IKS

Nonexister – „Demons” [Recenzja]

nonexister-demons-recenzja

Na szwajcarski zespół Nonexister trafiłem całkowicie przypadkowo. Pewna osoba poleciła mi kilka singli na zasadzie „posłuchaj, niebawem wydadzą debiutancki album, może ci przypasuje na tyle, że zechcesz coś o nich napisać”. Po zapoznaniu się z dostępnymi utworami byłem pewien, że oto trafiła się prawdziwa „perełka”. Obecnie znając już cały materiał znajdujący się na ich pierwszej płycie „Demons” wiem, że mogę polecić wam jego zawartość (chociaż całość nie trzyma w każdym momencie równie wysokiego poziomu), o ile lubicie połączenie elektroniki z gitarowym pierdyknięciem i szaleńczym wokalem w duchu industrialnych mistrzów.

Panowie tworzący skład zespołu to nie są młodzieniaszkowie i debiutanci. Jego trzon tworzą Marco Neeser [elektronika, pisanie piosenek] oraz Nik Leuthold [wokal, teksty piosenek]. Ten pierwszy udzielał się w takich projektach jak: Swandive, Division Kent, me.man.machine. i Glitter Wasteland, drugi w m.in. punkowym Catchpole. Muzycy w pewnym momencie zapragnęli połączyć siły i sformowali grupę mocno inspirującą się dźwiękami spod znaku szeroko pojętego industrialu z domieszką metalu, gotyku, synth-popu oraz zimnej fali. Skład Nonexister uzupełniają Reto „Fu” Gaffuri [bas], Siro Müller [perkusja] i Silvan Gerhard [gitara].

 

zdj. materiały prasowe/Tabea Hüberli

 

Pierwszy na płycie „Your Pain Up My Veins” świetnie definiuje cały materiał. Tłuściutki riff gitarowy, sporo elektroniki i histeryczny wokal Nika w duchu Roba Zombie i Marilyna Mansona to absolutnie godne otwarcie ich debiutanckiej płyty.

Każdy fan melodyjnego, przebojowego industrialu powinien być usatysfakcjonowany. Ten utwór to również pierwsza kompozycja, którą zespół stworzył. Nie powinno, więc dziwić, że uznali, iż jest potencjał na cały materiał. W „Drowning In The Void” jest więcej synth-popu, chociaż refren jest już raczej klasycznie rockowy. „How Do You Dare” z wyrazistą, napędzającą całość linią basu i intensywnym beatem to jeden z najlepszych momentów „Demons”. W mojej opinii to jednak kolejny, „A Promise In The Air”, rozbija bank. Jest połączeniem Prodigy, Nine Inch Nails i… Davida Bowie. Rewelacyjnie rozwija się ten ponad sześciominutowy utwór od mocno elektronicznych dźwięków po rockowe gitarowe zakończenie. Kolejny „Where Does Your Mind Go” jest najspokojniejszym momentem całości. Panowie wchodzą tutaj w klimaty lekko progresywne kojarzące się w jakimś stopniu – szczególnie jeśli chodzi o sekcje rytmiczną –  z tym co zrobił Tool na „Lateralus”.

 

 

Nie ma sensu opisywać każdego utworu z osobna. Wyróżniłbym jeszcze „Kater” (w całości wykonany po niemiecku) oraz „Head In A Hole” (w zwrotkach z silnymi naleciałościami post-punkowymi).

Ważne, że zespół przez większość albumu trzyma wysoki poziom, chociaż mam wrażenie, że to akurat głównie singlowe utwory robią robotę. Zdecydowanie należy wyróżnić Leutholda. Rewelacyjnie umie modulować swój głos – czysty śpiew, chrypka, krzyk, szept, melorecytacja – do wyboru do koloru.  Facet ma niemałe techniczne umiejętności oraz bardzo ciekawą barwę głosu i nie waha się ich użyć.

 

Również jego niebanalne teksty doskonale wpisuje się w warstwę muzyczną. Autor strony lirycznej albumu m.in rozprawia się z władzą opisując ją jako narkotyk („Your Pain Up My Veins”), pochyla się nad zjawiskiem „victim blaming” („How Do You Dare”), opowiada wstrząsającą historię zemsty maltretowanej kobiety ( „Head In The Hole”), wspomina bliskie mu osoby, które niespodziewanie straciły życie w kwiecie wieku („Drowning In The Void”), ale pisze też o miłości ocierającej się o szaleństwo („A Promise In The Air”). Zatytułowanie całości albumu „Demons”, jasno wskazuje, iż Leuthold  skupia się na mrocznej stronie ludzkiej natury.

 

zdj. materiały prasowe/Tabea Hüberli

 

Płyta emanuje bardzo różnymi, wyrazistymi odcieniami. Jest swoistym soundtrackiem nadającym się doskonale jako podkład pod jakiś apokaliptyczny obraz filmowy.

Bardzo ważną personą, która miała wpływ na całość jest producent płyty Tommy Vetterli. To gość, który cieszy się niemałą estymą w metalowym światku. Grał w takich zespołach jak Coroner i Kreator, a jako producent współpracował z wieloma uznanymi artystami. Debiut Nonexister to nie jest materiał klasycznie metalowy, ale słychać, że producent dodał mu momentami takowego sznytu. Poza tym sparował główny trzon zespołu Neesera-Leutholda z pozostałymi muzykami.

 

Podsumowując, Szwajcarzy z Nonexister stworzyli naprawdę obiecujący debiut, który ma dużą szansę zaistnieć wśród entuzjastów industrialnego grania spod znaku Nine Inch Nails, Marilyn Mansona, Young Gods, Ministry, White Zombie a może nawet Rammstein, chociaż fajni bardziej klasycznego rocka powinni również dać mu szanse i nie powinni być zawiedzeni. Jestem bardzo ciekawy jak rozwinie się kariera Nonexister. Wydaje mi się, że kolejny album może być jeszcze bardziej interesującym tworem, a gdyby całość trzymała poziom jak wydane przed oficjalną premierą single, ocena byłaby jeszcze wyższa.

 

Ocena: 4,5/6

Mariusz Jagiełło

Lista utworów: Your Pain Up My Veins; Drowning In The Void; How Do You Dare; A Promise In The Air; Where Does Your Mind Go; Kater; Storm; Head In A Hole; What A Lie; Flying With The Crows; 2048

 

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz