IKS

Muchy – „Szaroróżowe” [RECENZJA]

szarorozowe-muchy-plyta-recenzja

Albumowy powrót poznańskiej formacji Muchy odbił się w mediach szerokim echem. Nic dziwnego – w ostatnich latach o grupie było cicho. Siedem lat temu ukazała się płyta „Karma Market”, ostatnie studyjne dzieło Michała Wiraszki i spółki. Później na rynku pojawiło się wyjątkowe wydawnictwo koncertowe „Powracająca fala” (2015), a – z okazji dziesiątej rocznicy – w 2017 fani otrzymali reedycję debiutu. Rynek domagał się jednak premierowego albumu. Gdyby nie pandemia, otrzymalibyśmy go już w 2020, ale muzycy tłumaczyli w wywiadach, że nie chcieli, aby przepadł w najtrudniejszym, „covidowym” czasie.

Krążek „Szaroróżowe” na półkach sklepowych pojawił się w połowie lipca. O jego poziom byłem spokojny. Skąd to wynikało? Niewątpliwie dobrym prognostykiem były singlowe numery. Fani je chwalili, dziennikarze z branży – również. Całość zaczyna utwór tytułowy, który był pierwszą zapowiedzią albumu. Okraszony solówką Jana Borysewicza (nie muszę chyba dodawać, że jest ona świetna!) i z gościnnym wokalnym udziałem Beli Komoszyńskiej z Sorry Boys uzależnia od pierwszego zetknięcia i ciężko go potem nie zapętlać na słuchawkach. No i ten refren! Zagnieżdża się natychmiast w głowie. „A życie, to życie/Jak dowód jest szaro-różowe z obu stron” – czy coś więcej trzeba dodawać? Michał Wiraszko – w niby prostych słowach – zawarł prawdę o naszym istnieniu.
 

Rozpoczęcie płyty – klasa sama w sobie. Dalej jednak wcale nie jest gorzej.

Nostalgicznie robi się przy „Lecie 2010”, w którym pojawił się kolejny gość, a mianowicie Monika Borzym – na płycie przewija się jeszcze w „Złoceniach”, „Na pół” i „Guliwerze”. Na drugim biegunie są natomiast gitarowe „Plemiona” czy taneczne „22 godziny”, oba zawierające w sobie „przebojowy pierwiastek”. Więcej jednak na „Szaroróżowych” znajdą dla siebie miłośnicy grania mniej energetycznego. Najjaskrawszym przykładem jest „Guliwer” o posmaku akustycznym, w którym mikrofon dzierży Piotr Maciejewski (brzmiący trochę jak Pablopavo). Z początku wydaje się, że ten numer nie pasuje do całości, ale z każdym kolejnym wciśnięciem przyciska „repeat” przekonuje do siebie.
 

Jeśli chodzi o moich faworytów, muszę także wskazać na wspomniane już „Złocenia” – numer, który „płynie”, w dobrym tego słowa znaczeniu – oraz „Psy miłości”,

do którego swoje trzy grosze dołożyli Kasia Nosowska i Paweł Krawczyk z Heya. W sumie, można byłoby tak jeszcze długo wymieniać. To sztuka, że muzykom Much udało się uniknąć mielizn kompozycyjnych. Wypełniaczy tu nie uświadczymy. Selekcję materiału przeprowadzono więc bez zarzutów.
 

Początek „Szaroróżowych” jest iście „bombowy”, podobnie jak koniec.

W klimatycznym „Nie tak” – najdłuższej kompozycji na płycie – pojawia się bowiem gitara Zbigniewa Krzywańskiego, muzyka legendarnej Republiki. I tak oto grupie Muchy udało się za pomocą klamry „pogodzić” wrogie obozy dwóch kultowych kapel, które największe triumfy święciły w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Wspomnę jeszcze o tekstach, które jeszcze mocniej uderzają w obecnym, niepewnym pandemicznym czasie. Od razu jednak trzeba zaznaczyć, że powstały one jeszcze przed feralnym marcem ubiegłego roku. Michał Wiraszko po raz kolejny udowodnił, że należy do ścisłej czołówki tekściarzy w naszym kraju.
 

Omawiając „Szaroróżowe” nie można także zapominać o składzie grupy.

Powrócili do niego perkusista Szymon Waliszewski oraz gitarzysta i klawiszowiec Piotr Maciejewski, którzy towarzyszyli liderowi na samym początku działalności. Najwidoczniej ta konfiguracja sprawdza się najlepiej i dobrze, że tak się stało. Kto czekał na kolejny studyjny album Much, po przesłuchaniu „Szaroróżowych” powinien czuć się w pełni usatysfakcjonowany. Może to będzie ryzykowne stwierdzenie, ale moim zdaniem poznańska grupa nagrała najlepszy krążek w swojej karierze. Jak wracać po dłuższej przerwie, to tylko w takim stylu.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 owadów
🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟
 

Szymon Bijak

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz