Poisonsweet to łódzki duet, który tworzą wokalistka Marta Murowaniecka oraz Rafał Spreng odpowiadający z warstwę muzyczną. Twórczość grupy zanurzona jest brzmieniach synthpopowych, charakterystycznych dla lat 80 i 90. Partie elektroniczne łączą się bowiem z momentami wysokimi partiami wokalnymi, czego najlepszym dowodem jest ukazująca się właśnie debiutancka płyta „Gate 61”. O genezie projektu, podejściu do warstwy muzycznej i tekstowej, a także najbliższych planach duetu, opowiedziała mi śpiewająca część Poisonsweet.
Maciej Majewski: Co było punktem wyjścia dla materiału, który znalazł się na „Gate 61”?
Marta Murowaniecka: Aranżacje, melodie i teksty, które już od dawna chodziły nam po głowie. Jeszcze sprzed czasów, kiedy zaczęliśmy tworzyć razem. Do tego doszły numery wymyślane „od zera” wspólnie. Chcieliśmy stworzyć album, jakiego jeszcze nie było w elektronice w Polsce – mam na myśli gęstość elektronicznych brzmień w połączeniu z nietypowym (jak dla elektroniki) wokalem.
MM: Rozumiem, że wcześniej działaliście osobno. Jak zatem doszło do zawiązania Poisonsweet?
MMu: Odpowiedziałam na ogłoszenie Rafała. Powiedział mi, że w Polsce jest dużo osób chcących śpiewać, ale niewiele z nich podchodzi poważnie do tego temat i jest gotowe zaangażować się – tak przynajmniej wynikało z jego obserwacji i prób odnalezienia osoby do duetu. Wymaga to sporo poświęcenia i czasu.
MM: Muzyka elektroniczna jest Twoją naturalną stylistyką, czy raczej pomysły Rafała Cię przekonały do tej współpracy?
MMu: Zawsze myślałam że jestem rockowo-popowa, ale Rafała pomysły miały w sobie to coś, co mnie ujęło i zaczarowało. Wywoływało niespotykane emocje. Dla niego każdy wymyślany numer, to jest wydarzenie, a z drugiej strony – po skończeniu piosenki od razu myśli o następnej. Coś jest w tej elektronice, że ona prawdziwie uzależnia. Po wejściu w nią naprawdę głęboko, żaden inny gatunek nie smakuje już tak samo. Muzyka elektroniczna dostarcza nieskończoną ilość brzmień. Rafał mówi, że maluje się nią obrazy jak pędzlem. Zgadzam się z tym w 100%. Cudowny, choć moim zdaniem wciąż za mało popularny gatunek w Polsce.
MM: Może to dlatego, że często jest utożsamiana głównie z techno?
MMu: Zdecydowanie to może być jeden z głównych powodów.
MM: A jak to wyglądało w przypadku tekstów?
MMu: Na przykład do „Azariusa” był tekst Rafała, który przetłumaczyłam na język angielski. Do „Fali” najpierw powstał mój tekst, a dopiero potem muzyka. Do większości jednak powstała w mojej głowie najpierw melodia, a potem teksty. Melodia musi wpadać w ucho. Tekst jest ogromnie ważny, ale jest jednak dla mnie na drugim miejscu. Wolałabym zaśpiewać piosenkę z przepiękną melodią i gorszym tekstem, niż na odwrót. Nie zrozum mnie jednak źle – oczywiście starałam się, żeby moje teksty były jak najbardziej wartościowe.
MM: Właśnie dlatego pytam, bo niektóre Twoje partie są tak gładkie, że wręcz stapiają się z podkładem i przez to nieco umyka przekaz
MMu: Rafałowi elektronika kojarzy się z językiem angielskim, więc poszliśmy w tę stronę, ale ja bardzo lubię język polski. Piosenka „Fale” jako ostatnia na płycie, zaśpiewana po polsku, jest zapowiedzią zmian w tym temacie. Bardzo mi zależało, żeby podkład i mój wokal tworzyły jedno – nawet jeśli przekaz przy tym trochę ginie. Wszystko miało płynąć przynajmniej na tej płycie.
MM: Pytanie może bardziej do Rafała: muzyka na płycie lawiruje między brzmieniami z lat 80. i 90. Nie obawialiście się utraty spójności całości z tego powodu?
MMu: Zaryzykowaliśmy. W moim odczuciu płyta jest spójna. Na tyle, na ile my jako słodko-trujący zespół, chcemy być spójni. Są słodsze numery i te bardziej ‘kwaśne’. Wszystkie brzmienia są jak najbardziej współczesne i nowoczesne, ale pomysły rodziły się w różnym czasie i pewnie nie da się też zakamuflować fascynacji synth-popem lat 80. i 90.
MM: A do czego odnosi się jej tytuł?
MMu: Tytuł wydał nam się wystarczająco zagadkowy, żeby go użyć, ale ma bardzo konkretne znaczenie. Bez tłumaczenia go lepiej pobudza wyobraźnię. Więc może na ten moment tak zostawmy. Zaproś nas na kolejny wywiad, to z chęcią wytłumaczę (śmiech).
MM: Do części utworów powstały klipy. Planujecie jeszcze jakieś?
MMu: Tak. W maju ma powstać klip do „Fali”, a w czerwcu do nowego numeru, którego nie ma na „Gate 61”. Ten czerwcowy będzie o tyle ciekawy, że mają w nim wziąć udział nasi przyjaciele. Całość będzie nagrywana nad morzem, co nie jest łatwym zadaniem, jeśli nie chce się popaść w banał. Teledysku do „Fali” nad morzem już nie nakręcimy (śmiech). To by było zbyt oczywiste
MM: A koncerty?
MMu: Jesteśmy właśnie po koncertach w Gdańsku, Słupsku, Kołobrzegu, Łodzi, Warszawie i Wrocławiu. Planujemy kolejne z zespołem Footprints on the moon. Jesteśmy w trakcie planowania trasy. Szczegóły wkrótce.
Rozmawiał: Maciej Majewski
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1