IKS

„Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, reż. Emerald Fennell

obiecujaca-mloda-kobieta-film

„Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, reż. Emerald Fennell

 

Nie każdy agresor seksualny to obleśny czterdziestolatek z wąsem, zamieszkujący maminą piwnicę. Gwałciciele i dewianci to, poza Richardem Ramirezem czy Johnem Wayne’em Gacym, także osoby o wyglądzie Armiego Hammera czy uroku osobistym Teda Bundy’ego – czasem przystojni i czarujący, niebudzący podejrzeń o perwersyjne upodobania. Doskonale wie o tym Cassandra Thomas (Carey Mulligan), bohaterka „Obiecującej. Młodej. Kobiety”, która prowadzi osobistą wendetę wobec mężczyzn – właściwie zwyrodnialców – Ohio. Dobijająca trzydziestki Cassie wciąż nie wyprowadziła się od rodziców, a noce spędza, pozorując nietrzeźwość w lokalnych klubach. Pozwala obcym facetom o nie do końca poczciwych zamiarach na przejażdżki, które zawsze kończą się w ich mieszkaniach lub pokojach hotelowych. Ma w tym złowieszczy cel.

 

Tytuł filmu nie jest przypadkowy.

 

Za „obiecującego, młodego mężczyznę” uchodził kilka lat temu Brock Turner, stypendysta prestiżowego Uniwersytetu Stanforda i wschodząca gwiazda pływactwa. Atrakcyjny, lubiany przez dziewczęta student w 2016 roku został skazany za trzy napaści o charakterze seksualnym. Cassandrę też poznajemy w chwili, gdy jej życie zostało już przekreślone – tyle tylko, że nie zniszczyła go sama. Niegdysiejsza studentka uczelni medycznej dziś jest cieniem dawnej siebie – po obiecującej karierze zostały tylko marzenia. „Nowa” Cassie to kobieta na nieustającej wojnie z toksyczną męskością. Widzimy ją w ryzykownych sytuacjach, kiedy sam na sam z obcym mężczyzną odgrywa striptizerkę lub pijaną w sztok pannę, nieświadomą, co dzieje się dookoła. Jest dobrą aktorką, nie przebiera w środkach, by dobrać się ofiarom do skóry. Co robi ofiarom i czy w ogóle można tak nazwać towarzyszy jej „zabawy” – wszystko to pozostaje w sferze domysłów, bo reżyserka nie stawia w filmie na tanią eksploatację.

 

Obiecująca. Młoda. Kobieta.” to poniekąd feministyczna wariacja „Życzenia śmierci”.

 

Film jest moralnie rozdarty (najbardziej w scenie hotelowej z udziałem Alison Brie), a swoją heroinę przedstawia niczym superbohaterkę z ciągotami do socjopatii. Cassie chce oczyścić świat z męskiej degrengolady, a że sama zapomina przy tym o podstawach etyki – trudno. Oko za oko – czasem trzeba posunąć się do ostateczności, by udowodnić swoją rację. W przeszłości Cassie spotkała osobista tragedia, a niewysłowiona krzywda wiernej przyjaciółki spowodowała, że kobieta zupełnie porzuciła swoje plany, ambicje, tak naprawdę całe życie. Podporządkowała je rozpaczy i stagnacji. Tymczasem sprawca całego zamieszania – obiecujący, młody mężczyzna – za swoją winę nijak nie został ukarany.

 

Nie do końca może rozumiemy Cassie i jej obsesję, ale kibicujemy bohaterce w drodze do finału.

 

Finału, warto dodać, mocno nihilistycznego, z pięknie rozpisanym zwrotem w fabule. Film powstał na fali ruchu #MeToo, a Emerald Fennell żongluje w nim tematami ciężkiego kalibru, które najczęściej zamiata się pod przysłowiowy dywan. „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” to więc dyskurs o kulturze gwałtu, upodobaniu maczyzmu, męskiej niedojrzałości, wreszcie o emancypacji i girl power, traumie do przepracowania. Całość jest cierpka i prowokacyjna, angażująca od pierwszych do ostatnich minut. Do tego formalnie bogata: Fennell miesza w „Obiecującej…” thriller w stylu rape and revenge z przewrotnym moralitetem, komediodramatem, a nawet elementami komedii romantycznej. Scenariusz (który przed premierą umieszczono na hollywoodzkiej „Czarnej Liście”) doprawia szczyptą satyry i deadpanowego humoru, z odmętów zapomnienia wyciąga kilka kontrastowych pop-szlagierów, które idealnie uzupełniają się z gęsto stężonym nihilizmem.

 

Takim kawałkiem zostaje „Stars Are Blind” z repertuaru Paris Hilton, wykorzystany w na równi czarującej i budzącej dyskomfort scenie aptecznej.

 

Cassie i Ryan (Bo Burnham) świrują do cukierkowej piosenki, tanecznym krokiem przemierzając sklep: on wysoki jak brzoza, ona – z wyglądu dziecko, w przebraniu lolity. Objęta jego ramionami wydaje się uwięziona w kleszczach. Doskonale spisali się dyrektorzy castingu: Mulligan jako młoda, obiecująca kobieta o złamanym sercu zasłużyła sobie na całą lawinę nagród i nominacji, którymi do teraz jest zasypywana, ale zmyślnie dobrano też męską część obsady. Role agresorów seksualnych zarezerwowano w filmie dla wykonawców najczęściej utożsamianych z postaciami nerdów, frajerów, ewentualnie ułożonych, przyzwoitych kolesi: będą to chociażby Christopher Mintz-Plasse, Max Greenfield i Adam Brody. W ten sposób zbudowane zostaje fałszywe poczucie bezpieczeństwa – w końcu kto obawiałby się Fogella z „Supersamca”, czy Dave’a z „The Neighborhood”. Dodatkową atrakcją okazują się zgrabne epizody Molly Shannon, Jennifer Coolidge i Connie Britton, aktorek znanych głównie z występów komediowych.

 

Obiecującą. Młodą. Kobietę.” wyróżnia krzykliwa realizacja i stylowa forma.

 

Kolejne rozdziały filmu – z których każdy następny podnosi ciśnienie bardziej niż poprzedni – pooddzielano od siebie prostymi kompozycjami graficznymi i ponumerowano cyframi rzymskimi. Pomysł jest prosty, ale stosownie surowy. Plan zdjęciowy skąpano w dziecięcych kolorach – czasem różach, kiedy indziej odcieniach niebieskiego, ale w scenach zwiastujących zagrożenie wykorzystano alarmujące czerwienie. Umiejętnie opracowano scenografię i dobrano rekwizyty. Cassandra żyje przeszłością, a dom jej rodziców przypomina projekt wnętrzarski z początku lat siedemdziesiątych. W pełni uzasadnione są też wizyty bohaterki w typowo amerykańskich dinerach sprzed ponad połowy wieku, jej upodobanie do shake’ów truskawkowych i słodkich przekąsek.

 

Obiecująca. Młoda. Kobieta.” to emocjonalny roller coaster,

 

film bez reszty intrygujący i kapitalnie zagrany. Gorzko wybrzmiewają w nim echa afer związanych z #MeToo, a Fennell zadaje pytanie: co ofiary gwałtu muszą jeszcze zrobić, aby ich krzywda została dostrzeżona – i kogoś przejęła? Nieważne, czy jesteś feministką, narodowcem, frat boyem, nieważne, czy żyjesz w bańce iluzji. Film Fennell nikogo nie pozostawi obojętnym – a na pewno nie powinien. Rys charakterologiczny tytułowej bohaterki przybliża go do „The Swerve” Deana Kapsalisa, a w tle fabuły m.in. do „Hard Candy” i kultowych „Heathers”.

 

Ocena (w skali od 1 do 10) 9 bicepsów

 💪 💪 💪 💪 💪 💪 💪 💪 💪 

 

Albert Nowicki

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz