„Ojca miałem naprawdę fajnego” – tak brzmi hasło reklamowe najnowszego filmu Konrada Aksinowicza „Powrót do tamtych dni”. To oczywiście slogan przewrotny, który jednak wcale nie jest pozbawiony sensu. Nawet w kontekście dramatu, jaki przeżywa główny bohater – funkcjonowania pod jednym dachem z ojcem dotkniętym chorobą alkoholową.
Akcja filmu rozgrywa się na początku lat dziewięćdziesiątych. Czternastoletni Tomek (Teodor Koziar) to nastolatek jakich wielu. Dni mijają mu na nauce, zabawach z kumplami – Danielem (Kacper Janusiński) i Moskitem (Marek Marchewa), budowaniu konstrukcji z klocków Lego, graniu w kapsle, chodzeniu po drzewach. Chłopak mieszka ze swoją matką Heleną (Weronika Książkiewicz) i jest dumny ze swojego ojca Aleksandra (Maciej Stuhr), który wyjechał w celach zarobkowych do Stanów Zjednoczonych. Do tego w jego klasie pojawia się nowa uczennica Marta (Oliwia Gołębiowska), w której chłopak się zakochuje.
Pewnego dnia do Polski niespodziewanie wraca jego ojciec. Powody powrotu wydają się cokolwiek niejasne.
Dla chłopca nie ma to jednak większego znaczenia – Tomek jest wniebowzięty. W końcu to ojciec jest dla niego największym autorytetem. Wprowadził go w świat muzyki, kupuje mu klocki Lego, markowe ciuchy, a po powrocie do Polski odtwarzacz video. Alek to były redaktor radiowy, więc ma ogromną wiedzę muzyczną i na wielu płaszczyznach doskonale dogaduje się z synem. Niestety ma też swoje demony, które dla rodziny wydawały się już przeszłością. Aleksander jest alkoholikiem i po powrocie ze Stanów ponownie zaczyna pić. Nie będę jednak opisywał całego dramatu, który przeżywa rodzina Malinowskich.
Bardzo mocną stroną filmu jest jego narracja. Całą historię śledzimy oczami nastolatka, przez co nie jest to opowieść tak ciężka, jak chociażby „Pod mocnym aniołem”.
Wielokrotnie na naszych twarzach pojawia się uśmiech, gdy obserwujemy niezdarne próby wchodzenia w dorosłość głównego bohatera. Początkowe trzydzieści minut może wręcz wydawać się pogodnym filmem dla młodzieży. Jednak pomiędzy zabawnymi scenkami co jakiś czas reżyser zrzuca na widzów „bomby”, które wręcz wgniatają w fotel. W końcu choroba alkoholowa to nie przelewki, a Konrad Aksinowicz pokazał ją bardzo sugestywnie, nie oszczędzając tych najgorszych szczegółów.
„Powrót do tamtych dni” to film bardzo osobisty. Można by rzec, że wręcz autobiograficzny. Reżyser również miał ojca alkoholika, Tomek to tak naprawdę Konrad. Nawet niektóre lokalizacje wykorzystane w filmie są ściśle związane z młodością Aksinowicza.
To jego podróż sentymentalna – ale jako że sam jestem rówieśnikiem reżysera, ponowne obcowanie z pewexami, wypożyczalniami video, tytułami „Elektroniczny morderca” czy „Commando”, a także programem 5-10-15 wywoływały u mnie łezkę w oku. Reżyser rewelacyjnie ukazał tamtą epokę z jej wszystkimi urokami (charakterystyczne fryzury, ciuchy, powiedzenia) oraz minusami (powszechna znieczulica sąsiadów i brak zainteresowania nauczycieli swoimi uczniami). Oj, wiele przez te trzydzieści lat się zmieniło.
Czas pozachwycać się aktorami.
Maciej Stuhr stworzył najlepszą kreację aktorską w swoim dotychczasowym dorobku. Dla mnie to rola oscarowa. Jego Aleksander w momentach trzeźwości jest czułym, kochającym mężem i ojcem. Pod wpływem alkoholu jest przerażający, żenujący, a nawet obleśny. Rewelacyjnie zbudowana i odegrana postać. Tak bardzo autentyczna. Czapki z głów. Bardzo dobrze wypadła również Weronika Książkiewicz, która po „Furiozie” po raz kolejny pokazuje swój ogromny warsztat aktorski. Jej Helena to zastraszona przez męża kobieta, której, pomimo ogromnej miłości do syna, daleko do heroizmu. Książkiewicz bardzo dobrze sprawdza się w tej roli, a jej relacje z synem to jeden z mocniejszych elementów „Powrotu do tamtych dni”. Teodor Koziar jako Tomek może nie zagrał tak spektakularnie jak Stuhr i Książkiewicz, jednak również przekonująco ukazał młodego chłopaka radzącego sobie z problemami, z którymi nie powinien borykać się żaden dzieciak.
„Powrót do tamtych dni” to dekonstrukcja mitu więzi rodzinnej za pomocą przedstawienia toksycznych relacji alkoholika z żoną i synem.
To również próba ukazania, jak powstaje w ludziach syndrom DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika). Aksinowicz wywiązał się z tego wzorowo. Nie spłycił tematu, ale też nie zafundował nam produkcji, po której widz chciałby sięgnąć po… sznur. Rewelacyjnie zachował proporcję pomiędzy ukazaniem beztroskiego życia młodego człowieka a dramatem, który przeżywa. Niejednoznaczne zakończenie również pozostawia widzów w ogromnej zadumie z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi. „Powrót do tamtych dni” nie będzie hitem kinowym, ale zasługuje na uwagę i dużo ciepłych słów, a dla miłośników rodzimego kina to wręcz pozycja obowiązkowa.
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 klocków lego
🧱🧱🧱🧱🧱🧱🧱🧱