IKS

Spiritualized – „Everything Was Beautiful” [Recenzja], prod: PIAS/Bella Union, dystr: Mystic Production

spiritualized-everything-was-beautiful-recenzja

Jason Pierce powołał do życia Spiritualized w 1991 roku, ale jego historia zaczyna się prawie 10 lat wcześniej od występów w kultowym, napędzanym narkotykami Spaceman 3. Legendarny projekt, garściami czerpał z klasyków psychodelii. Dla wszystkich tych, którzy nie spotkali się z muzyką Pierce’a i Petera Kembera czyli Spaceman 3, a chcieliby to zrobić, w celu szybkiego przybliżenia ich twórczości pomocny może okazać się tytuł demo zespołu „Taking Drugs to Make Music to Take Drugs”, w dosadny sposób opisujący, ich muzyczne dokonania. Chcąc w pełni zrozumieć fenomen Spiritualized, nie można zapomnieć o wspomnianej wcześniej, macierzystej kapeli Pierce’a oraz destruktywnym wpływie narkotyków, które w równym stopniu odcisnęły piętno na jego twórczości. W czterdziestą rocznice scenicznej aktywności Brytyjczyka, światło dzienne ujrzy dziewiąty studyjny album Spiritualized o tytule „Everything Was Beautifull” , będący kolejnym płynnym krokiem na muzycznej ścieżce, rozpoczętej cztery dekady wcześniej i zasłużonym dopełnieniem wydanego przed czterema laty „And Nothing Hurts”.

Debiut z 1991 roku, pod tytułem „Lazer Guided Melodies” były naturalną kontynuacją dokonań Spaceman 3. W pierwszych latach twórczości muzyka Spiritualized ewoluowała do bardziej przystępnej formy, określanej mianem space rocka. Pierce pozostał wierny tej formule, wypracowując swój niepowtarzalny, trudny do podrobienia styl. Przełomowym okazał się trzeci w kolejności album „Ladies and Gentelman We Are Floating In Space” z 1997 roku, w nowatorski sposób łączący gospel z psychodelią, przez co na zawsze zapisał się w historii muzyki alternatywnej. Na płycie pojawiły się charakterystyczne orkiestrowe „upiększacze”, będące do dzisiaj znakiem rozpoznawczym formacji. Pozwolę sobie przeskoczyć przez „środkową fazę” twórczości Jasona Pierce’a żeby przenieść się do roku 2018, w którym wydano, jak mogło się wtedy wydawać, (dosłownie) ostatni w jego karierze album. W wywiadach udzielonych podczas trasy promującej płytę, można wyczytać, że proces twórczy „And Nothing Hurts” o mało co nie doprowadził go do choroby psychicznej i że był to odpowiedni moment aby powiedzieć stop. Na kilka miesięcy przed rozpoczęciem pandemii, miałem okazję zobaczyć na żywo koncert promujący album (zagrano aż 6 z 9 utworów) i po mimo faktu, że formacja wypadła fenomenalnie, faktycznie lider Spiritualized wydawał się być czymś przytłoczony.
 
Ciągnący się przez wiele tygodni czas pandemicznej izolacji, który nastał chwilę później, pozwolił przedefiniować dotychczasowy dorobek i burzliwe życie muzyka, czego owocem jest właśnie „Everything Was Beautifull”. Można stwierdzić, że podobnie jak w przypadku kultowego „Ladies And Gentelman We Are Floating In Space” gdzie siłą napędową były narkotyki, tak w tym przypadku motorem napędzającym proces twórczy stała się poniekąd epidemia. Jason Pierce zawsze tworzył pod wpływem silnych, mocno destruktywnych bodźców. Wystarczy sięgnąć po album „Songs In A&E” który poprzedziła ciężka choroba muzyka, przez którą na chwilę zatrzymało się jego serce.
 
„Everything Was Beautiful” zaczyna się sygnałem w alfabecie Morse’a, stanowiącym swoisty pomost z „And Nothing Hurts”, gdzie taki sam dźwięk pojawił się na końcu ostatniego utworu. Sampel sygnału, który był nadawany przez załogę Appolo 11, przechodzi w utwór otwierający, przepiękny „Always Together With You”. Po spokojnym wstępie, stopniowo narasta by po chwili wybuchnąć i zamienić się w space rockową ucztę, pełną dźwięków najróżniejszych instrumentów i chórków rodem z lat sześćdziesiątych, przywodzących na myśl najlepsze dokonania zespołu. W zasadzie cała strona A wypełniona jest podobną energią. „Best Thing You Never Had” rozpoczyna się od pulsującego basu by po chwile zostać w pełni zdominowany przez sekcję dętą, w podobnej stylistyce utrzymane jest „Let It Bleed” czyli utwór numer trzy. Strona A kończy się spokojnym „Crazy”, coverem ballady „Out Of My Might”, piosenkarki Country Nikki Lane, która dodatkowo użyczyła swojego głosu w chórkach. Ten swoisty eksperyment nasuwający pewne skojarzenia z weteranami alternatywnego country czyli Wilco, kończy pierwszą połowę płyty i przenosi nas na dużo ciekawszą stronę B.
 
Słuchając ”Everything Was Beautiful” miałem nieodparte wrażenie , że im bliżej końca , tym utwory stają się dużo bardziej przemyślane i złożone. Album powstawał w jedenstu różnych studiach nagraniowych, Pierce osobiście zagrał aż na 16 instrumentach, a finalnie w projekt zaangażowanych było 30 muzyków. Tą różnorodność doskonale czuć w „Mainline Song”, gdzie słychać wszystko to za co kocham Spiritualized. Utwór rozpoczyna dźwięk nadjeżdżającego pociągu, przechodzący w trwające blisko sześć minut feerie dźwięków, do samego końca nawet na sekundę nie zwalniającą tempa. Następnie czeka nas siedem minut niemalże post rockowego grania zwieńczone free jazzowym finałem czyli „The A Song (Laid In Your Arms)” .
 

Album zamyka epicki dziesięciominutowy „I Am Coming Home Again” który może słusznie kojarzyć się z najlepszym zamykaczem jaki stworzył Jason Pierce czyli „Cop Shoot Cop” ze swojego opus mangum z 97 roku. Zresztą uważny obserwator zauważy, więcej nawiązań do „Ladies and Gentelman We Are Floating In Space”, na okładce reedycji kultowego albumu znajduje się opakowanie pigułek, które idealnie pasuje do kartonika zdobiącego „Everything Was Beautiful” .

„Everything Was Beautiful And Nothing Hurts” to cytat pochodzący z kultowej książki Kurta Vonneguta „Rzeźnia Numer 5”. Jason Pierce od początku planował stworzyć siostrzane albumy, jednak zawirowania losu odsunęły projekt w czasie na długie cztery lata. Co i tak przy całkowitym anulowaniu, które wydawało się być praktycznie przesądzone, jest niewielką ceną. Wydaje mi się, że ta wymuszona przerwa przyczyniło się do stworzenia dzieła kompletnego, w którym nic nie jest wymuszone. Utwory zostały na nowo wymyślone i według mnie finalnie wypadły lepiej od swojego starszego rodzeństwa z „And Nothing Hurts”. Po zakończonym odsłuchu pozostaje tylko pytanie, co będzie musiało się stać żeby Jason Pierce nagrał równie dobry album.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 magicznych pigułek
💊💊💊💊💊💊💊💊
 

Grzegorz Bohosiewicz

 
1. Always Together With You
2. Best Thing You Never Had (The D Song)
3. Let It Bleed (For Iggy)
4. Crazy
5. The Mainline Song
6. The A Song (Laid In Your Arms)
7. I’m Coming Home Again
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz