IKS

Krzysztof Zalewski, Koncert z okazji 50-lecia katowickiego Spodka, 11.09.2021, Katowice [Relacja]

krzysztof-zalewski-spodek-katowice-koncert-relacja

Obok letnich festiwali, juwenaliów czy innych specjalnych, wakacyjnych wydarzeń, dni miast są stałym punktem na koncertowej trasie wielu artystów. Jednak ze względu na bardziej przypadkową publiczność często są też traktowane przez nich po macoszemu i co tu dużo mówić – zagrane po łebkach. Ciężko jest oczekiwać wyjątkowego muzycznego doznania w oparach grilla i nie do końca świadomego tłumu. Są jednak wyjątki. Zorganizowane 11 września 2021 roku urodziny Katowic, połączone z obchodami 50-lecia Spodka, czyli najsłynniejszej i najbardziej charakterystycznej hali koncertowej w Polsce, z pewnością nie należały do sztampowego wydarzenia, do jakiego przyzwyczaiły nas podobne imprezy.

Organizatorzy postanowili połączyć obie te okazje i stworzyć coś zupełnie nowego, czego jeszcze nie było i co z pewnością szybko się nie powtórzy. Efektem tego był absolutnie wyjątkowy koncert, nad którym artystyczną pieczę pełnił przezdolny wokalista, multiinstrumentalista i doskonale znany kompozytor – Krzysztof Zalewski. Śladem wydarzeń z ubiegłych lat, gdzie muzyczną dyrekcję nad koncertem obejmowali m.in. Miuosh i Organek, scena obchodów tegorocznych urodzin Katowic zapełniła się plejadą znakomitych gośćmi, którzy razem z Zalewskim zgrabnie opowiedzieli muzyczną historię, której świadkiem przez pół wieku był katowicki Spodek. A wszystko to w ekscytującej mieszance stylów, na którą złożyły się utwory dobrze znanych artystów, jak i solowy dorobek Krzysztofa Zalewskiego.
 

Jednak nim świętowanie rozpoczęło się na dobre, publiczność rozgrzewał zespół Szklane Oczy, a naprawdę świetny koncert dała polsko-brytyjska formacja Smolik//Kev Fox, z gracją mieszająca nowofalową przestrzeń z rockową przebojowością.

Ponad godzinny występ formacji zaostrzył apetyt na danie główne wieczoru, podczas którego ponownie zobaczyliśmy ten duet na scenie. Poprzedzony zapowiedzią znakomitego radiowca i pasjonata bluesa Jana Chojnackiego koncert rozpoczął się od chwytliwego akcentu, którym Zalewski z miejsca kupił sobie bardzo licznie zgromadzoną w katowickiej Strefie Kultury publiczność. Artysta ze swojej solowej twórczości najczęściej sięgał po repertuar ze swojej ostatniej płyty „Zabawa”, z którą wciąż nieustannie koncertuje. I już na samym początku usłyszeliśmy delikatnych „Ojców”, pulsujące „Na apatię” oraz taneczne disco pełną parą „Tylko nocą”, podczas którego na scenie Zalewskiemu towarzyszyła wokalistka Ptakova. Prawdziwa rockowa moc, buchająca niczym pojawiające się na scenie płomienie pojawiła się wraz z wykrzyczanym i zadziornym „Polsko”, w którym na scenie pojawił się legendarny kompozytor i gitarzysta pierwszego składu Perfectu – Zbigniew Hołdys. Nieczęsto pojawiający się na koncertach artysta z prawdziwą klasą, jak za dawnych lat wycinał stylowe, gitarowe zagrywki, przechodząc zgrabnie w „Obracam w palcach złoty pieniądz”, kolorowy hymn z debiutanckiej płyty Perfectu z 1981 roku.
 

Tak rozpoczęła się magiczna i pełna niespodzianek podróż do muzycznej przeszłości znajdującego się za sceną Spodka.

Kolejnym gościem, który – bez zaskoczenia – zgarnął największą owację publiczności był Artur Rojek, który najpierw świetnie wykonał poruszającą i bajecznie płynącą wersję „Lovesong” The Cure (którzy wystąpili w Spodku dwukrotnie – w 1996 i 2008 roku), by na drugą nóżkę poderwać wszystkich do wspólnego śpiewania w nieśmiertelnym przeboju Myslovitz „Długość dźwięku samotności”, któremu w aranżacji zespołu Zalewskiego bliżej było do oryginału z 1999 roku niż współczesnej wersji, jaką Rojek wykonuje na swoich solowych koncertach.
 

W tym momencie wieczoru Krzysztof Zalewski już nie zwalniał tempa, a tylko podkręcał atmosferę kolejnymi wykonawczymi perełkami.

Muzyczną przyjaźń do dwóch wyrazistych kobiecych osobowości polskiej sceny wokalista połączył w bardzo surowej i zmysłowej wersji „Zazdrości” Heya, którą wyśpiewała razem z nim Brodka. Z kolei zaskakującym zabiegiem było wyśpiewane z niesamowitą ekspresją, praktycznie a cappella „Jednego serca” Czesława Niemena, gdzie Zalewskiego wspomogły chóralne głosy sióstr Natalii i Pauliny Przybysz, których co prawda zabrakło na scenie, ale za to pojawiły się na telebimie. W pełnej pasji i bluesowej mocy interpretacji kultowego „Oni zaraz przyjdą tu” Breakoutu, rozpoczętej jednym z najbardziej charakterystycznych i najlepszych gitarowych riffów w historii polskiego rocka, znów pojawiła się Brodka, a także śląski gitarzysta Maciej Radziejewski, znany z kultowego zespołu Tadeusza Nalepy.
 

A dalej było jeszcze głośniej i jeszcze bardziej gitarowo i coraz mocniej, co w okolicznościach letniego miejskiego festynu mogło wprawić niejedną osobę w osłupienie, a fanów cięższych brzmień w zaskakujący zachwyt.

Na pierwszy ogień zostały wytoczone naprawdę mocne i legendarne działa. Jako pierwszy z tych strzałów usłyszeliśmy bowiem, zaśpiewane przez Zalewskiego i Kev Foxa z prawdziwym szacunkiem do oryginału (w pełnej wersji!) i zdzierającą gardła mocą, kultowe „War Pigs” Black Sabbath, którzy w najbardziej znanym składzie odwiedzili Katowice w 1998 roku i rozpoczęli wtedy swoje rockowe misterium tym właśnie kawałkiem. A dalej było jeszcze mocniej, bo po wspomnieniu przez Zalewskiego kultowej imprezy, która od wielu lat odbywała się w Spodku – Metalmanii, wybrzmiał ognisty i wgniatający w ziemię medley metalowych wymiataczy największych tuz gatunku. Wraz z Robertem Gajewskim, wokalistą deathmetalowej grupy Carnal, Zalewski odleciał w klimaty bliskie początków jego kariery, by móc się wyszaleć w rozpędzonych wersjach „Roots Blood Roots” Sepultury, „2 Minutes to Midnight” Iron Maiden oraz „Motorbreath” Metalliki. Trzeba przyznać, że takiego połączenia nie słyszy się na pierwszych lepszych urodzinach miasta.
 

Lekkie zwolnienie tempa i szybki powrót do solowej twórczości Zalewskiego przyniosły skradający się „Wilk” oraz zabójczo przebojowy, również wyśpiewany przez katowicką publiczność hymn Męskiego Grania z 2018 roku – „Początek”.

Po nich jeszcze jedno spojrzenie w muzyczną przeszłość i hołd dla dwóch wielkich legend brytyjskiego rocka. Najpierw roztańczone „I’m Still Standing” sir Eltona Johna, na którym w chórkach ponownie pojawiła się Ptakova, a w tle, na znajdujących się za muzykami ekranach wyświetlone zostały oryginalne zdjęcia z historycznej wizyty muzyka w Spodku w 1984 roku. Jednak jednym z najbardziej poruszających i wyjątkowych chwil wieczoru było wykonanie razem z Andrzejem Smolikiem i Kev Foxem przepięknej, chwytliwej ballady „You Can’t Always Get What You Want” The Rolling Stones. Co prawda Stonesi nigdy w Katowicach nie wystąpili, ale tym wykonaniem artyści złożyli piękny hołd ku pamięci nieodżałowanego perkusisty Charliego Wattsa.
 

Ostatni akt koncertu to już w pełni solowe show Krzysztofa Zalewskiego.

Na scenie pozostał producent Andrzej Smolik, by dołączyć do niezmiennie i zawsze uroczej wersji utworu „Miłość Miłość”. Nie będzie chyba przesadą jeśli napiszę, że to najważniejszy numer Zalewskiego i jego zapisana już w annałach polskiej piosenki perełka. Tym spokojniejszym akcentem nie można było jednak zatrzymywać, a tym bardziej zakończyć show. Na koniec muzyczny dyrektor imprezy przygotował bowiem prawdziwą petardę, bo na scenie pojawił się raper GrubSon. Wokaliści najpierw wykonali wspólnie numer rapera „Cwany lis”, by dać się w końcu ponieść energii w orgiastycznej i wybuchowej wersji tytułowej „Zabawy” z ostatniego krążka Zalewskiego. Dosłownie buchający ze sceny ogień idealnie podkreślał szał panujący na scenie.
 

I choć artysta wraz ze świetnym zespołem pożegnał się z publicznością, nie mogło przecież zabraknąć bisów.

Ku zachwycie fanów zgromadzonych pod sceną, jako pierwsza zwieńczenie katowickich urodzin rozświetliła przebojowa i pełna energii „Annuszka”. Zalewski, prawdziwe sceniczne zwierzę, sprawiał przez cały koncert wrażenie nie tylko czuwającego nad wszystkim dyrektora artystycznego, ale również czerpał nieskrywaną radość z każdego wykonania, dosłownie nie chcąc schodzić ze sceny. Jak świetny był to koncert podsumował w końcu ostatni numer wieczoru „Jak dobrze”.
 

A jaka jest największa puenta katowickiego wydarzenia?

Chcesz mieć udane urodziny? Dzwoń do Zalewskiego! Zdecydowanie jedna z największych muzycznych niespodzianek, jakie dane mi było przeżywać na koncertach polskich artystów i bez wątpienia jedno z najlepszych wydarzeń roku. Brawa!
 

Kuba Banaszewski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz