IKS

New Model Army – „Unbroken” [Recenzja] dystr. Mystic Production

New-Model-Army-Unbroken-recenzja

Czy po wydaniu 15 albumów studyjnych i 6 koncertowych można jeszcze mieć cos oryginalnego do powiedzenia? Zwłaszcza balansując między dość wąskimi szufladkami post-punku, folku i alternatywnego gitarowego grania? Okazuje się, że i owszem – Justin Sullivan z żelazną konsekwencją (i wciąż aktualną deklaracją całkowitej niezależności na sztandarach) po raz kolejny zaskakuje, wydając chyba najlepszy od dekady album (licząc od „Between Dog and Wolf”)

Z jednej strony wszystko się tu zgadza, jest to New Model Army rozpoznawalne po pierwszych sekundach, nie dające się pomylić z niczym innym, ale w głębi, pod charakterystycznym głosem i bazowymi składowymi znajdziemy niespotykaną dotąd przestrzeń, zaskakujące rozwiązania i mnóstwo świeżych pomysłów, podanych z dużym wyczuciem i smakiem.

 

Photo by Tina Korhonen

Przede wszystkim nad całością tej płyty króluje rytm. Nerwowy, pulsujący, wręcz plemienny, wspierany przez prowadzący większość utworów brudnawy, często przesterowany bas, grający tu zarówno rytmiczne jak i melodyczne partie w całym spektrum tonacji.

Wokół niego mamy zaskakująco przestrzenne, lekko przesterowane gitary a głębiej, ledwo wyczuwalne ambientowe syntezatorowe tła. Oczywiście wszystko to zanurzone w klasycznym, akustyczno-riffowym  anturażu  i hipnotycznym, acz chyba częściej niż zwykle melorecytującym lub skandującym głosie.

 

„After all the days of waiting we were suddenly released / We filled our pockets with good fortune and headed out East”

 

Tymi słowami płytę otwiera „First Summer After” gdzie dostajemy na tacy prawie wszystko to, co charakteryzuje ten album. Hipnotyczny, transowy wręcz utwór z unoszącymi się w przestrzeń chóralnymi mostkami i wędrówką po całym spektrum dynamiki. Nic dziwnego, że pełni rolę singla promującego całe wydawnictwo – to najbardziej miarodajna wizytówka tego co nas czeka, choć z pewnością nie najbardziej interesująca.

 

Dalsza część recenzji pod teledyskiem

Czaruje na przykład „Language”, podkręcający tempo wręcz tanecznym rytmem osadzonym na zapętlonym motywie basowym (bluźnierstwo, ale ten wstęp wcale nie leży daleko od „Discoteque” U2), mamy melorecytacje, syntezatorowo-gitarowe tła i riffowe otwarcia na refrenach. Co więcej – i to też charakterystyczne dla większości tego materiału – mamy tu wręcz progresywną formę zamkniętą w czterech minutach.

Podobnie w „Cold Wind”, leniwie i ambientowo rozpoczynającym  się na tle emocjonalnego przekazu

 

„The gods will speak with us when the silence is full / Who else can you trust?”

 

Utwór kapitalnie narastający, utrzymany w nerwowej rytmice, aż do wielogłosowego przestrzennego refrenu, po którym nie spodziewamy się już kolejnych zaskoczeń – tymczasem dostajemy jeszcze frapującą kodę z mrocznymi rwanymi smyczkami i filmowym wręcz rozmachem. W podobnej manierze eklektyzmem czaruje „I Did Nothing Wrong” gdzie z wyciszonego, akustycznego (ponad dwuminutowego!)  wstępu, przechodzimy przez połamany, wręcz junglowy bas, riffowe, chóralne refreny aż po brudne solo z przepuszczonymi przez tremolo  gitarami

 

Fascynujące…

 

Oczywiście jest też na tej płycie trochę punkowego gniewu, jak w hymnowym, wykrzyczanym „Coming Or Going”, czy najmocniejszym na płycie Reload który Sullivan zaczyna od

 

„If I have to see another f*cking union jack/flying on the orders of the government/I’m gonna be sick”

 

choć nawet tu skandowane, ciężkie refreny z metalowymi riffami, przeplecione są zaskakującymi, klawiszowymi harmoniami (czyż taki Faith No More tego nie uwielbiał?) a całość prowadzi do finału mocno przesterowany bas na tle atonalnej  przestrzeni. Mamy też „If I Am Still Me” eksplorujący temat natarczywego rytmu ze skrobiącymi gitarami (i przesterowanym basem – a jakże!)  na tle którego tyrada wokalisty przechodzi płynnie w lekkie gitarowo-smyczkowe otwarcia z chórkami, czy „Do You Really Want To Go There” będący mieszanką przestrzennych głębi i syntezatorowo-basowych pasaży z rytmicznym riffowo-punkowym skandowaniem.

 

Photo by Tina Korhonen

Perełką albumu wydaje się być „idumea” z lirycznym fortepianowym wstępem, wolnym, głębokim pulsem i pięknymi, wielogłosowymi frazami (dryfujący zaskakująco mocno w stronę Petera Gabriela z okresu OVO)

Ale czai się tam też w głębi brudny, niepokojący riff na zmianę z jasnymi akustycznymi brzmieniami. Bardzo ciekawe połączenie nastrojów – w niespiesznym, poetyckim klimacie i ze szczyptą folku.

 

„And all the colours they were turning, and the land was at rest / And the harvest moon was waning as we headed back West”

 

Taki jest ten album – skrzący się kolorami, bez słabego punktu. Każdy utwór jest przemyślany, bogaty i pełen niespodzianek oraz niuansów odkrywanych z każdym kolejnym przesłuchaniem. Może jedynie Sullivan w tekstach próbuje nam nieco za dużo przekazać, przykrywając momentami ilością tekstu fantastyczne rzeczy dziejące się pod spodem. Ale przecież to w końcu New Model Army gdzie lider zawsze miał nam dużo do powiedzenia, więc nie można się na niego o to chyba specjalnie gniewać…

Nie wolno tej płyty nie posłuchać! Bardzo mocny początek 2024 roku… Polecam

 

Ocena: 5,5/6

Kovy Jaglinski

Lista utworów: First Summer After; Language; Reload; I Did Nothing Wrong; Cold Wind; Coming Or Going; If I am Still Me; Legend; Do You Really Want To Go There?; Idumea; Deserter

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz