IKS

Slow The Band [Rozmowa]

slow-the-band-rozmowa

Slow The Band działa od 2010 roku, tworząc oryginalny fusion-funk-jazz z wiodącą rolą gitary i saksofonu. Zespół ma na koncie 3 autorskie albumy studyjne oraz najnowszy, wydany właśnie koncertowy album „Live in Dresden”. Muzycy tworzący Slow The Band, to polscy wirtuozi, współpracujący również z gwiazdami polskiej muzyki rozrywkowej (Anna Maria Jopek, Grzegorz Turnau, Nigel Kennedy, Kroke czy Walk Away – to zaledwie kilkoro artystów i zespołów, którym muzycy formacji przez dekady towarzyszyli lub nadal towarzyszą na scenie). Termin Slow w nazwie, nie odnosi się do tempa muzycznego, ale jest nieprzypadkowy – muzycy pragną, by ich muzyka wpisywała się w nurt tzw. slow-life. Stawiają na spokojne celebrowanie miłych i ważnych chwil w towarzystwie przyjaciół i bliskich. O najnowszym albumie i o istocie grupy opowiedział mi jej gitarzysta, Tomasz Kaczmarczyk.

MM: Zastanawiam się, jak idea slow-life ma się do tak dynamicznej i energetycznej muzyki, którą gracie?

 

TK: Tak, idea dotyczy nie muzyki samej w sobie, ale właśnie życia w tempie slow. Stosujemy ją konsekwentnie w procesie twórczym, dlatego nasze płyty powstają w dosyć długich odstępach czasowych. Celebrujemy powoli każdy etap pracy – kompozycje, aranżacje i produkcję – ponieważ jest to dla nas coś dużo ważniejszego, niż tylko praca. Jesteśmy grupą przyjaciół, lubimy ze sobą przebywać i nawzajem się inspirować. Na przekór współczesnym czasom, w których wszystko dzieje się coraz szybciej, chcemy aby tworzenie muzyki, jak i jej prezentacja słuchaczom, odbywała się w przemyślany i zrelaksowany sposób.

 

zdj. Hans-Joachim Maquet

 

MM: Jak doszło do tego, że akurat w Dreźnie postanowiliście nagraliście album koncertowy?

 

TK: Nie było w ogóle takiego planu. Od 2022 roku mamy stałego realizatora dźwięku  i nagrywamy wszystkie koncerty, głównie w celu ich późniejszej analizy. Koncert w Dreźnie był ostatnim w sezonie jesiennym 2023 roku i po odsłuchaniu nagrań wszyscy stwierdziliśmy, że  poszło nieźle i warto tą chwilę utrwalić. Jako że zespół ma już ‘swoje lata’ i 3 albumy studyjne na koncie, to płyta koncertowa jest dobrym uzupełnieniem dyskografii. Publiczność w Ostra Lounge była nam przychylna i świetnie reagowała – to sytuacja, której nie da się stworzyć w sterylnej rzeczywistości studia nagrań. W końcu gramy muzykę w dużej części improwizowaną i nagranie koncertowe najlepiej świadczy o tym, jakim zespołem jesteśmy w danej chwili. Dodatkowym plusem jest to, że niektóre utwory zabrzmiały zdecydowanie inaczej, niż ich studyjne wersje.

 

MM: I właśnie ta reakcja publiczności mnie zastanowiła, bo przy tak żywiołowym, a jednocześnie wielobarwnym koncercie, wydała mi się dość stateczna.

 

TK: A to już jest kwestia bardziej techniczna. Ponieważ nie planowaliśmy wydania płyty, to podczas nagrania koncertu nie zastosowaliśmy mikrofonów tzw. ambientowych, które zbierałyby odgłosy z widowni. Reakcje publiczności na płycie pochodzą więc tylko z mikrofonów saksofonu i perkusji, które były albo zwrócone w przeciwnym kierunku, albo dość daleko od widowni. Jest to z naszej strony pewne niedopatrzenie i nauczka na przyszłość. Nie chcieliśmy też dodawać „więcej aplauzu” w postprodukcji, gdyż byłoby to sztuczne, nieautentyczne. W końcu był to koncert klubowy, sala typu „lounge” z wygodnymi kanapami na ok. 100 osób i tą zrelaksowaną atmosferę, mam nadzieję, słychać na płycie.

 

zdj. Krzysztof Kasprzyk

 

MM: Jesteś w dużej mierze autorem muzyki zespołu. Rozumiem jednak, że nad poszczególnymi pomysłami pracujecie razem?

 

TK: Pierwsze dwa albumy skomponowałem wspólnie z Krzysztofem Wermińskim – naszym pianistą. Jesteśmy przyjaciółmi od szkolnej ławki i to właśnie już wtedy, pod koniec lat 80. Krzysiek otworzył mi uszy na świat jazzu. Najpierw wymyślamy melodię, harmonię, wstępny szkic rytmiczny i formę utworu. Bardzo lubię oderwać się od sytuacji czysto gitarowych i wymyślać melodię, o której wiem że zagra ją np. saksofon sopranowy… Takie szkice, tzw. demo dostają pozostali koledzy i ich kreatywność odkrywamy dopiero podczas nagrań w studiu, już „na czysto”. To kolejny, bardzo przyjemny etap pracy, kiedy nasze szkice nabierają kolorów i nowych „wymiarów”. Trzeci z kolei album, tak się akurat złożyło, skomponowałem w całości sam. Było to dla mnie bardzo ekscytujące i „nowe” przeżycie. Dlatego płyta „Under Everchanging Sky” jest nieco inna, bardziej gitarowa i stylistycznie zróżnicowana, ponieważ dałem sobie wolną rękę w eksplorowaniu innych rejonów muzycznych, które mnie fascynują, takich jak bebop czy muzyka północnej Afryki.

 

MM: No właśnie – otwarcie na różne style przybliża was tym samym do world music.

 

TK: To jest ciekawa sprawa. W zasadzie też dla mnie trudna, ponieważ nie lubię ograniczeń gatunkowych. Jak powiedziało wiele legendarnych postaci w historii muzyki – muzyka jest jedna, może być w gatunku takim, czy innym. Ale jeśli porusza słuchacza to wszystko jest ok. Gatunki, style i ich charakterystyka, to raczej domena krytyków, dziennikarzy, czy teoretyków muzyki. Z drugiej strony – jak powiedział Miles Davis – w muzyce jak i w życiu, najważniejszy jest styl. Jest to sprzeczność, ale tylko pozorna. Według mnie próbujemy jako twórcy być przede wszystkim autentyczni i szczerzy wobec samych siebie… Jeśli oznacza to, że mieszamy gatunki i style to trudno… Ale też ‘trudno, świetnie’ – jak mówi teraz młodzież. Mam nadzieję, że ta szczerość intencji przebija się w naszej muzyce i że przekonamy jakąś część słuchaczy do naszego własnego ‘stylu’.

 

zdj. K. Paszkiewicz

 

MM: Co jeszcze stoi artystycznie przed waszym zespołem?

 

TK: To świetne pytanie… Ale i trochę niebezpieczne, bo plany mamy bardzo odważne i nie chciałbym tutaj za bardzo „przestrzelić”… Jesteśmy wszyscy dojrzałymi ludźmi, ale jako Slow The Band dopiero zaczynamy dojrzewać. Ja i Krzysztof mamy szuflady pełne pomysłów, szkiców muzycznych i – jeśli życie pozwoli – będziemy je sukcesywnie realizować. Na pewno chcemy koncertować regularnie, bo to doświadczenie nieporównywalne z niczym – występować dla publiczności obok tak wspaniałych artystów, jak moi koledzy. To najlepsza szkoła muzyczna jaką mogłem sobie wymarzyć. Co nowych nagrań, to mamy plany dwutorowe. Po pierwsze: kolejne kompozycje instrumentalne, możliwe, że z coraz dalszymi wycieczkami w inne rejony gatunkowe… Chciałbym wprowadzić więcej improwizacji zespołowej, czasem trochę więcej przekory, jazdy po bandzie naszych możliwości. A po drugie: naszą drugą wielką miłością jest też piosenka. Było już kilka piosenek na pierwszych dwóch albumach. Być może kolejne wydawnictwo będzie stricte piosenkowe: ok. 10 utworów słowno-muzycznych, do których zechcemy zaprosić wielu znakomitych gości: wokalistki i wokalistów. Ale nie uprzedzajmy za bardzo faktów – odpukuję 3 razy (śmiech).

 

MM: Gdzie będzie można Was usłyszeć w najbliższym czasie?

 

TK: Będziemy mieli przyjemność po raz kolejny zagrać na otwarcie wrocławskiego Vertigo Summer Jazz Festival. 1 lipca. Zapraszamy serdecznie! Prosimy o zaobserwowanie naszego fanpage na Facebooku. Tam znajdują się wszystkie informacje o naszych koncertach.

 

 

Rozmawiał Maciej Majewski

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz