IKS

„Nocne mary. Opowieści niekoniecznie na dobranoc” | Różni autorzy | wyd. Lingua Mortis [Recenzja]

nocne-mary-recenzja

Przyznam od razu, że dawno się tak na żadnej książce nie zawiodłam (na filmie zresztą też, ale skupmy się na tym pierwszym). Wiecie jak to jest, kiedy czytacie same dobre książki i buduje się w Was przekonanie, że macie do nich „smak”. Taka książkowa „passa”. Wiara, że wręcz odruchowo sięgacie po to, co dobre, bo przecież macie ileś set przeczytanych pozycji na koncie… Tak, ciągle mówię o sobie, więc czas przejść do rzeczy.

Okładka – naga kobieta siedząca na jakimś monumencie, rozkładająca dłonie w sposób, który obserwatorowi przypomina ból. Jej twarz, na której gości grymas, przesłonięta jest chmarą dymu, który ulatnia się z niej niczym z okaleczonej duszy.

 

Idźmy dalej. W składzie opowiadających widzimy praktycznie same polskie nazwiska, ale na samej górze reklama w postaci Grahama Mastertona, mistrza horroru (wiwaty w tle)! A opinie na Internecie? No po prostu same 8/10 jeśli nie wyżej! Czy ludziom na LC (LubimyCzytać.pl) ktoś za to płaci? Przyznawać mi się i to już.

 

Opowiadania tak srogo nie przypadły mi do gustu oraz moich wyobrażeń, iż pozwoliłam sobie zrobić małe (haha…) podsumowanie. W „Nocnych marach…” mamy aż 23 historie 22 autorów. To wszystko zamknięte w ponad 300 stronach (boże drogi…). Błędy w tekście, brak logiki i historie na półtora strony również miały miejsce. Niektóre nawet nie były horrorami, tudzież powieściami grozy. Nie wstyd wam się wybijać naklejką +18 i nazwiskiem Mastertona?

 

1/ „Pobudka, panie Sanders”:

Jedno – tylko jedno – opowiadanie było naprawdę wartę uwagi (cóż to szkodzi, że akurat było pierwsze!). Chciałabym w tym miejscu, ze szczerą radością wyróżnić opowiadanie pani Nadii Szagaj „Pobudka, panie Sanders”. Z wielką przyjemnością zapoznam się z jej dalszą twórczością. Pomysł, który zaprezentowała był czymś naprawdę wyjątkowym i wyróżnił się na tle wszystkiego, co czytałam. Otóż mamy rok 2154 a pan Sanders zostaje skazany za swoje nieludzkie czyny na śmierć. Siedmiokrotną. Technologia i technika medyczna poszły do przodu, zatem skazanych na śmierć zabija się… by ponownie ich ożywić i tak dalej, aż do końca (znowu żarcik). Skazani tracą zmysły z każdą kolejną śmiercią, jednak rzeczywisty problem pojawia się około czwartej śmierci. Więźniowie przestają odróżniać majaki od rzeczywistości, przy ich łóżkach stoją zmasakrowane ofiary (cierpliwe, żądne zemsty dusze z zaświatów), zaś widmo śmierci staję się wybawieniem. Opowiadanie jest niesamowicie obrazowe, autorka wręcz bawi się słowem i czytelnik czuje męki skazanego – obserwuje je i w nich towarzyszy. Na początku historia jest nieco niezrozumiała, ale całość pozostawia w czytelniku naprawdę mnóstwo emocji i niedosytu.

 

Teraz opiszę pozostałe opowiadania, które zasługują na uwagę, bo po prostu były okej – nie za bardzo zagmatwane, logiczne, nawet z jakimś sensem i pomysłem:

 

2/ „Obudź się”:

Olek Zielonka przedstawił bardzo ciekawe zestawienie wierzeń słowiańskich z czasami rzeczywistymi. Dobry i przemyślany koncept. Taki kryminał pomieszany z horrorem. Trochę smutny. A więc: samotni mężczyźni giną jeden za drugim w barach. Nikt nie wie dlaczego, ani co zostawia ich w tak makabrycznym stanie. Czy Lena (znająca tajniki ludzkiej podświadomości i odbywająca podróże astralne wróżbitka) oraz jej wujek odkryją prawdę co spotyka ofiary?

 

3/ „Świadomy sen”:

Wojciech Kulawski zaprezentował natomiast opowiadanie inspirowane tematyką obozów koncentracyjnych oraz teorii spiskowej dotyczącej tajnego stowarzyszenia Vril, która to organizacja praktykowała okultyzm. Ponadto jej członkowie promowali rasę aryjską, składali ludzkie ofiary (szczególnie z dzieci), dokonywali zabójstw na tle politycznym a także wywoływali duchy zmarłych. Udokumentowanym faktem jest, iż Adolf Hitler poszukiwał krainy o tej samej nazwie, gdyż liczył na zdobycie mocy dającej mu absolutną władzę nad światem (to ostatnie to już info z Wikipedii, ale rzucam jako ciekawostkę). Tak więc mamy czwórkę bohaterów, pozornie losowych, którzy pod okiem nauczyciela/ mistrza uczą się świadomego snu. Z dziwnych przyczyn, każdemu z nich śni się obóz zagłady w Bełżcu (można spekulować, ale spali w chatce wynajętej obok tego miejsca), zaś oni pełnią w tych sennych majakach rolę więźniów, obserwując miejsce kaźni od środka. Całkiem ciekawe ujęcie zemsty, karmy, a także mocy sił nadprzyrodzonych.

 

4/ „Koszmar Doroty”:

Tak naprawdę jest to kontynuacja opowiadania „Rezydent domu nr 5” R.G. Sawickiego, jednak ta pierwsza część jakoś mi nie przypadła do gustu. Oceniając je razem, faktycznie tworzą logiczną całość. Opowiadanie jest naprawdę ciekawe, jednak nie jest to na pewno nic nowego ani świeżego. Czuć inspirację starymi horrorami (ale takie są chyba najlepsze). Mamy więc dwójkę rodzeństwa,  z których jedno bardzo przekracza granicę siostrzano-braterskiego traktowania, idąc mocno w stronę znęcania. Bohaterowie na przekór słowom dziadków trafiają do domu nr 5. Dzieje się tam coś bardzo tajemniczego, złego i zdecydowanie nie dla dziecięcych oczu. Opowiadanie ciekawie przedstawia istnienie zła, które nie pojawia się znikąd, ale trwa z pewnych przyczyn i da się je „ugasić” odpowiednimi środkami. Ciekawe ubranie zła w formę i dosłowne nadanie mu kształtu.

 

5/ „Hopsy”:

Opowiadanie Rafała Christa było dość brutalne (ale po tym co przeczytałam w innym opowiadaniu w „Nocnych marach…”, nawet nie drgnęła mi powieka). Pomysł opiewał na inspirację plagą zombie, ale jednak w całkiem innym wydaniu. Było krwawo, było brzydko (i to jak), ale najzabawniejsze w tym wszystkim była dobroć bohatera, a przynajmniej to, jak bardzo on w nią wierzył. W każdym razie, jak plaga zombie się kończy… chyba tłumaczyć nie trzeba.

 

Poza wymienionymi wcześniej, wyróżniłabym jeszcze  następujące opowiadania: „Domek na drzewie”, „Nowe życie”, „Diabeł na mym ramieniu”…i uwaga, będą spojlery. Historie spod pióra Ł. Dubaniowskiego, H. Smolarka i A. Cytrowskiego miały ciekawy koncept, były logiczne, ale kompletnie przegadane i naciągane. Każde w innym klimacie. „Domek na drzewie” opiewał na pomysł magicznej przemiany ludzi w udręczone ptaki, zamykane w przytulnych domkach na drzewie. „Nowe życie” miało niesamowicie irytującego bohatera (gratulacje dla autora, dawno się tak nie zirytowałam czytaniem – to chyba na plus za kreacje głównej postaci?), którego siły odwieczne stawiają do pionu i wymierzają karę – czy słuszną? W moim odczuciu za mało wiemy o bohaterze, aby zgodzić się z karą, którą otrzymał, ale gdyby była z tego książka… byłaby świetna. Serio. Na sam koniec – „Diabeł na mym ramieniu”. Opowiadanie miało swój wyjątkowy klimat, przypominało stare opowieści z diabłem w roli głównej. Spotkanie z szatanem, a raczej opętanym przez niego człowiekiem, było bardzo ciekawe: kreacja szalonego Dennisa, który pokrętnie opowiada o śmierci zaginionego chłopaka, cienie tańczące na ścianach. Szkoda jedynie, że  autor skraca fakty dla samego skracania, a może braku dalszych pomysłów.

 

Specjalny akapit poświęcam dla opowiadania duetu Graham Masterton & Karolina Mogielska o tytule „Dioboł”. Naprawdę nie cierpię horrorów, których brutalizmu, zła i deprawacji nie da się wytłumaczyć żadną logiką, a za takową nic w tym opowiadaniu jak dla mnie nie stało. Powiedzmy, że zdeprawowany dzieciak był diabelskim nasieniem – ok. Ale całość stworzona jest bez ładu i składu, a forma to luźno rzucone obok siebie części historii – tak bym to zdefiniowała. Po Grahamie Mastertonie oczekiwałam jednak zdecydowanie więcej.

Kolejny akapit poświęcę dla „Aegri Somnia” Tomasza Miłowieckiego. Opowiadanie wieje nienawiścią w każdą możliwą stronę świata. Nienawiścią oraz depresją, ciężarem życia i niewymownym trudem. Gratuluję, bo jednak ciężko wywołać tak skrajnie złe uczucia w czytelniku. Przyznam, że gdyby wydłużyć tę historię i może bardziej umożliwić czytelnikowi zaznajomienie się z główną postacią, pozwolić nabrać jej kształtu, a przede wszystkim zatańczyć z panią logiką – byłby to naprawdę niezły tekst. Bohater jest tak skrajnie dziwny w swej rozpaczy, iż chciałoby się to zaliczyć do tematyki science fiction (przepraszam, no ale nie mogę się powstrzymać przez tym porównaniem). Całość kończy się za to bardzo mądrymi słowami: „Twój szaleniec i kochany socjopata, Gabriel Bagiński” – cholera, wszystko się zgadza.

 

Cóż, reszta opowiadań nie zasługuje nawet, żeby o nich wspomnieć. Brak w nich logiki i namiastki  sensu. Zdecydowanie muszę przyczepić się do sposobu „reklamy” zbioru opowiadań – nigdy bym nie przypuszczała, że większość z historii w nim zawartych będzie inspirowana starodawnymi wierzeniami z diabłem w roli głównej. Gdybym wiedziała, że sięgam po a’la stare polskie legendy, nawet bym nie sięgnęła po lekturę. Jako czytelnik miałam wrażenie, że treści zawarte w książce nie zostały odpowiednio zredagowane, stanowią zaś zlepek pierwszych lepszych tekstów, które nadesłali początkujący autorzy. Jak zbiór opowiadań może być tak skrajnie nierówny? Jak można zestawić obok siebie opowiadanie świetne, parę ledwie dobrych i o dziwo logicznych z takimi ochłapami bez ładu, składu, pomysłu, treści i w końcu… sensu?

 

Ze swojej strony, zdecydowanie nie polecam. Gdyby nie pierwsze opowiadanie „Pobudka, panie Sanders” to już nawet nie byłoby o czym pisać. Oceńcie sami, czy warto kupić książkę dla 15 stron dobrej zabawy. Daję ocenę 1/6, a recenzje na portalu LubimyCzytać.pl to kpina totalna – na tę chwilę osiemnaście opinii i większość to oceny 8 lub 9 w skali do 10. Finalnie całość ma tam ocenę 8,6/10. Poważnie?

 

Ocena: 1/6

    Ela Buszko (Żniwa Kultury – Ela Buszko )

 

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz