Wywiad z Kasią Lins, autorką bardzo dobrze przyjętej przez słuchaczy i krytyków płyty „Moja wina”
link do odsłuchu płyty na spotify: https://open.spotify.com/album/238K5FqDmzZj5fWvFckYAG…
link do widowiska „Czego dusza pragnie”: https://www.youtube.com/watch?v=pm7R-aU8ELU
– (SztukMix) Chciałbym w pierwszej kolejności zapytać, jak taka niespokojna dusza radzi sobie w obecnych trudnych pandemicznych czasach. Bardzo dają Ci w kość?
– (Kasia Lins) Wszystkim nam ta sytuacja daje w kość, ale jak najdalsza jestem od narzekania, mimo iż akurat moja branża, którą nazwiemy trochę nieładnym słowem „estradowa”, dostała w kość wyjątkowo, a tak naprawdę to pandemia jej te kości połamała. Ale artysta, jakikolwiek, także muzyk, nie może usprawiedliwiać się okolicznościami, tylko musi siłą swojej determinacji i w poczuciu wyższej konieczności wciąż tworzyć i próbować docierać do słuchaczy innymi, niż klasyczne, koncertowe, drogami. Gdy jest za łatwo, to często rodzi się zbyt grzeczna, uładzona i oportunistyczna sztuka. Najlepsze rzeczy często powstawały w bardzo niesprzyjających warunkach, kiedy trzeba zmagać się z przeciwnościami, a nie obdarowywać publiczność wyłącznie przyjemnymi, eskapistycznymi w wymowie produktami. Gdy szaleją demony, budzi się oryginalna sztuka.
– (SztukMix) W Twoim przypadku, te demony są bardzo twórcze. Trzy płyty, każda bardzo różna. Jak obecnie oceniasz dwa swoje poprzednie albumy?
– (Kasia Lins) Poprzednie płyty są już przeszłością, a mnie interesuje przede wszystkim rozwijanie się i marsz ku lepszej przyszłości, w tym przypadku artystycznej. Nie czuję, żeby pierwsza płyta „Take My Tears” była historią w pełni autorską, a to ze względu na to, że brak doświadczenia nie pozwolił mi przełożyć na dźwięki tego co miałam wówczas w głowie. Jestem osobą, która nie tylko chce, ale i musi mieć kontrolę nad dziełem, pod którym się podpisuje. To ja – Kasia Lins – biorę odpowiedzialność za płyty podpisane tym nazwiskiem i ja będę oceniana. Dlatego za prawdziwy swój debiut uważam „Wiersz ostatni”, a „Moją winę” poniekąd za pierwszą płytę wreszcie dojrzałej, w pełni świadomej swoich artystycznych pragnień, a nawet perwersji, songwriterki. „Moja wina” to opowieść kobiety już ukształtowanej, której dojrzewanie ostatnio niezwykle przyspieszyło, a która bardzo dużo dowiedziała się zarówno o sztuce, jak i o samym życiu. A nawet zwiedziła kilka miejsc w zaświatach! Bo przecież w piekle też już byłam, a „Moja wina” jest również relacją z wizyty tam. Jeśli ktoś był już w zaświatach, to wydaje mi się, że ma prawo mówić o sobie „dojrzała”. Co nie znaczy, że mam zamiar zatrzymać się i próbować na następnych płytach odgrywać to samo i tworzyć klony „Mojej winy”. Nie wiem jeszcze dokładnie, jak zabrzmią nowe utwory, ale jestem pewna, że będzie to inna Kasia Lins, już po odpokutowaniu za swoje winy. Może będą to relacje z raju? A przynajmniej z czyśćca? Choć powiedzmy sobie szczerze: piekło jest zdecydowanie bardziej inspirujące!
– (SztukMix) Poprzedni krążek „Wiersz ostatni” w mojej opinii jest melancholijny, ostatni „Moja wina” jest zdecydowanie bardziej niespokojny, a nawet trochę mroczny. Czy to wyraz emocji, które były w Tobie w czasie ich powstawania?
– (Kasia Lins) Ta płyta cała przepełniona jest emocjami i odzwierciadla mój mroczny stan, w jakim znajdowałam się w czasie powstawania „Mojej winy”. Każda moja piosenka jest zapisem dziennikowym mojego życia, rejestracją historii przeżytych lub zaobserwowanych. Kiedy piszę piosenki, to opowiadają one o moich przeżyciach, a nie perypetiach dowolnej Katarzyny. Choć oczywiście nie jest to płyta w ścisłym sensie autobiograficzna, bo nie widzę powodu, by dzielić się z innymi swoimi intymnościami.
– (SztukMix) Mam wrażenie, że momentami słychać na niej inspirację twórczością Grzegorza Ciechowskiego. Czy to dobry trop i jacy wykonawcy wpłynęli na Ciebie w trakcie jej powstawania?
– (Kasia Lins) Grzegorz Ciechowski to jeden z moich artystycznych bohaterów, twórca bardzo mi bliski, czego wyraz dałam nagrywając własną wersję jego utworu „Zapytaj mnie, czy cię kocham”. W dumę wprawił mnie fakt, że przyznano mi niedawno nagrodę jego imienia. Oczywiście, prócz Ciechowskiego jest bardzo wielu innych twórców, którzy są mi bliscy, o swojej fascynacji Fioną Apple wielokroć wspominałam, ale „Moja wina” to płyta autorska i to przeżycia moje, a nie innych artystów były kluczowe dla jej kształtu.
– (SztukMix) To kolejny album, który stworzyłaś z Karolem Łakomcem. Jak przebiega u Was proces twórczy?
– (Kasia Lins) Przede wszystkim doskonale się rozumiemy i dopełniamy. Nie jest to zatem szał twórczy, w czasie którego dochodzi do awantur, czy zasadniczych rozbieżności, ale doskonała współpraca i wzajemne wspieranie się. Stanowimy fundament zespołu, bo to my wpływamy na kształt muzyki, brzmienie, produkcję, oprawę wizualną koncertów i sposób reżyserowania teledysków. Cały proces twórczy odbywa się w naszym dwuosobowym składzie. Burze mózgów z dziewczynami z zespołu robimy już na etapie prób i przygotowań do koncertów. To właśnie wtedy posługujemy się ich świeżym spojrzeniem i pomysłami, które są już słyszalne w wersjach live. Aga Bigaj, Zuzia Kłosińska i Wiktoria Jakubowska, to oprócz Karola mój stały skład koncertowy. Wiktoria brała również udział w nagraniach płyty Moja wina.
– (SztukMix) Tytuł płyty jest trochę zaczepny. Nie wydaje mi się, żeby kobieta jako podmiot liryczny tekstów, czuła się „winna” swoich uczynków. To w mojej opinii raczej obraz niezależnej kobiety. Bardzo aktualny w obecnej sytuacji kobiet w naszym kraju?
– (Kasia Lins) Uwierz mi, że kobieta także może czuć się winna. Winy i grzechy są udziałem zarówno mężczyzn, jak i kobiet, i żadna płeć nie jest bardziej, bądź mniej predestynowana do grzeszenia. Zdejmowanie ze mnie odpowiedzialności za moje winy wcale mi nie pochlebia i nie awansuje do roli „niezależnej kobiety”. Mam swoje wyraźne zdanie na temat sytuacji kobiet w Polsce, osobiście byłam zaangażowana w ostatnie protesty przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, ale „Moja wina” jest bardzo prywatną opowieścią i wypowiadam się na niej wyłącznie we własnym imieniu. Dlatego też swoimi grzechami obciążam wyłącznie swoje sumienie, na nikogo tych przewin nie cedując. Sama ponoszę ich konsekwencje, a także odprawiam pokutę.
– (SztukMix) „Moja Wina” to manifest kobiety niewierzącej – rozumiem, że postać Boga traktujesz jedynie jako twór literacki a nawet metaforyczny?
– (Kasia Lins) Jestem ateistką, co nie jest niczym nadzwyczajnym, bo spośród ponad 90 procent oficjalnych katolików w Polsce zapewne połowa jest niewierząca. Natomiast nie trzeba wierzyć w Boga, by się nim, czy szerzej – religią i jej obrzędowością – zajmować, ciekawić oraz inspirować. Ja z tym tematem flirtuję, nie uprawiam wykalkulowanego obrazoburstwa, dlatego tak, wiarę, Boga, kult i pochodne traktuję wyłącznie w kategoriach metaforycznych.
– (SztukMix) W tekstach skupiasz się głównie na kwestiach wiary i miłości. Czy połączenie aspektu wiary i namiętności jest dla Ciebie pociągające?
– (Kasia Lins) Wiara też jest przecież rodzajem namiętności, duchowej, a nie cielesnej, ale emocje pomiędzy uniesieniem religijnym, a ekstazą erotyczną są od siebie nie tak odległe. Wszystkie religie zresztą mają obsesję na punkcie ciała i seksualności, co oczywiście objawia się rozlicznymi obostrzeniami i pojęciem grzechu oraz kary za ten grzech. Ale religia, narzucając wiernym ograniczenia w życiu erotycznym, jedynie pokazuje jak bardzo ważny dla niej jest aspekt cielesny człowieka, a nie wyłącznie duchowy. Poza tym pamiętajmy o trzech cnotach Boskich: wierze, nadziei i miłości. Jeśli na „Mojej winie” wyeksponowane są dwie z nich, czyli wiara i miłość, oznacza to, że magnetyzują mnie wyłącznie te najbardziej charakterne i wyraziste. Nadzieja jest zbyt rozmyta, amorficzna. Natomiast chyba daleko mi do cnót kardynalnych, bo o ile sprawiedliwość i męstwo nie są mi chyba obce, to ewidentnie miewam problemy z roztropnością i umiarkowaniem.
– (SztukMix) Umiarkowanie na pewno podeszłaś w tekstach do języka angielskiego. Praktycznie z niego zrezygnowałaś . Rozumiem, że poczułaś się bardziej pewna pisząc po polsku i skupiasz się na polskim odbiorcy?
– (Kasia Lins) Język polski, w przeciwieństwie do angielskiego, utrudnia wyrażanie emocji w piosence, ale może właśnie dlatego posługiwanie się nim daje mi więcej satysfakcji. Wykorzystuję też poezję polskich autorów, jak Broniewskiego, czy Konopnickiej, bo poezja pisania polszczyzną, mówi do nas dosadniej, niż jakiegokolwiek angielska czytana bez przekładu. Zarówno ja, jak i mój słuchacz, prawdopodobnie zawsze bardziej zaangażujemy się w warstwę liryczną jeśli będzie po polsku. To nasz język ojczysty, a z tego powodu po prostu dociera głębiej, nawet jeśli nie mamy żadnego problemu w zrozumieniu angielskiego. Nie trzeba ukrywać, że na albumie takim jak „Moja wina” tekst jest jednym z elementów kluczowych.
– (SztukMix) Dla mnie najlepszym utworem na płycie jest ostatni „Nie syp solą”, a czy Ty masz swoje ulubione fragmenty płyty?
– (Kasia Lins) W każdy z utworów zamieszczonych na „Mojej winie” włożyłam maksimum siły i umiejętności, zatem nie mogę powiedzieć, że któreś z tego licznego potomstwa kocham bardziej. Ale jeśli mam być uczciwa wobec siebie i tych piosenek, to muszę przyznać, że to się nieustannie zmienia, w zależności od mojego nastroju i aktualnego widzenia świata. Jednego dnia zatem najbliższą mi piosenką będzie „Rób tak dalej”, a następnego dnia „Morze Czerwone”, gdy zaś poczuję, że najbardziej w danej chwili potrzebuję spokoju, to życzliwie spojrzę na „Śniłam, że jest spokój” . Oczywiście co nie znaczy, że słucham własnych piosenek, bo to zdarza się wyłącznie podczas prób i koncertów, kiedy przychodzi mi je wykonywać.
– (SztukMix) Właśnie chciałem zapytać o nietypowy koncert. Pod koniec poprzedniego roku ukazało się wydawnictwo „Czego Dusza Pragnie”. To połączenie muzyki, filmu i teatru. Skąd pomysł na ten projekt i czy ukaże się na nośniku fizycznym?
– (Kasia Lins) „Czego dusza pragnie” jest niespodziewanym, ale pokochanym z całego serca dzieckiem sytuacji pandemicznej. Gdyby nie kolaps całej branży muzycznej, odwołanie koncertów i festiwali, najprawdopodobniej ten eklektyczny projekt w ogóle by się nie narodził, bo po prostu gralibyśmy trasę promocyjną „Mojej winy”. Zrozumieliśmy, że musimy się jakoś ratować jako muzycy. Już po dosłownie kilku dniach, gdy internet zalały streamowane koncerty domowe wiedzieliśmy, że nie pójdziemy tą drogą, tylko musimy zrobić coś specjalnego. A skoro mamy inklinacje nie tylko do muzyki, postanowiliśmy wykorzystać tę nienormalną sytuację i zaproponować widzom hybrydę muzyki, teatru i filmu. Jestem nadzwyczaj zadowolona z „Czego dusza pragnie”, ale muszę rozczarować: na razie nie ma żadnych planów wydania tego spektaklu na nośniku fizycznym. „Dusza” za to jest dostępna w całości na YouTube i można ją tam oglądać nieustannie, w ciągłym niezaspokojeniu.
– (SztukMix) 2020 rok już za nami. Opowiesz o swoich planach na rok 2021?
– (Kasia Lins) Gdybyś dwanaście miesięcy temu zapytał mnie o moje plany na rok 2020 to powiedziałabym, że poza wydaniem płyty planuję intensywną działalność koncertową, objechanie tylu miejsc w kraju, ile się da, a na dodatek wyprawienie się na dalekie, egzotyczne wakacje. Ponieważ wciąż nie wiemy, jak będzie wyglądał rok 2021, co przyniesie scenie muzycznej, czy powrócą regularne koncerty klubowe i letnie festiwale (a wszystko, póki co, wskazuje na to, że mogą nie wrócić) to tym razem długiej trasy koncertowej nie planuję i chcę skupić się na tym, co mogę zrobić. Czyli myśleć intensywnie o nowej płycie, pracować nad kompozycjami i pisać teksty.
– (SztukMix) Wiem, że jesteś wielką fanką Davida Lyncha. Nasza strona zajmuje się również recenzowaniem filmów i seriali. Czy w ostatnim czasie obejrzałaś jakieś tytuły, które zrobiły na Tobie wrażenie?
– (Kasia Lins) Zależy co mamy na myśli mówiąc „W ostatnim czasie”? Bo jeśli o ostatnim tygodniu, to mogę wymienić wszystkie filmy i odcinki seriali, które obejrzałam, a był to „Król” według powieści Szczepana Twardocha i, zdając sobie sprawę z licznych jego niedoskonałości, oceniam go dobrze. Nie jest to z pewnością polska odpowiedź na Peaky Blinders, a zakładam, że taka była jednak ambicja i intencja producentów, ale jednak poza świetną, trzymającą w napięciu historią, zaoferował również kilka dobrych kreacji aktorskich. Oglądam też nieudany niestety scenariuszowo i realizacyjnie serial „Osiecka”. Mam mu bardzo wiele do zarzucenia, ale postać Agnieszki Osieckiej jest mi tak bliska, że pobożnie, ale jednak z lekko drżącą ręką ustawiam kanał telewizji reżimowej i dzielnie śledzę znane mi już wcześniej losy Agnieszki. No i Sorrentino. Właśnie przymierzam się do obejrzenia pełnej, pięciogodzinnej reżyserskiej wersji jego filmu „Oni”. Jego obsesje na punkcie katolickiej obrzędowości, wszelkich rytuałów, nawet mody, mimo oficjalnego purytanizmu bardzo erotycznej, są mi bardzo bliskie. Ekscytuje mnie, podobnie jak jego, ta cnota na pokaz i wyrachowana skromność, a jak się przyjrzeć uważniej, przepełniona bardzo zdrożnymi, grzesznymi myślami.
– (SztukMix) W pełni zgadzam się w kwestii serialu „Król” i filmów Sorrentino. Dziękuję bardzo za rozmowę. Mam nadzieje, że niebawem spotkamy się jednak na Twoich koncertach. Gratuluję również płyty „Moja wina”, która w mojej opinii jest jedną z najlepszych pozycji ubiegłego roku.
– (Kasia Lins) Bardzo dziękuję.