Ray Wilson zagrał trzydziestego pierwszego maja w Starym Maneżu w Gdańsku w ramach trasy “Genesis classic”. Artyście towarzyszyli brat, Steve Wilson na gitarze, okazjonalnie udzielający się również wokalnie. Ponadto w składzie zespołu można było podziwiać jeszcze Alicję Chrząszcz na skrzypcach, basistę Marcina Kajper, który w trakcie koncertu chwytał również za flet oraz saksofon, perkusistę Mario Koszela oraz klawiszowca Kool Lyczka.
Wilson rozpoczął występ od słów zachęcających do dobrej zabawy, pomimo faktu, że był to wtorek, środek tygodnia. Tak zespół rozpoczął “No Son Of Mine” Genesis z 1991 r., bardzo ciepło przyjęty przez zgromadzoną na krzesełkach publiczność, w którym Wilson również chwycił za gitarę. Utwór brzmiał fantastycznie, klasyczny rok w pełnym brzmieniu na żywo. W kolejnym utworze “That’s All” Wilson wraz z bratem śpiewali wspólnie harmonie, a na saksofonie zaskoczył basista, Marcin Kajper.
Kolejnymi punktami setlisty były dwie piosenki Wilsona, w tym “Lemon Yellow Sun”. Jego solowe kompozycje w porównaniu z dorobkiem Genesis bronią się wyśmienicie. Osobiste teksty i charyzmatyczny wokal zwróciły uwagę publiczności. Następnym było “In Your Eyes” z dorobku Petera Gabriela. Wilson potrafi oddać styl, charakter głosu zarówno Petera Gabriela jak i Philla Collinsa, udowadniając, że nieprzypadkowo został w swoim czasie wybrany jako głos Genesis. Kultowe “Carpet Crawlers”, jeden z piękniejszych utworów Genesis, Wilson potraktował bardzo lirycznie by płynnie przejść po nim do “Another Day In Paradise”.
Pomimo charakteru trasy, przy utworze Collinsa zacząłem rozmyślać, czy aby nie zaczyna pojawiać się na tym koncercie jednak zbyt dużo coverów. Publiczność bardziej żywiołowo reagowała na hity Philla Collinsa niż autorskie ballady Wilsona i w tym zapewne tkwi cały sekret doboru utworów z setlisty, również innych autorów niż Genesis. W tym momencie Ray zagrał jeden z bardziej popularnych własnych utworów “Change”, jakby czytając w moich myślach. Po nim w trakcie “Symptomatic” Alicja Chrząszcz, nazywana przez Wilsona “Beetle” z uwagi na trudność w wymówieniu jej nazwiska, dała popis swoich niepzreciętnych umiejętności gry na skrzypcach.
Dalsza część setu Wilsona uwzględniła tytułowy utwór z albumu Genesis “Calling All Stations”. Zaskakujące było, że z tej płyty wybrzmiał tylko ten jeden kawałek, biorąc pod uwagę, że to własnie na tym krążku Wilson udzielał się jako wokalista grupy. Później artysta zadedykował “Heroes” Davida Bowiego obrońcom Ukrainy oraz zagrał “In The Air Tonight”, piosenkę z twórczości Philla Collinsa, kolejny raz dając poczucie, że przesadza z graniem nie swoich utworów, samemu mając tak imponujący dorobek. Z coverów zagrał jeszcze “Another cup of coffee” z katalogu Mike and the Mechanics oraz zakończył główny występ “Solsbury Hill” Peter’a Gabriela.
Zespół Ray’a Wilsona wyszedł jeszcze na bis, żeby zagrać “Land Of Confusion” oraz…”Knockin’ On Heaven’s Door” Dylana, zupełnie od czapy nawet w kontekście nazwy trasy „Genesis classic”. O ile odgrywanie fragmentów z twórczości solowej Collinsa, Gabriela czy Mike’a Rutherforda ma sens – wszak powiązana jest z Genesis i nawet jestem w stanie zrozumieć przesłanie i dedykację “Heroes”, to klasyk Dylana pozostawił we mnie dziwne uczucie. Ray Wilson jest świetnym kompozytorem i niepotrzebnie wypełniał występ tak dużą ilością coverów, niemniej publiczność nie dość, że doceniała kunszt zespołu, to zdawała się bawić wyśmienicie od poczatku do końca koncertu. A to przecież najważniejsze na tego typu imprezach.
Paweł Zajączkowski
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1