinner, Greenwood, Yorke nagrali album absolutnie fenomenalny. Mam tylko nadzieje, że formacja nie rozpadnie się po trasie koncertowej i będzie nagrywać kolejne płyty, bo jeżeli Radiohead mieli by nigdy nie powrócić , to na szczęście zostanie nam The Smile!

 

Ocena: 5,5/6

Grzegorz Bohosiewicz

Lista utworów: Wall of Eyes; Teleharmonic; Read the Room; Under Our Pillows; Friend of a Friend; I Quit; Bending Hectic; You Know Me!

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz