IKS

Krzysztof Sado Sadowski – „Telefony” [Felieton]

krzysztof-sadowski-felieton

W życiu jest jak w łóżku: raz na górze, raz na dole. Oczywiście, w łóżku bycie na dole wcale nie jest takie złe, ale to przecież tylko przenośnia. Są w życiu chwile triumfu, radości, noszące znamiona sukcesu, ogólnie rzecz ujmując: good times. Ale są też momenty trudne, bolesne, nieszczęśliwe, czyli hard times. Jak większość z pewnością sama zauważyła, gdy good times – tłum wokół, telefon dzwoni, jest super. Gdy hard times – pustka i telefon odzywa się tylko wtedy, gdy przychodzi alert RCB informujący, że wiatr będzie wiał z prędkością 120 km/h.

No, ale jednak telefon to cudowne narzędzie i czasem cała nadzieja właśnie w nim. Telefon jest w łóżku, w toalecie, na rowerze, telefon leży na szpitalnym stoliku, telefon liczy każdy krok, każdą spaloną kalorię, każdego wypitego drinka i każdą wciągniętą kreskę kokainy. Jak bardzo telefon jest obecny w życiu każdego śmiertelnika przekonało się ostatnio kilku prokuratorów, polityków oraz bogu ducha winien szef Agrounii, mówiąc, że podsłuchiwany był nawet w konfesjonale.
 
No i jest sobie ten bidny człowieczek w tej swojej samotności, w tych swoich „hard times” i w chwili już totalnej, maksymalnej słabości chwyta go i dzwoni. Dzwoni do jednej osoby – słychać jedynie sygnał. Dzwoni do drugiej osoby – ten sam sygnał. Dzwoni do kolejnej osoby – sukces! Odzywa się poczta głosowa… Myśli sobie człowieczek: oddzwonią, w końcu jest środek dnia, może zajęci są strasznie, bardzo, potwornie, tak bardzo zajęci są pewnie. Na pewno oddzwonią, jak tylko skończą jeść, pieprzyć się, zmieniać koło w aucie. Ale nie. Telefon się nie odzywa, nie licząc połączenia z przemiłą konsultantką Citibanku. I myśli sobie ten człowieczek mając przed oczyma te tłumy ludzi pod samochody wpadające, bo światła czerwonego ani świata całego nie widzące: po chuj ludziom te telefony? Przypomina sobie te obrazki zakochanych par w restauracjach, które siedząc na przeciwko siebie gapią się w te małe, świecące ekraniki. Przypomina sobie spotkania w knajpach w licznym gronie, gdzie czasem piętnaście osób naraz zapominało o tym, że przyszło się po prostu najebać i gapiło się w telefony, niekoniecznie pisząc szyfrem do drug dealera. A po chwili myśli sobie ten człowieczek, że to dobrze iż zwierzęta nie zostały dotknięte tą technologiczną zarazą, bo też pewnie, kurwa, miałyby problem z odebraniem telefonu, gdyż zarobione bywają czasem strasznie, wszak obsikać trzeba wszystkie chodniki i trawniki również. A tak: jest miska i to nie ryżu, jest spacer, jest głaskanie, to i wdzięczność bezgraniczna i dostępność również bez limitów.
 

Niniejszy felieton nie jest skarżeniem się, użalaniem się, wołaniem o pomoc, czy potrzebą zwrócenia na siebie czyjejś uwagi. Nie. To tylko refleksja, spostrzeżenie, że czasem setkom, tysiącom znajomych bliższy jest mur na granicy oddalony o setki kilometrów niż człowieczek w dzielnicy obok, który dzwoni i tylko chce pogadać. Refleksja, nie: ocena.

Nie byłbym sobą, gdybym nie odniósł się jakkolwiek do szeroko pojmowanego rock’n’rolla. Ta piosenka powstała w roku 1982 i wtedy to mały człowieczek, lat 9, jakim wtedy byłem, usłyszał ją, nagrał na kasetę magnetofonową z Programu 3 Polskiego Radia i zakochał w niej, w jej autorze i całym zespole Republika. Pamiętam, że gdy jej wtedy słuchałem, myślałem: „Jak on ma fajnie, ma telefon. Może do kogoś zadzwonić. Jak na filmach.”
 
„Telefony telefony
Gdzie dzwonić mam
Jaki numer mam wykręcić
Do kogo z was
 
Kto wydzwoni kto wykręci
W końcu numer mój
Kto zadzwoni kto zadzwoni
Tutaj do mnie
 
Telefony w mojej głowie wciąż”
 

Krzysztof Sado Sadowski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz