IKS

KoRn, Spiritbox | 30.07.2024 | Katowice, Spodek [Relacja tekstowa] org. Live Nation Polska

korn-relacja

Koncertowy debiut KoRn w naszym kraju miał miejsce w czerwcu 2000 roku. Trasa Sick and Twisted Tour promująca „Issues”, jedną z najważniejszych płyt w dyskografii Amerykanów, obejmowała występ w katowickim Spodku. 24 lata później, formacja dowodzona przez Jonathana Davisa powróciła dokładnie w to samo miejsce, by po raz 13. zagrać dla polskiej publiczności. I co ciekawe, mimo, że oba występy dzieliło prawie ćwierć wieku i 10 studyjnych krążków, zestaw utworów wybranych na oba koncerty w dużej części się pokrywał (licząc intro „4U”, powtórzyło się aż 11 z 17 kompozycji). Dla mnie było to piąte spotkanie z zespołem z Bakersfield i bez mrugnięcia okiem mogę wyznać, że bawiłem się równie dobrze, jak wtedy, gdy pierwszy raz, jako nastolatek, zobaczyłem KoRn na żywo!

Punktualnie o godzinie 20:45 zgasły światła, a z głośników został zagrany z taśmy utwór „4U”. Zaledwie półtoraminutowa miniatura ze wspomnianej wcześniej płyty „Issues” przeszła w „Rotting in Vain”. Reprezentacja nowszych kompozycji była niezwykle okrojona (osobiście zaliczam do nich wszystko, co nagrał KoRn po odejściu Davida Silveria w 2006 roku). Jednak zarówno utwór otwierający koncert (z płyty „The Serenity of Suffering” z 2016 roku), jak i zagrany jako 5. w kolejności „Start the Healing” (z ostatniego w dyskografii krążka „Requiem”) wypadły zaskakująco dobrze. Utwory bardzo zgrabnie wkomponowały się w istny festiwal hitów zaprezentowany w Katowicach i w żaden sposób nie odstawały od żelaznych klasyków grupy. Powiem więcej – nawet trochę żałuję, że setlista nie została urozmaicona kolejnymi „nowinkami”, które mogły zaserwować dodatkowy powiew świeżości.

 

Przez lata KoRn był napędzaną używkami nu-metalową lokomotywą , która z czasem zaczęła wytracać swoją prędkość (jak większość kapel z tamtych czasów grających podobną muzykę). Mniej więcej od płyty „See You on The Other Side” z 2015, zespół przestał mnie muzycznie interesować (zmieniło się to dopiero przy okazji „Requiem” z 2022 roku, zaskakująco udanemu wydawnictwu, którego recenzję znajdziecie TUTAJ) . Abstrahując od tego, czy ktoś woli stary repertuar (tak, jak ja) czy nowsze dokonania, nie zmienia to faktu, że grupa w 2024 roku dalej jest w absolutnej czołówce cięższego grania- headlinuje festiwale, wysprzedaje hale i co najważniejsze, prezentuje zaskakująco dobrą formę koncertową. Nie przeszkodziło nawet to , że jeden z filarów formacji Reginald Arvizu, czyli Fieldy, obecnie zrobił sobie przerwę od koncertowania. Jego miejsce na trasie zajął Ra Riaz , basista znany między innymi z Suicidal Tendencies (gdzie grał od 2016 roku). Ra nawet ma podobną budowę ciała i sposób poruszania się, który sprawia, że ktoś kto był pierwszy raz na koncercie KoRn, nie mając wiedzy o aktualnym składzie, mógł go nawet pomylić z Fieldym.

 

 

Od strony oprawy wizualnej, koncert był dopięty na ostatni guzik. Z przodu sceny został zainstalowany ruchomy telebim, który w zależności od potrzeby był opuszczany albo podnoszony. Niczym kurtyna oddzielał szalejący tłum od zespołu, pozwalając na pewne przetasowania na scenie, przykuwając wzrok fanów na wizualizacjach. Może trochę razić, że grupa na trasie praktycznie nie zmienia setlisty. Ale tłumaczę to sobie faktem, że tego typu rozbudowana oprawa wymusza pewien porządek w utworach. W głównej części koncertu Amerykanie zagrali 13 kompozycji, w tym dynamiczne „Here to Stay” (z albumu „Untouchables z 2002 roku) czy przebojowe „Coming Undone” (z See You on the Other Side”, 2005) zwieńczone zajawką „We Will Rock You”. Główny set zamykał „Y’all Want a Single” (pochodzący z krążka „Take a Look in The mirror”, 2003 ), na którym Davis poprosił publiczność o wyciągnięcie w powietrze środkowych palców. Na tytułowe pytanie czy wszyscy „chcą singla”, odpowiedź mogła być tylko jedna!

To co wydarzyło się w środku głównej części seta, można nazwać prawdziwą kanonadą hitów. „Blind” i „Clown” z kultowego debiutu czy „Somebody someone” i „Falling away from me” ze wspomnianego wcześniej „Issues” zostały odśpiewane wspólnie z publicznością. Oczywiście nie zabrakło kawałków z „Fallow the leader” i „Life is peachy”. Atmosfera na płycie Spodka niewiele różniła się od tej, jaką pamiętam z mojego pierwszego koncertu KoRn’a, na którym miałem przyjemność być w 2005 roku. Szalejący fani sprawili, że środkowa część płyty wyglądała z trybun jak falujące morze. Kolejne mosh pity były inicjowane w kluczowych fragmentach utworów.

 

Nie mogło zabraknąć też stałych motywów, takich jak statyw do mikrofonu jaki w 2001 roku wykonał H.R. Giger (twórca wizerunku Obcego). Davis dawał z siebie wszystko i używał go tak, jakby 53 wiosny na karku były jakimś czeskim błędem. Zresztą widać, że ostatnimi czasy wokalista mocniej zadbał o kondycję, co zdecydowanie było czuć na katowickim koncercie. Doskonale pamiętam rozkładaną książeczkę do „Follow The Leader”, na której Jonathan w seledynowym dresie leżał związany w kącie jakiegoś obskurnego pokoju. W ubiegłym roku marka ADIDAS wypuściła specjalną serię ubrań inspirowanych trzecim krążkiem Kalifornijczyków. Nic dziwnego więc, że właśnie w błyszczącym zielonym dresie lider KoRn pojawił się na deskach Spodka. W takich okolicznościach kawałek „A.D.I.D.A.S.” z drugiej płyty „Life is Peachy”, prezentował się jeszcze lepiej! Oczywiście należy też pochwalić pozostałych członków grupy. Ray Luzier, który stażem w KoRn już dawno temu przegonił Silveria , w środkowej części seta zaprezentował imponujące solo na perkusji. Munky i Head to klasa sama w sobie i zapewne jeden z głównych powodów, dla którego KoRn jest dalej tak samo uwielbiany, jak w latach swojej największej świetności. Co ciekawe, Brian „Head” Welch spotkał się z fanami w klubie „Piąty Dom”. Każdy, kto zna historię muzyka, wie jak ciekawą i otwartą osobą jest, a wybrańcy mogli się o tym przekonać na własnej skórze.

 

 

Osobiście bardzo cieszę się, że Live Nation zdecydowało się zorganizować wydarzenie w Spodku. Ze wszystkich „większych” koncertowych miejscówek na terenie Polski, właśnie katowicką halę darzę największym sentymentem (mimo, że pod nosem mam krakowską Tauron Arenę). Myślę, że wybór miejsca zdecydowanie podkręcił sentymentalną atmosferę wydarzenia. Jonathan kilkukrotnie podkreślał, że grupa obchodzi w tym roku 30- lecie działalności. Publiczność oklaskami reagowała na każde słowa aprobaty ze strony lidera grupy, a nawet dwukrotnie odśpiewała „sto lat” (raz, gdy wspominano rocznicę założenia, drugi raz, by uczcić urodziny jednego z członków ekipy KoRn).

Na bis Amerykanie wykonali cztery kompozycje. Pierwsza z nich, czyli „Shoots and Ladders” rozpoczęła się od fragmentu zagranego na dudach, a zakończyła wstawką z „One” Metalliki. Od czasu pamiętnego wykonania kompozycji z „…And Justice For all” na MTV Icons w maju 2003 roku , Jonathan z ekipą regularnie wplatają ten fragment w swoje setlisty. Po uwielbianej przez fanów miniaturce „Twist”, przyszedł moment, gdzie zespół na obecnej części trasy rotuje utwory. Na poprzednich występach można było usłyszeć, między innymi „Right Now” czy hiciarski „Did My Time”. W Polsce padło na surowe „Divine” z debiutanckiego krążka- dla mnie rewelacyjny wybór. Set zakończył jeden z największych hitów grupy, czyli „Freak on a Leash”. KoRn zszedł ze sceny 10 minut po 22:00 i oczywiście można mieć pewne obiekcje co do długości show, ale należy pamiętać, że grupa nigdy nie grała dłuższych setów. A biorąc pod uwagę intensywność i dobór utworów, która nie pozwoliła fanom nawet na sekundę odpocząć, niespełna półtoragodzinny występ jaki dostaliśmy, był wystarczająco satysfakcjonujący!

 

Na szczególną uwagę zasługuję Spiritbox, czyli zespół otwierający. Dowodzona przez zjawiskową wokalistkę Courtney LaPlante kanadyjska formacja łącząca Metalcore, Post-Metal i kilka innych cięższych gatunków, zagrała porywający set oparty na kompozycjach z EP’ki „The Fear of Fear”. Fani mogli usłyszeć też kompozycje z debiutanckiego krążka „Ethernal Blue” oraz dwa utwory z Ep’ki „Rotoscope”. Grupa została niezwykle ciepło przyjęta, za co liderka zespołu dziękowała fanom, zapowiadając szybki powrót. Ja będę miał możliwość zobaczyć Spiritbox na jednym z festiwali w Czechach jeszcze w sierpniu. I muszę przyznać, że po katowickim występie apetyt na kolejne spotkanie z Kanadyjczykami jest bardzo duży!

 

 

Występ KoRn uważam za jeden z lepszych koncertów formacji, jakie miałem okazję zobaczyć. Ten niezwykle intensywny set pokazał, że nu metal, mimo że swoje lata świetności ma dawno za sobą, dalej jest w stanie przyciągnąć setki fanów i porwać ich do szalonej zabawy. Z niecierpliwością czekam na ogłoszenie kolejnego koncertu grupy i mam nadzieje, że tym razem uda się w całości usłyszeć debiutancki album!

Grzegorz Bohosiewicz

 

Pełna setlista KoRn:

4U (tape)

Rotting in Vain

Here to Stay

A.D.I.D.A.S.

Clown

Start the Healing

Good God

Drum Solo

Blind

Got the Life

Falling Away From Me

Coming Undone (z fragmentem „We Will Rock You” Queen)

Somebody Someone

Y’All Want a Single

 

Bisy:

Shoots and Ladders (z fragmentem „One” Metalliki)

Twist

Divine

Freak on a Leash

Playlista koncertu:


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz