..w 2018 roku Daniel Ludwiczak oraz Janusz Duź powołują do życia metalowy projekt LaNinia. Jednocześnie w tym samym roku z podziemnego mroku na światło dzienne przebija się ich debiut i udowadnia swoją zawartością, że Polacy potrafią soczyście łupać, aż zęby same dzwonią w szczękach. W związku z tym postanowiłem ukraść trochę czasu Mateuszowi Popisowi, który niesamowicie dobrze wydziera się do mikrofonu, by porozmawiać o zespole, o idolach z lat minionych, jego prawie niezdzieralnym gardle, a także o współpracy z Metal Mind Production przy wydaniu drugiego albumu – “Tyrant”.
Błażej Obiała: Na wstępie chciałbym podziękować za chęć udzielenia wywiadu dla naszego serwisu. Powiedz proszę, skąd pomysł, aby nazwę zespołu zaczerpnąć od anomalii pogodowej, jaką jest La Niña? Samo jej spolszczenie jest ciekawym pomysłem, niemniej chciałbym poznać jej historię.
Mateusz Popis: Cześć Błażeju, nie masz za co dziękować – to mi jest bardzo miło, że mam możliwość porozmawiania o LaNinii. Myślę, że pomysł na nazwę zespołu wyewoluował w głowie Daniela, który pod koniec lat 90-tych miał zespół ElNinio – jego autorski projekt sprzed 20 lat. Jako, że enigmatyczność tej nazwy była dość ciekawa, Daniel chciał zachować ciągłość swojej twórczości i nazwał zespół LaNinia. To dzięki tym dwóm pacyficznym prądom temperatury się obniżają (La Niña), bądź podwyższają (El Niño), od tego też uwarunkowane są opady I wyładowania atmosferyczne na Pacyfiku. Ukochanym zespołem Daniela jest Sepultura, stąd myślę kierunek językowy w jakim się udał w poszukiwaniu nazwy.
BO: W 2018 roku światła dziennego doświadcza “Loneliness”, czyli Wasz debiut. Wydaliście go własnym nakładem, co nie jest nigdy takie łatwe. Jakie masz wspomnienia związane z procesem tworzenia, jak i samej publikacji?
MP: Moje wspomnienia jeśli chodzi o komponowanie całego materiału na “Loneliness” są bardzo ograniczone, bo zasadniczo dołączyłem do zespołu, kiedy wszystkie utwory od strony instrumentalnej były już przez Daniela skomponowane. Przed LaNinią razem z Sergiuszem (basistą) i właśnie Danielem graliśmy w Maja Lumasepio, a kiedy zespół się rozpadł – byłem praktycznie wolnym strzelcem. Wiedziałem, że Daniel szukał wokalisty dość długo, a że “na bezrybiu i rak…” (śmiech). Przesadzam, ale Daniel widział jak się rozwijam, byłem na miejscu, więc zapytał czy nie miałbym ochoty na nową przygodę, więc w przeciągu ułamka sekundy zgodziłem się. Miałem o tyle łatwo, że “Loneliness”, “Criminal” i “Erase Me” miały już zrobiony szkielet melodii przez Rafała Tarachę, więc jedyne co musiałem zrobić na początek to nagrać je po swojemu. Te dwa utwory nadały charakter tego co zrobiliśmy z resztą utworów. Cały proces kompozycyjny dział się w studyjku u Daniela – spotykaliśmy się raz-dwa razy w tygodniu i przerzucaliśmy się pomysłami. Gdy mieliśmy nagrane demówki do 3 utworów jechaliśmy do Aurory i nagrywaliśmy je przez weekend i tak w kółko.
BO: Dla mnie debiut jest dość surowy, powiedziałbym momentami garażowy (w dobry tego słowa znaczeniu). Słyszę na nim nowoczesne dźwięki, jak i powrót do lat 90-tych. Z czego wynika taki mix? Czy to Wasz wehikuł czasu do lat, gdy nasiąkaliście metalem?
MP: Na samym wstępie zaznaczę, że w latach 90-tych mogłem mieć maksymalnie 6 lat, więc jedyne czym wtedy przesiąkłem to bajkami z Cartoon Network i cukrem (śmiech), co do seniorów w zespole – tak, jak najbardziej. Lata 90-te dla chłopaków to czas młodzieńczy, to co wychodziło w tamtym czasie zdecydowanie kształtowało ich gust i to słychać w naszej twórczości. Szczególnie Daniel kocha tę konkretną dekadę i zupełnie się tego nie wstydzi. Subiektywnie – bardzo podoba mi się ten klasyczny już sznyt. Ale mamy XXI wiek, więc niejako wszystkie nowoczesne akcenty również musiały się znaleźć – skoro możemy skorzystać z dobrodziejstw nowoczesnych efektów i nowych dźwięków, dzięki którym utwór staje się lepszym – czemu mamy z tego nie skorzystać?
BO: Nie ujmując pierwszemu krążkowi, jego następca – “Tyrant”, to już poważna sprawa. Jak się czujecie z faktem, że zostaliście dostrzeżeni przez duże i znane na przestrzeni lat wydawnictwo – Metal Mind Production?
MP: To nadal jest bardzo surrealistyczne, że sprawy mają się tak, a nie inaczej. To nasza ciężka praca, godziny spędzone w studio, na salkach prób. Te utwory to My. Jesteśmy dumni z każdego utworu, jaki zrobiliśmy. A że zostało to zauważone i docenione? – nieopisane uczucie i ogromny zaszczyt. Szczególnie, że podpisaliśmy kontrakt, kiedy przemysł muzyczny przeżywał ciężkie chwile przez pandemię. Nadal rozpiera nas duma, pomimo tego, że podpisaliśmy kontrakt już jakiś czas temu. Nadal ciężko mi w to uwierzyć, że młodzieńcze marzenie kilku facetów się spełniło.
BO: Czy proces twórczy był trudniejszy przez pryzmat wytwórni i jej warunków? Czy odgórnie określony deadline wprowadza niewygodne uczucie, że nie dostarczycie materiału, takiego jak byście chcieli, bo czasu było za mało?
MP: Ciekawa sprawa, bo Metal Mind zainteresował się nami po tym, kiedy dostał naszą EPkę, która była połową “Tyranta”. Mieliśmy już nagrane 4 utwory i chcieliśmy je wydać tak jak były, ale wytwórnia przedstawiła sprawę jasno: “chłopaki, bardzo nam się podoba co robicie, ale, ale, ale… chcemy wydać LP”. Owszem, był deadline, ale wpłynęło to na Nas bardzo mobilizująco. Poza tym, że musieliśmy ustalić terminy w studio, a Daniel musiał skomponować pozostałe 6 utworów. W kwietniu podpisaliśmy kontrakt, we wrześniu musieliśmy dostarczyć materiał do wydania. Tak więc instrumentalnie utowry były gotowe w czerwcu, kiedy Karol nagrał perkusję, w lipcu Daniel nagrał gitary i bas. W przerwach między wizytami w studio komponowaliśmy wokale, które nagrałem w sierpniu. We wrześniu były miksy. Muszę powiedzieć, że wszystko poszło dokładnie tak, jak sobie założyliśmy, co logistycznie było dość trudne, bo wystarczyło, że ktoś by zachorował i już zrobiłoby się nerwowo. Poza tym wszystkim – robiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby druga część materiału była na możliwie jak najwyższym poziomie i była spójna z pierwszymi 4 utworami. To była moja największa obawa, ale myślę, że podołaliśmy temu.
BO: Na albumie wydanym przez wspomniane wyżej wydawnictwo, znalazło się paru nietuzinkowych gości. Jest Piotr Luczyk, Jarosław Niemiec, czy Maciej Gładysz. Skąd pomysł na ich zaproszenie? Czy tworząc te wybrane utwory, wiedzieliście od razu, kogo chcecie zaprosić?
MP: Wszyscy goście, którzy wystąpili na płycie I sprawili, że płyta stała się lepsza, ciekawsza, mniej jednowymiarowa – to sprawka Daniela. Daniel doskonale wiedział co robi komponując muzykę i wiedział co chciałby usłyszeć w danym utworze, w konkretnym miejscu. Co więcej – reszta zespołu słyszała kompletny utwór dopiero w fazie zaawansowanych miksów i za każdym razem zbieraliśmy szczeny z podłogi – ku uciesze Daniela.
BO: Z tytułu tego, że na nowym albumie jest cover legendarnego Slayera, chciałbym się zapytać, czy był jeszcze jakiś numer, który braliście pod uwagę i czemu akurat wybór padł na ten utwór? Skoro krążymy już w około legendy thrash metalu, jaka była Twoja i ich pierwsza kaseta lub płyta?
MP: Proponowałem kilka innych bardziej oczywistych dla mnie utworów jak “Dead Skin Mask”, albo “South of Heaven”, albo chociażby “Bloodline”, który ma bardziej melodyjny refren, a ja właśnie w takich się lubuję, ale Daniel powiedział, żeby zrobić “Mandatory Suicide” – nie byłem przekonany, dopóki nie usłyszałem gotowego utworu. “Szefu” znowu miał rację. Co do samego Slayera – nie jestem najbardziej zagorzałym fanem na świecie, ale uwielbiam “God Hate Us All” i to właśnie była moja pierwsza płyta tego zespołu.
BO: Tematyka na “Tyrant” jest w mojej ocenie gorzka i szczera. Można by rzecz, że w kontekście wojny na Ukrainie, wpisuje się idealnie. Czy według Ciebie to temat ponadczasowy, taki od którego świat nigdy się nie uwolni? Czemu człowiek tak bardzo chce władzy, kosztem tyrańskich postaw wobec innych?
MP: Ze wszystkich rzeczy na świecie na pewno nie chciałem, żeby tyrania była znowu na świeczniku. Ale niestety… Niestety zjawisko JEST ponadczasowe i uważam, że człowieczeństwo nie uwolni się od tej patologii nigdy. Bardzo chciałbym się mylić, ale człowiek musiałby się zmienić. Musiałyby się zmienić priorytety. Czemu człowiek tak bardzo łaknie władzy maszerując przez cierpienie innych? Myślę, że przez to jak małym jest wewnętrznie, przez to, że jest ślepy. Przez chorą potrzebę kontroli, rasizm, zawiść i wiele innych negatywnych rzeczy. Kiedy 2 lata temu zacząłem pisać teksty, praktycznie od samego początku chciałem, żeby płyta była o czymś konkretnym, żeby utwory miały wspólny mianownik. Bardzo naturalnie wyszło, że tematem będzie tyrania.
BO: Pewnie byłeś o to pytany wiele razy, ale czy po dwugodzinnym koncercie, śpiewając w sposób jaki śpiewasz, odczuwasz zmęczenia strun głosowych? czujesz, że gardło wymaga przerwy przez kilka dni? Czy szkolisz swoją technikę pod okiem profesjonalistów? Co by powiedziała Ela Zapendowska?
MP: Cały aparat wokalny to mięśnie jak każde inne. Trzeba go ćwiczyć. Trzeba też wiedzieć jak, bo inaczej możesz sobie zrobić krzywdę. Ja nie wiedziałem kiedy nagrywałem pierwszą płytę i po każdej sesji nie mogłem mówić przez trzy dni. Bo o ile śpiewałem już wcześniej mocniej, to nie wydobywałem z siebie tylu ekstremalnych odmian śpiewu, a tutaj było to wymagane. Wprawa i technika przyszła dopiero, gdy zaczęły się próby. Wtedy musiałem znaleźć sposób, żeby zaśpiewać cały koncert na równym, możliwie jak najwyższym poziomie nie zdzierając się po pierwszej piosence. Teraz zaśpiewanie całego koncertu nie jest bolesne, czy obciążające gardło. Wiadomo – metal to nie rurki z kremem, człowiek nadal jest spompowany, ale dlatego że daje z siebie wszystko i to jest najważniejsze.
BO: Jeśli mógłbyś wymienić trzech muzycznych idoli z lat młodości, których chciałbyś zobaczyć i usłyszeć na żywo, to kto to by był? Oraz kolejne pytanie z serii powrót do przeszłości: które trzy płyty zrobiły na Tobie największe wrażenie w ciągu ostatniej dekady i jak wpłynęły one na to, jakim jesteś dziś wokalistą i muzykiem?
MP: Ciężko wybrać tylko trzech ludzi, ale jeśli miałbym wybrać tylko trójkę to byliby to: James Hetfield, Corey Taylor, Matt Heafy. Każdy z nich wywarł duże piętno na moim stylu śpiewania i komponowania. Wszystkich widziałem, ale z chęcią widywałbym ich częściej. Jeśli chodzi o płyty, które zrobiły na mnie największe wrażenie – to jeszcze cięższy temat, bo te same płyty brały udział w kształtowaniu mnie jako młodego i już w miarę świadomego muzykanta. Myślę, że “What the Dead Men Say” Trivium, “House of Gold & Bones I&II” od Stone Sour, bo traktuję to jako całość i “Unto the Locust” (choć tutaj trochę naginam dekadę o rok).
BO: Jak oceniasz stan polskiej sceny metalowej dzisiaj? Mam na myśli również underground.
MP: Ona żyje. Chociaż jest ciężko bo dopiero wszystko zaczyna się ruszać – w moim mniemaniu jest mnóstwo cudownie zdolnych i zapalonych ludzi, którzy prezentują coraz wyższy poziom. Sami jesteśmy w undergroundzie i widzimy masę świetnych instrumentalistów, świetnych wokalistów.
BO: Jak “Loneliness” i “Tyrant” odbierane są podczas wystąpień na żywo? Czy pamiętasz jak to było zaraz po premierach, w porównaniu do stanu obecnego, gdy ten materiał, przez czas, nabrał mocy sprawczej?
MP: Mam mało danych jeśli chodzi o nowe utwory, ale odnoszę wrażenie, że wypadają one lepiej na koncertach. Są też dla mnie bardziej naturalne do wykonania – lepiej się bawię podczas wykonywania ich, aczkolwiek… po tych kilku latach – wydaje mi się, że mam lepszy warsztat i utwory z pierwszej płyty nie stanowią już takiego wyzwania na żywo. Ale przez to, że utwory z “Tyranta” są bardziej dobitne, wydaje mi się, że “robią większą robotę”. W każdym aspekcie.
BO: Czy na następnej płycie możemy spodziewać się namiastki na przykład country albo bluesa? Czegoś zupełnie nowego, co zaprezentuje Was z innej perspektywy?
Już teraz wiem, że następna płyta nie weźmie jeńców. Będzie mniej śpiewanych refrenów, więcej extremum. Słyszałem kilka pomysłów Daniela i wstępną wizję. Nie będzie miejsca na blues i country. Mam już nawet w głowię tematykę i tytuł – tu też zapuszcze się w rejony dość nieprzyjemne i tajemnicze.
BO: Na koniec rozmowy, powiedz proszę, czego Tobie i Wam życzyć; oczywiście oprócz nowych utworów i nowej płyty?
MP: Koncertów, koncertów i jeszcze raz zdrowia!
BO: Mateuszu, dzięki wielkie za poświęcony czas i wszystkie odpowiedzi, no i być może do zobaczenia pod sceną!
MP: Ja również dziękuję za wywiad i świetne pytania! Do zobaczenia, Błażeju!