„Lupin” – serial Netflix
Każda osoba, chociaż trochę ogarnięta literacko, słyszała o postaci stworzonej na początku XX wieku przez Maurice’a Leblanca. Arsene Lupin, to w świecie literackich kryminałów, bohater równie ikoniczny co Sherlock Holmes czy Herkules Poirot. No dobrze, jest między nimi jedna konkretna różnica – panowie stoją po różnych stronach barykady. Lupin to przecież super złodziej. Jednak biorąc pod uwagę jego wdzięk, maniery oraz ponadprzeciętną inteligencję trudno traktować go jak złoczyńcę. Oczywiście kino już od dawna wykorzystuje jego postać w rożnych rodzajach produkcji.
Twórcy francuskiego serialu „Lupin” postanowili więc w sposób oryginalny podejść do tematu. Głównym bohaterem nie jest Arsene Lupin tylko jego, powiedźmy to otwarcie, psychofan. Assane Diop (Omar Sy) to również złodziej o ponadprzeciętnych umiejętnościach. W swoim „fachu”, kieruje się pomysłami zapożyczonymi z książek Maurice’a Leblanca. Ma przy tym równie dużo wdzięku, sprytu oraz kieruje się podobnym „dżentelmeńskim” kodeksem.
Jeśli chodzi o fabułę serialu, głównym wątkiem jest chęć rozwikłania przez głównego bohatera zagadki, kto stoi za śmiercią jego ojca (Fargass Assandé). 25 lat wcześniej został on niesłusznie oskarżony przez rodzinę u której pracował o kradzież bardzo drogocennego naszyjnika. Za swój czyn trafił do więzienie, gdzie po jakimś czasie znaleziono go powieszonego w celi. Samobójstwo? A może jednak ktoś mu pomógł? I kto tak naprawdę odpowiada za zniknięciem naszyjnika? Tego wszystkiego pragnie dowiedzieć się Assane. Jak łatwo można się domyślić, to również ojciec zaszczepił w synu miłość do postaci Arsene Lupina. Historię mamy przedstawianą dwutorowo- współcześnie oraz poprzez retrospekcje ukazujące nam przeszłość głównego bohatera.
Ok, przejdźmy do części krytycznej. Co podobało mi się w tym serialu? Przede wszystkim pierwsze skrzypce gra w nim Omar Sy (znany przede wszystkim z niezapomnianej kreacji w filmie „Nietykalni”). Trzeba przyznać, że ze swojej roli wywiązał się wręcz wzorowo. Oczywiście przed serialem pojawiły się utyskiwania, że nie nadaje się do tej roli. Tytuł „Lupin” sugerował, że będzie odtwarzał tę właśnie postać – a tutaj proszę – twórcy zagrali wszystkim kryptorasistom na nosie, a sam Omar naprawdę lśni na ekranie pełnym aktorskim blaskiem. Jest charyzmatyczny, uroczy, szarmancki a przede wszystkim bardzo wiarygodny.
Drugim elementem, który bardzo mnie ujął, to nawiązywanie do dzieł Leblanca. Każdy odcinek, to nie epizod a rozdział (oczywisty ukłon do książek), poza tym w poszczególnych „rozdziałach” jest mnóstwo elementów nawiązujących do książek Leblanca. Dla miłośników literatury to prawdziwa gratka, odkrywać te wszystkie tropy i świadome zapożyczenia.
Pierwszy sezon, to tylko pięć odcinków, więc ciężko mówić o znużeniu. Akcja toczy się dość wartko a czas mija bardzo szybko. Twórcy uznali, że nie odkryją wszystkich kart (całość to 10 odcinków). Zapewne chcieli przekonać się, jak na taką dawkę zareagują odbiorcy.
Przejdźmy do minusów tej produkcji. Serial skonstruowany jest na zasadzie konfrontacji. Tak więc główny bohater powinien mieć godnego siebie przeciwnika. Niestety według mnie takiej postaci w tym serialu brakuję; trudno za takowe traktować Huberta Pellegrini (Hervé Pierre), Leonarda (Adama Niane) czy też policjantów Guedira (Soufiane Guerrab), kapitana Laugiera (Vincent Londez), porucznik Belkacem (Shirine Boutella) próbujących schwytać Assene’a.
Bardzo pobieżnie i schematycznie poprowadzony został również wątek obyczajowy. Assene ma byłą partnerkę Claire (w tej roli Ludivine Sagnier znana z bardzo dobrego filmu „Basen”) z którą ma syna Raoula (Etan Simon). Rozumiem, że wątek miał wzbogacić osobowość głównego bohatera, ale jest tak sztampowy, iż właściwie nic oryginalnego nie wnosi. Dość skomplikowane relacje Assene’a z Juliette Pellegrini (Clotilde Hesme), córką przeciwnika – również mnie nie przekonują.
Przede wszystkim razi w tym serialu jego „grzeczność”. Ok – to produkcja z założenia full komercyjna, skierowana dla wielbicieli chociażby „Domu z papieru”. Mam jednak wrażenie, że wielbiciele „Ojca Mateusza” też nadają się na grupę docelową. To moja bardzo subiektywna ocena, jednak brakuje mi w tym serialu „pazura”. No i oczywiście realizm – wiadomo, ciężko od takich produkcji wymagać wiarygodności. Niemniej jak dla mnie nawet sceny pościgów są stworzone wręcz na siłę.
Reasumując „Lupin” to produkcja, która na pewno spodoba się wszystkim niewymagającym widzom, oczekującym łatwej i przyjemnej rozrywki. To serial bardzo widowiskowy, ale momentami pusty jak wydmuszka. Niby twórcy sygnalizują problemy podziałów społecznych oraz rasizmu, ale ma to głębie kałuży po letniej mżawce. Jednak rola Omara Sy, te wszystkie nawiązania literackie oraz lekkość z jaką została poprowadzona fabuła bardzo w moich oczach podnoszą jego ocenę. Zatem jako osoba o nienagannych manierach nie będę nazbyt surowy.
Ocena (w skali od 1 do 10) 7 buziek z monoklem
Mariusz Jagiełło