IKS

Lamb Of God + Kreator (support: Municipal Waste) Stodoła, 17.02.2023, [Relacja] org. Knock Out Productions

lamb-of-god-kreator-relacja

Twój konar nie płonie? Trzeba go było w piątek wrzucić do Stodoły. Zjarałby się elegancko. Taki to ogień rozpalili Kreator, Lamb of God i Municipal Waste.  Nie, żebym się podniecał pierwszym lepszym gigiem. Zdrowo sobie obiłem kręgosłup na pierwszym Maiden na Torwarze, bo mnie ochroniarz za barierką nie złapał. Zresztą wiele razy mnie nie łapali, bo mam 190 cm i swoje ważę. Na Dying Fetus dostałem w pogo z buta w japę, a świętując nadejście wiosny na Agrykoli nie raz zaliczyłem beton pod sceną. Na Mansonie rzuciłem się z krzesełek na płytę, po policja blokowała dojście do sceny (no dobra, nie ja, tylko kolega, ale mogę mówić, że znam kogoś kto się rzucił). Na drugim koncercie Motorhead w Polsce prawie straciłem słuch, bo po skończeniu seta zespół zostawił wzmaki na sprzężeniu w asyście stroboskopu na jakieś 10 minut. Więc tak staliśmy i słuchaliśmy, bo myśleliśmy, że będzie bis. Było chyba wpół do 2 w nocy, bo Motorhead zaczął spóźniony chyba o 3 godziny.

Tak to drzewiej bywało. Pod względem zarządzania czasem wiele koncertów leżało i kwiczało. Czas wejścia na scenę nawet nie gwiazdy wieczoru, tylko pierwszego zespołu, był wielką niewiadomą. Ustawiał się człowiek z ziomkami pi razy drzwi godzinę po otwarciu bram i tyle. Czasem się trafiało w połowie supportu, czasem wcześniej, czasem później. Nie zawsze wiadomo było w ogóle, kim zacz ten support. Cóż, czasy się zmieniły, pojawiły się komputery, samoloty, amfetamina… Nawet koncerty metalowe chodzą jak w zegarku. Organizator wrzuca na fejsa czasówkę – no nie ma ani minuty obsuwy. Municipal Waste ma zacząć o 18:30? Zaczyna i spina dupę, żeby wyrypać jak najwięcej numerów i zrobić miejsce dla technicznych, coby Kreator wszedł punkt o 19:30. Kreator kończy równo z gongiem, myk myk, o czasie melduje się Lamb of God. Jeśli sprawdziłeś wcześniej co będzie grane na setlist.fm, to dobrze wiesz, kiedy możesz wyjść do kibla albo skoczyć po browar.

 

Jak ty się masz, metalowcze drogi odnaleźć w tej harmonii? Jak dać się zaskoczyć, jak spłonić lico zdjęty nagłą emocją? No więc ja ci powiem. Nie pitol, jak masz cztery dychy i ci się wydaje, że nikt już tak nie poguje jak ty, jak byłeś w technikum. Bo gdybyś był w piątek w Stodole, to by cię wkręciło w szprychy circle pitu, który zaczynał się pod sceną, a kończył prawie przy wejściu na salę (tam wiesz, gdzie od paru lat stoisz, łoisz browary i kręcisz nosem). To by cię smagnęło pejczem dźwięku, nie przymierzając tak otro jak otro strzela ze swoich dreddów Randy Blythe, zeskakując z półtorametrowego podestu. To by ci się łezka w oku zakręciła, jakbyś zobaczył, jak ten cały budynek chodzi w posadach i udowadnia, że ten cholerny rock’n’roll żyw ciągle. Że go mój Tadeusz kocha!

 

To był koncert, w którym wszystko zgadzało się od A do Z. Municipal Waste, rozrabiaki z Virginii, elegancko rozbujali salę solidną dawką patatajni w klimacie Suicidal Tendencies i Anthrax. Sami o sobie mówią, że są bandem crossoverowym, ale jeśli nawet, to ich trashmetalowość solidnie przykrywa synkretyczny aspekt ich twórczości. Tak czy inaczej, muza z wykopem, zagrana bez spiny, z dystansem i bananem na twarzy. Fajny starter.

 

Kreator. Czy powinien grać jako drugi? Nad tym zagadnieniem nie będę się pastwił, tak jedynie je tu zaparkuję. Scena jak dekoracja z filmu biograficznego Vlada Draculi. Dwie kukły nadziane na pale po bokach sceny, z jej tyłu kilku wisielców do kompletów. Na banerze z tyłu rogaty koleżka, wszystko tonie w czerwonym świetle. Nawiązujące do Ennio Morricone intro zatytułowane “Sergio Corbucci is Dead” (hołd dla twórcy spaghetti westernów), po czym na nasze głowy spada Hate Uber Alles. Swoją drogą ilekroć jestem na koncercie Kreatora i innych niemieckich bandów, to zastanawiam się, co by moi dziadkowie powiedzieli, że płacę pieniądze, żeby stać w tłumie jak i słuchać jak ktoś krzyczy uber alles, Warszał Warszał! Jak wspomniałem, czasy się zmieniają.

Kreator zaczyna od nowszych rzeczy, stopniowo nurkuje w odmęty przeszłości. Wszystkie hiciory meldują się w głośnikach – od tych ostatnich, jak wspomniany tytułowy numer z nowej płyty, Hail to the Hordes, Satan is Real, po te nieco starsze – Enemy of God, Phobia, Violent Revlution, aż do klasyków – Pleasure to Kill, Flag of hate, Extreme Aggression. Niemcy przeżywali swoje wzloty upadki, co tu dużo mówić. W latach 80. rozwalali system, potem fala grungu i numetalu zamiotła ich pod dywan. Ale odrodzili się i są żywą legendą. Napierdzielają jak się masz, strzelając ze sceny konfetti i serwując chwytliwe scenografie. Mille Petrozza ma tę dostojną, metalową charyzmę (na tej osi charyzmatyczności skrajnie przeciwny biegun zajmuje Bruce Dickinson, żeby było jasne, co mam na myśli). 55 lat na karku, lecz wciąż w dobrej formie. Dobry show robi basista Frédéric Leclercq, ale to jednak człowiek najmłodszy w ekipie. Nieustannie solidnie niemiecką maszynę napędza Jürgen „Ventor” Reil, natomiast maestro od gitarowych solówek, Sami Yli-Sirniö, o ile gra rewelacyjnie, o tyle nie sprawia wrażenia gościa, który wciąż świetnie odnajduje się w stylistyce koncertów metalowych. Muzycznie ma wiele do zaproponowania, ale czy koniecznie chce nadal to proponować w Kreatorze, a nie na jam session z jazzem tradycyjnym? Może słabo czytam mowę ciała, ale jeśli ktoś w tej układance był “odd one out”, to właśnie fiński gitarzysta.

 

Mille Petrozza to taki sceniczny Darth Vader. W sensie nie, że akcent, ale że ruszy dłonią i robisz co każe. Osobowość koncertowa Randy’ego Blytha to zaś rzecz z zupełnie innej bajki. Ten facet przypomina dzikie zwierzę, wypuszczoną z klatki panterę, która wróciłą do dżungli by zapolować na swoją ofiarę. Ilekroć oglądam koncerty Lamb of God, to mam obawę, czy wokalista nie rzuci się na swoich kumpli i nie zacznie przegryzać im tchawic. Gościu ma ponad pięćdziesiątkę, a uskutecznia takie wygibacje, że niejeden młodzian mógłby pozazdrościć. Nie inaczej było w Stodole. Światła zgasły, z głośników popłynęły dźwięki rozpoczynające poprzednią płytę groove-metalowców z Richmond. A potem już tylko WAAAKE UUUUUP! I jak nie pierdolnie, jak nie zatrzęsie tym całym szałasem! Pięciu facetów, maksymalnie zajaranych tym, co robią, mega szczęśliwych, że w końcu, po trzech latach beznadziejnych zrządzeń losu (sic!, o tyle ten koncert został przełożony!) w końcu mogą wrócić na trasę i robić to, co lubią – kopać tyłki. “What does it mean “napierdalatsch, napierdalatsch?” Is it that you don’t like us and want us to go home? Or maybe that you are enjoying yourselves out there?” – pytał Randy, bo jedyne, co sprawdził wcześniej w słowniku angielsko-polskim to było “dziękuję”. I chyba co i raz dostawał jasną odpowiedź, bo szaleństwo, jakie rozpętało się przy takich numerach, jak “Ditch”, “Now You’ve Got Something to Die For”, “Omerta” czy “Laid to Rest”, to naprawdę był pamiętny konkret. A już rozjebunda, jak rozpętała się od pierwszych dźwięków finałowego Rednecka, na pewno na trochę pozostanie w pamięci tak uczestników, jak i artystów.

 

Co tu dużo gadać, kawał grania, a na scenie (jak i pod nią), każdy dał z siebie wszystko. Jeśli już miałbym się czepiać, to braku paru bliskich mym uszom numerów – gdzie “Set to fail” z płyty “Wrath”?! Dlaczego nie było “Grayscale” z najnowszego wydawnictwa, a tym bardziej “Checkmate” z poprzedniego? Ale to już oczywiście subiektywny dobór. Ostatecznie i tak łomot, jaki mi spuszczono, zapamiętam na długo.

Grzegorz Morawski

 

KREATOR SETLIST:

Hate Über Alles
Hail to the Hordes
Enemy of God
(w/ Awakening of the Gods intro)
Phobia
Become Immortal
Satan Is Real
Hordes of Chaos (A Necrologue for the Elite)
666 – World Divided
Mars Mantra
Phantom Antichrist
Strongest of the Strong
Extreme Aggression
People of the Lie
Terrible Certainty
The Patriarch
Violent Revolution
Flag of Hate
Pleasure to Kill

 

 

LAMB OF GOD SETLIST:

Memento Mori
Ruin
Walk With Me in Hell
Resurrection Man
Ditch
Now You’ve Got Something to Die For
Contractor
Omerta
Omens
11th Hour
512
Vigil
Laid to Rest
Redneck

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz