IKS

Maestro, reż. Bradley Cooper, film Netflix [Recenzja]

maestro-recenzja

„Maestro” to produkcja amerykańska – wyreżyserowana przez samego Bradleya Coopera – która mimo najświeższej premiery bardziej przypomina pierwsze, czarno-białe i niezwykle urokliwe filmy (a przynajmniej pierwsza część seansu). Oglądając ją, widz przenosi się w inny wymiar, miejsce gdzie bliskość nabiera zupełnie nowej definicji, zaś lojalność – charakteru stricte poza fizycznego. „Maestro” jest swoistym hołdem i ukłonem składanym zarówno w stronę sztuki, jak i rodziny. Bradley Cooper zrealizował tę wizję bardzo dokładnie, choć w sposób nieoczywisty.

Film zawiera w sobie sentymentalny dualizm. Sceny poświęcone raczkującemu związkowi i jednocześnie początkom wielkiej kariery przyszłej legendy muzyki widz otrzymuje w kolorach czerni i bieli, przenosząc się myślami do starych produkcji. Wielka kariera i dojrzały związek objawiają się zaś w kolorze, który to podbija brutalny realizm. Zabieg był bez wątpienia celowy i za niego duży plus.   

Postać Leonarda Bernsteina, w którą wcielił się Bradley Cooper, pełniąc tym samym duo reżysersko-aktorskie, została w mojej ocenie zagrana z dużym wyczuciem. Widać zaangażowanie w rolę i idące za nim przygotowanie. Reżyserowi zarzucano popisywanie się na planie – osobiście tego nie odczułam. Film ponadto dostał 28 nominacji, w tym 4 Złote Globy 2024 za najlepszy dramat, grę aktorską (Cooper & Mulligan) oraz najlepszego reżysera. Chyba warto sprawdzić co i jak?

 

Maestro. Bradley Cooper as Leonard Bernstein (Director/Writer/Producer) in Maestro. Cr. Jason McDonald/Netflix © 2023.

Świeżo po seansie zadaje sobie pytanie, kim tak naprawdę był Leonard Bernstein. Oczywiście, nie trudno wyszukać informacji o jego osobie: amerykański kompozytor, dyrygent i pianista pochodzenia żydowskiego. Mąż aktorki Felicii Montealegre Cohn, z którą miał trójkę dzieci, i której poświęcał swoje kompozycje. Co jednak daje mi obraz ich relacji, nietuzinkowej więzi, która trwała od ich pierwszego spotkania w 1946 roku, po przedwczesną śmierć kobiety 32 lata później? – o tym zaraz.

„Maestro” rozpoczyna krótka scena, w której Leonard Bernstein dzieli się z widzem swoją filozofią. Mówi on, że „sztuka nie ma dawać odpowiedzi, tylko zadawać pytania: jej istotą jest napięcie między dwiema sprzecznościami”. Jest to również zaproszenie ze strony reżysera do rozpatrywania filmu pod tym kątem. W kolejnych scenach mamy także przyjemność obserwować jego debiut jako dyrygenta, gdzie zastąpił wówczas chorego Bruno Waltera (1943 rok, podczas koncertu zespołu Nowojorskiej Filharmonii). Całkowicie nieplanowany występ przyniósł mu natychmiastowy rozgłos.

Leonard Bernstein zdecydowanie nie był łatwym partnerem życiowym (choć z początku uległym). O jego naturze świadczy cytat:

„(…) To dzięki nim mogę być wieloma rzeczami naraz. To gwarantuje nam przetrwanie, bo świąt chce, byśmy byli jedną rzeczą, co uważam za żałosne”

Przytakiwał jednak swojej muzie, był wobec niej ofiarny, okazujący wielką czułość, zauroczenie i onieśmielenie. Chciał być dla niej definicją mężczyzny, którą ta kobieta potrzebowała. Szukał jej i finalnie się w nią wpasował. Ich relacja budowała się powoli i z pewną egzaltacją:

„Stąd właśnie wniosek, że jesteś bardzo podobna do mnie. Bo musiałaś pozbierać rozrzucone po całym świecie kawałeczki swojej osobowości i stworzyć z nich osobę, która teraz przede mną stoi”

Postać Felicji wykreowano natomiast jako hardą, silną i nadającą tempo ich relacji. W końcu to ona mówiła:

„Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie potrzebujesz”, czy

„Jeśli pojawią się poświęcenia, to zniknę”.

Przyznam, że z początku nie podobała mi się gra aktorska Carey Mulligan (którą reżyser zresztą od początku sobie upodobał). Uznawałam ją za mało delikatną i charakterną. Nie rozumiałam jeszcze celowości tego wyboru.

 

Maestro. Carey Mulligan as Felicia Montealegre in Maestro. Cr. Jason McDonald/Netflix © 2023.

Obserwując rozwój relacji, widz dostrzega energię między dwojgiem bohaterów. Kontakt Leonardo – Felicja zdaje się płynąć i pod czarno-białym okiem kamery jest wręcz magiczny (za co duży plus).

Oczywiście, ich związek przestał być łatwy, czemu ciężko się dziwić. Mimo, iż kobieta wiedziała o homoseksualizmie swojego męża, trudno powiedzieć, iż akceptowała ją w pełni. Homoseksualizm był wtedy absolutnym tabu, zaś jej wybór: lojalność i wsparcie, było równoznaczne ze skazaniem się na samotność. Mimo, że zarówno Leonard, jak i Felicia, byli zaangażowani w aktywność społeczno-polityczną i wspólnie wspierali ruchy na rzecz praw obywatelskich i spraw społecznych – co zdecydowanie budowało między nimi nić porozumienia, moim zdaniem postawa kobiety wymagała odwagi, zaś ze strony Leonarda rozwagi, której niestety zabrakło. Z czasem postawę Felicji opisać należy jako pełną furii i zgorzknienia. Aktorka Carey Mulligan przeszła tę transformację gładko.

„  – Jak mam rywalizować z twoim wyobrażeniem o mnie?

   – W swej arogancji sądziłam, że wystarczy mi to, co  możesz mi dać”

Skoro już zrozumiałam, skąd wybór tak silnego charakteru dla postaci Felicji, wierzę, że nie był przypadkowy i wiernie oddawał także charakter prawdziwej żony Leonarda Bernsteina. Poświęcenia były na wyciągnięcie ręki, zaś kobieta trwała przy jego boku do swojej śmierci, którą to mężczyzna zaznał bardzo dotkliwie. Mimo iż, żyli razem (acz osobno), z czasem jakby pragnąc zdążyć przeżyć życie w pełni będąc sobą, dali sobie wsparcie, którego nie sposób przeoczyć.

Leonard Bernstein jako prominentny artysta, jest zatem także postacią kulturową, która wyszła naprzeciw uznawanym wówczas normom. Poprzez otwarte przyznanie się do homoseksualizmu w późniejszych latach swojego życia, przyczynił się do większej akceptacji oraz uznania osób LGBT+ w społeczeństwie oraz wpłynął na budowanie świadomości z tym związanej. Jego działalność artystyczna oraz wkład w muzykę klasyczną są powszechnie cenione, a otwarte podejście do własnej tożsamości seksualnej stanowi część jego dziedzictwa.

 

 

Maestro. Bradley Cooper as Leonard Bernstein (Director/Writer/Producer) in Maestro. Cr. Jason McDonald/Netflix © 2023.

Film „Maestro” oceniam jako warty obejrzenia, pozostawiający po sobie uczucie dobrze spędzonego czasu. Jako fanka biografii wierzę, że zawsze jestem w stanie znaleźć w nich coś dla siebie – tak było i w tym przypadku. Postać Leonarda Bernsteina rozpatrywać musimy jako mężczyznę, który chciał w życiu wszystkiego, a w szczególności godzić ze sobą to, co sprzeczne w swojej naturze: wszechstronna aktywność zawodowa, polegająca na zarówno graniu, dyrygowaniu jak i pisaniu muzyki; byciu artystą tak amerykańskim, jak i dumnym ze swych żydowskich korzeni; głową tradycyjnej rodziny i mężczyzną utrzymującym relację z innymi mężczyznami.

Produkcja mocno skupia się na relacji Leonarda z Felicją, czyniąc z niej swój kręgosłup i gdzieś brakuje mi jednak zaznaczenia wkładu, jaki artysta miał dla świata muzyki. Ale czyż współczesna biografistyka kinowa nie skupia się właśnie na życiorysie? W moim rozumieniu, Bradley Cooper jako reżyser pragnął dostosować się do nurtu i wyszedł z tego całkiem niezły dramat (miał już w końcu doświadczenie po „Narodziny Gwiazdy” z 2018 roku, gdzie również dał popis reżysersko-aktorski). W „Maestro” przyczepić mogę się do tempa, film jest nieco powolny. Aktorsko nie ma co narzekać. 

 

 Ocena: 3/6   

Ela Buszko (Żniwa Kultury – Ela Buszko )

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Beata Grabowska

    Dałabym 4/6…głównie za wydźwięk emocjonalny filmu. Faktycznie, zabrakło większej dawki twórczości Leonarda Bernsteina. Rola żony, bo to była bardziej rola niż związek i scena gdy Felicia opuszcza salę widowiskową w powłóczystej tiulowej sukni…samotna… nie zauważona przez nikogo, daje wiele do myślenia. Triumf Leonarda i szczyt popularności był celem samym w sobie. Główny bohater, artysta, potrzebujący wsparcia, poklasku i rozgłosu, dość zgrabnie wykorzystuje ten układ. Nie wystarcza mu odwagi by szczerze porozmawiać z córką…i wyjaśnić domniemane plotki na Jego temat. Daje w ten sposób wyraz swojej słabości, ale jednocześnie buduje pozytywne reakcje widza, samym zakończeniem tej historii i trwaniem przy chorej żonie. Ważne są też te słowa na początku filmu, w których bardzo ciepło wyraża się o Felicii. Warto na to zwrócić uwagę.
    Ostatecznie, po obejrzeniu filmu, odnoszę wrażenie, że chciano za wszelką cenę podkreślić fundamentalną rolę rodziny, jako największą wartość nadającą sens życiu…

  2. Emilia Olejnik

    Film ogląda się z poczuciem identyfikacji z bohaterami.Kreuje świat przedstawiony wiarygodnie.Warstwa ikonograficzna uzupełnia intelektualną.Film nie jest tylko biografią,ale zawiera wartość dodaną, egzystencjalną,co rozszerza obszar percepcji.

Dodaj komentarz