IKS

Jędrzej Pasierski – rozmowa

jedrzej-pasierski-rozmowa

Wywiad z Jędrzejem Pasierskim, autorem thrillera „W imię natury” oraz cyklu powieści kryminalnych o Ninie Warwiłow: „Dom bez klamek”, „Roztopy”, „Czerwony świt”. Laureatem drugiego wyróżnienia w konkursie Czarny Kapelusz organizowanym przez Poznański Festiwal Kryminału „Granda” za kreację postaci komisarz Niny Warwiłow. Jego książka „Roztopy” zdobyła Nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepszą powieść kryminalną 2019 roku. Niedawno wydał swoją najnowszą powieść – „Kłamczuch”, której recenzję możemy przeczytać tutaj:

https://www.facebook.com/SztukMix/photos/169982221549294

 

– (SztukMix) Praca pisarza to fascynująca przygoda, dajesz upust swojej niczym nieograniczonej wyobraźni, kreując własny świat, którego jesteś twórcą i panem. Ale też niesie ze sobą niestabilność, ryzyko porażki. Co Cię skłoniło do porzucenia zawodu prawnika i zajęcia się na serio pisaniem powieści kryminalnych?

 

– (Jędrzej Pasierski) Praca, którą wykonywałem, była w dużej mierze odtwórcza. Od dawna dorastała we mnie chęć zajęcia się czymś bardziej kreatywnym. Przez rok, może dwa, myślałem nie tyle o zmianie pracy, ile o chęci zrobienia czegoś twórczego. Chciałem zobaczyć, sprawdzić, czy mam w sobie tę kreatywność. Zacząłem malować obrazy olejne, przez dwa miesiące powstało ich pięć. Pracę na etacie zostawiłem, nie wiedząc do końca, co będę robił, ale odczuwałem pewnego rodzaju zmęczenie mentalne. Wiedziałem, że muszę coś robić regularnie i żeby to miało jak najwięcej sensu. Oczywiście malowanie nie wchodziło w grę, to było bardziej jako hobby, nie mam wykształcenia artystycznego. Pisanie wydawało się ciekawe, całe życie byłem zapalonym czytelnikiem i pomyślałem, że spróbuję. Wcześniej myślałem o napisaniu książki, ale wydawało mi się to zbyt dużym przedsięwzięciem, przerastało mnie, wolałem pracować od ósmej do szesnastej. W końcu usiadłem i powiedziałem sobie: „No dobra, teraz to już musisz pisać codziennie” i napisałem pierwszą książkę – ona nie była specjalnie dobra, ale była. I szedłem dalej. Myślałem wtedy, jak mógłbym pisać lepiej, co powinienem i co chcę pisać. Tak doszedłem do powieści kryminalnej. Przy moim małym doświadczeniu dobrze byłoby się oprzeć na jakimś gatunku. A kryminał był mi bliski, wychowałem się na powieściach kryminalnych.

 

– (SztukMix) A jak mentalnie przeszedłeś z zawodu prawnika do pisania powieści kryminalnych? Gdy przestajesz pisać, czy powieść dalej z Tobą jest, żyjesz tym 24 godziny na dobę?

 

– (Jędrzej Pasierski) Nie żyję w takim stopniu światem książkowym, raczej następuje pewnego rodzaju pobudzenie, wchodzę na takie obroty umysłu, na jakie nie wchodziłem podczas pracy na etacie i czasami jest mi to później trudno wyłączyć, ale nie mam poczucia, że bohaterowie są cały czas ze mną. Chociaż faktem jest, że myślę dużo o moich książkach, kiedy nie piszę, ale nie tyle o bohaterach, co bardziej o moim pisaniu. Pracuję do godziny osiemnastej, zresztą teraz bardziej niż na początku czas zajmuje mi głównie myślenie koncepcyjne. Czyli co mam pisać, jakie tematy mnie interesują, jakie mam pomysły i jak to wszystko rozpracować w głowie. Sam proces pisania to mały procent całego czasu, który spędzam nad książką.

 

– (SztukMix) Akcja Twojej pierwszej powieści z serii o Ninie Warwiłow – „Dom bez klamek” – dzieje się w Warszawie, głównie na Saskiej Kępie i starej Pradze-Północ. Na Saskiej Kępie mieszkałeś przez większą część swojego życia. Teraz Twoim miejscem na ziemi jest Wrocław. Jak miejsce zamieszkania wpływa na Twoją twórczość?

 

– (Jędrzej Pasierski) Piszę powieści współczesne, z przesunięciem o kilka lat, więc mam możliwość portretowania wybranej przeze mnie scenerii. Wybrałem Pragę-Północ, Saską Kępę, później wybrałem Beskid Niski i portretuję to. Z jakiegoś powodu są to dla mnie miejsca atrakcyjne literacko, widzę w nich potencjał. Powieść musi mieć obrazowe tło, atrakcyjność danego miejsca decyduje o tym, że ląduje ono w książce.

 

– (SztukMix) Biegając któregoś dnia po Skaryszaku, pomyślałam, że może teraz czas pobiegać nad Wisłą. Od razu przypomniała mi się scena z „Domu bez klamek”. Scena świetna i jak widać sugestywna.

 

– (Jędrzej Pasierski) To ciekawe, bo na początku w pierwszej wersji powieści nie było tego dzikiego brzegu Wisły, a ja jestem zdania, że trzeba wykorzystywać ciekawe sceneryjnie miejsca. To jest unikalne, że największe miasto w Polsce ma taki dziki brzeg.

 

– (SztukMix) A jesteś w stanie wyobrazić sobie siebie, tak jak wspomniany przez Ciebie w którymś z wywiadów Karol May, który pisał swoje powieści z więzienia? Albo Immanuel Kant, który całą swoją filozofię stworzył, mieszkając całe życie w Królewcu?

 

– (Jędrzej Pasierski) Kant to chyba inna bajka, w filozofii nie było za dużo realiów. Natomiast Karol May stworzył w zasadzie cały świat Dzikiego Zachodu. Trudno mi stwierdzić, na ile on był prawdziwy, ale był sugestywny i świetnie opisany, to jest najważniejsze. Raz miałem taką sytuację z moim thrillerem „W imię natury”, gdzie miejscem akcji pewnego wątku była Odessa, w której nigdy nie byłem. Byłem na Krymie, we Lwowie, ale Odessa pasowała mi tam fabularnie i intuicyjnie. Więc porozmawiałem trochę z ludźmi, poszperałem i opisałem tę powieściową Odessę. Ten wątek zajął mi około czterdziestu stron w książce, ale był. W interesie pisarza jest lepiej znać opisywane miejsce, ale jeżeli wyobraźnia pozwoli, to czemu nie? Ja w ogóle jestem wielbicielem potęgi wyobraźni. Nie lubię takiego puszczania oka do czytelnika, lubię żeby wszystkie postacie były fikcyjne, miejsca prawdziwe, ale jednak żeby jak najbardziej wzbijać się na wyżyny wyobraźni.

 

– (SztukMix) A nie boisz się, że ktoś Ci zarzuci nietrzymanie się realiów? Zawsze możesz powiedzieć, że jesteś pisarzem, a opisywanie fikcyjnego życia w fikcyjnych miejscach to Twój zawód.

 

– (Jędrzej Pasierski) Czepianie się autorów fikcji nie jest do końca zasadne. Chociaż czasami te byki w opisach są tak absurdalne, jakby autor nie miał pojęcia, o czym pisze i to rzeczywiście może razić. Tak naprawdę zadaniem pisarza fikcji jest uwieść czytelnika. Nie porównuje się książki z encyklopedią. Ale jeżeli czytelnik co chwilę ma wrażenie „No nie, to nie tak wygląda”, to znaczy, że ta książka jest faktycznie niedobrze napisana. Jeżeli niestaranność w odwzorowaniu detali burzy płynność odbioru, jest to błąd autora. Jakiś czas temu przez polską prasę przetoczyła się dyskusja na temat researchu w powieści kryminalnej. Ja czułem, że tak naprawdę nie o to chodzi – research jest ważny po to, żeby uwiarygodnić historię, jednak to nie jest najważniejsze.

 

– (SztukMix) Beskid Niski wraz z lokalnymi społecznościami, historią i piękną przyrodą to rejon, w którym spędziłeś dzieciństwo. „Roztopy” i „Kłamczucha” napisałeś jako dorosły. Co w powieściach jest wspomnieniem małego Jędrusia, a ile doświadczeń i wiedzy dojrzałego Jędrzeja? Zamknięte społeczności, lokalne przekręty, tragiczne historie Łemków – to były Twoje doświadczenia?

 

– (Jędrzej Pasierski) Dojrzałego to za dużo powiedziane, bardziej dorosłego. Miałem wiedzę o historii Beskidu Niskiego i wykorzystuję ją w swoich książkach. Tak naprawdę na powieść składa się bardzo wiele różnych historii, intryga składa się z szeregu różnych opowieści, które znałem z dzieciństwa. Sporo musiałem doczytać, douczyć się, szczególnie odnośnie wątków historycznych. Więc sporo tła historyczno-obyczajowego jest opisane przez dorosłego Jędrzeja. Natomiast folklor i czucie Beskidu Niskiego nadające klimat, a nawet część opowieści wplecionych w fabułę – to są doświadczenia Jędrzeja-dziecka.

 

– (SztukMix) Jako dziecko odczuwałeś wyjątkową sytuację Łemków, ich odizolowanie, tragiczną historię?

 

– (Jędrzej Pasierski) Żyłem z nimi normalnie. Wielu Łemków wróciło tylnymi drzwiami w późniejszych latach i osiedliło się w Beskidzie Niskim. Społeczność łemkowska jest tam duża, oczywiście znacznie mniejsza niż przed wysiedleniami i akcją „Wisła”. Znałem bardzo dużo Łemków, bywałem w ich domach. Jako dziecko inaczej to odbierałem, nie czułem tej traumy historycznej. Wiedziałem od rodziców, że ten pan jest Łemkiem, a ta pani Łemkinią. Wyglądali tak jak inni, mieli trochę dziwne nazwiska, ale różne są nazwiska w Polsce, więc nie byłem bardzo zdziwiony. To były już lata dziewięćdziesiąte, więc ci, co wrócili, mieli zdaje się lepszą sytuację. Ci Łemkowie, których znałem, byli bardzo przyjaźnie do nas nastawieni.

 

– (SztukMix) Jakie są Twoje fascynacje literackie? Czym się inspirujesz? Czytasz coś na co dzień czy raczej skupiasz się na swojej twórczości?

 

– (Jędrzej Pasierski) Czytam, ale moje bycie czytelnikiem przeżywa różnego rodzaju kryzysy. Zawsze czytałem dużo, seriami. Odkąd sam zostałem autorem, książka czasami zaczyna mnie irytować, czepiam się, drażnią mnie niedoróbki. Jestem więc takim czytelnikiem w kratkę. Z rejonu kryminału literacko bardzo cenię Dashiella Hammetta. Dla mnie ważne w pisaniu kryminałów jest budowanie zdań, jakiego języka się używa, jaki jest klimat tej powieści, a nie tylko sama fabuła. A on to robi kapitalnie. Bardzo cenię też Donnę Tartt – opowieści obyczajowe, ale z wątkami kryminalnymi, świetna epika, bogata narracja. Trzecim autorem, którego bym wymienił, jest Jeffrey Eugenides, który jest dla mnie współczesnym mistrzem słowa, klasycznej narracji. Czyli moje zainteresowania lokują się w rejonie kryminału, ale nie tylko.

 

– (SztukMix) Absolutna królowa kryminału czy lekko przestarzała klasyka? Agatha Christie miała duży wpływ na Twoją twórczość. Skupiała się bardziej na logice i intrydze, teraz powieść musi mieć bogate tło społeczno-obyczajowe, historyczne, pogłębione psychologicznie postaci. Jak odbierasz jej książki współcześnie?

 

– (Jędrzej Pasierski) To jest bardzo ciekawy temat. Ja się wychowałem na Agacie Christie. Uwielbiam ją, zacząłem czytać jako dziecko, ale już wtedy środkowe partie jej książek i niekończące się dialogi trochę przelatywałem, one wydają się nieco teatralne. Christie miała genialne zagrania fabularne, oczywiście nie w każdej powieści, ale w bardzo wielu z nich tworzyła rodzaj takiego fantastycznie złowieszczego klimatu. Bardzo dobrze operowała napięciem. Dużą wagę przywiązywała do szczegółów na miejscu zbrodni, czego współcześni pisarze nie robią. Natomiast z naszego punktu widzenia jej powieści są nieco statyczne, a ograniczenie intrygi kryminalnej bez tego tła trudno się teraz czyta. Wyłapuje się sprawcę dzięki wyłapaniu sprzeczności w zeznaniach. Dialogi ciągną książkę, ale mogą też zabijać, jeśli są za długie. Jest też kwestia postaci, które są bardzo teatralne i bywają przerysowane.

 

– (SztukMix) A nie masz wrażenia, że Agatha Christie to jest głównie Hercules Poirot? Ja lubię też bardzo pannę Marple, ale pozostałych bohaterów, jak pan Quinn czy Tommy i Tuppence, niekoniecznie.

 

– (Jędrzej Pasierski) Tak, ale było też parę dobrych zupełnie jednostkowych, przede wszystkim „I nie było już nikogo”. Preferuję Poirota, ale lubię też pannę Marple za ten małomiasteczkowy klimat St. Mary Mead, sielskiej, angielskiej prowincji, który ubóstwiam. Z jakiegoś powodu czuję się tak jak w domu. Więc Herkules i panna Marple – tak, pozostali – raczej nie. Poirot jest świetną postacią, chociaż nie ma swojego życia osobistego. Ja wkładam ogromny trud, żeby uwiarygodnić oś życia mojej bohaterki, a Agatha Christie zawsze rzucała Poirota, gdzie chciała. Zresztą pisała zgodnie z ówczesnym nurtem, wtedy detektyw nie miał w ogóle życia osobistego. Angielski klub literacki opracował nawet specjalne wytyczne w tym temacie. Teraz się inaczej pisze.

 

– (SztukMix) Ty się męczysz, a ona po prostu nie miała takich problemów.

 

– (Jędrzej Pasierski) Ktoś kiedyś wyliczył, że Herkules Poirot miałby w ostatniej powieści sto sześćdziesiąt lat. W „Tajemniczej historii w Styles” on był już emerytowanym śledczym z Belgii, a Christie pisała jeszcze następne kilkadziesiąt lat. Dlatego uważam, że Agatha Christie jest pewnego rodzaju konwencją, teraz powieści kryminalne są bardzo życiowe, realistyczne. Współcześnie nieraz się stylizuje na jej klimat. A ona niczego nie stylizowała, opisywała świat, w jakim żyła, świat kolonialnej Anglii, powracających z Afryki i Indii. To jest świat, którego już nie ma, ona była elementem tego świata i świetnie go opisała.

 

– (SztukMix) Literatura kryminalna przeżywa w Polsce niesamowity boom. Niektórzy autorzy powieści kryminalnych wydają po kilka książek rocznie, często przekładając ilość nad jakość. W porównaniu do nich jesteś ekskluzywną rozrywką, każesz na siebie długo czekać.

 

– (Jędrzej Pasierski) Zawsze powtarzam to samo: lepsza jest jedna bardzo dobra książka niż pięćdziesiąt dobrych. Albo jedna dobra niż pięćdziesiąt średnich. To nie jest fabryka pinezek, tylko literatura. Są książki ponadczasowe, np. „Buszujący w zbożu” jest esencjonalna, ciekawa i bardzo fajnie napisana, żyje cały czas. Więc to nie chodzi o to, żeby produkować pięć razy w roku kolejne opasłe tomiszcza, które po przeczytaniu zaraz zostaną zapomniane, tylko starać się napisać coś bardziej wartościowego i trwałego. Pisząc dużo, można łatwiej zyskać przychylność czytelnika, jest to takie serialowe, po przeczytaniu jednej książki zaraz jest kolejna, żyje się w świecie tego autora. Myślę, że to jest siłą autorów publikujących po kilka książek rocznie. Czytelnik jest oczywiście bardzo ważnym elementem, ale chodzi też o to, żeby książka była dopracowana. I tego się trzymam. Trudno mi powiedzieć, w jakim tempie będę pisał w przyszłości. Miałem rok przerwy między jedną a drugą książką i kolejna też pewnie wyjdzie po roku przerwy. Donna Tartt przez trzydzieści lat napisała trzy książki, podobnie Jeffrey Eugenides długo pisze swoje powieści. Gdy czytasz taką książkę, czujesz, że ona narosła tym czasem, jest jak dobre wino.

 

– (SztukMix) Zachęciłeś.

 

– (Jędrzej Pasierski) Polecam Ci zwłaszcza „Tajemną historię” – to jest moja ukochana książka. Jest tyle znaczeń zawartych w tym materiale literackim, nie tylko w samej fabule, każde zdanie do mnie przemawia. Pisanie na czas – to nie tędy droga.

 

– (SztukMix) Marek Krajewski powiedział kiedyś: „Nie najlepiej mi się pisze sceny erotyczne, dlatego jest ich tak niewiele w mojej twórczości”. W Twoich powieściach nie ma ich prawie wcale. Nie umiesz, nie lubisz czy po prostu nie chcesz wrzucać do powieści scen, w których seks gra główną rolę?

 

– (Jędrzej Pasierski) Trudno wyobrazić mi sobie scenę erotyczną, która nie byłaby tandetna. Nie chcę tego pisać, bo nigdy nie szukałem tego w literaturze. Fajne jest swego rodzaju napięcie miłosne, a może nawet napięcie seksualne, między bohaterami. W sferze wyobrażenia. Dosłowne pisanie scen erotycznych, zwłaszcza w gatunku kryminalnym, prawie zawsze wychodzi, a przynajmniej ja to tak odczytuję, jako lekko tandetne. W literaturze zawsze szukałem napięcia, intrygi, czegoś ciekawego, czego sam nie przeżywam, na pewno nie banalnych scen erotycznych. To nie jest też tak, że ja w ogóle nie myślę o aspekcie komercyjnym moich książek. Myślę, ale bardziej w kontekście tytułu, opisu i tym podobnych elementów. Seks i przemoc na pewno nie, bo nie na tym się wychowałem i nie na tym polega literatura.

 

– (SztukMix) Recenzje książek (filmów również) często zawierają opis fabuły, zdradzając tym samym fakty, w zamyśle mające czytelnika zaskoczyć. Po przeczytaniu recenzji, zanim wezmę do ręki książkę, wiem już, kto będzie pierwszą ofiarą. Czy pisząc, chcesz czytelnika od początku zaskoczyć, czy zakładasz, że pierwszy rozdział i tak jest tylko wprowadzeniem do dalszych części?

 

– (Jędrzej Pasierski) Poruszyłaś ogromny dla mnie problem, czyli spojlery. Niestety mam z nimi do czynienia więcej, niż bym chciał. Proszę zerknąć na opis książki opracowywany przeze mnie razem z wydawcą. To właśnie są fakty, które chcę przekazać na temat książki. Jeżeli tam napiszę, kto jest ofiarą (tak jak w „Czerwonym świcie”), to znaczy, że się na to godzę, ofiara występuje na pierwszych kilkunastu stronach. Albo jak w „Domu bez klamek”, gdzie ofiara jest na samym początku. Natomiast jeżeli ja nie piszę z tyłu książki, kto jest ofiarą (tak jak w „Kłamczuchu”), to znaczy, że nie chcę podawania jej tożsamości. Więc jeżeli ktoś pisze o ofierze, która występuje w połowie książki, to już jest spojler. Nie mówię już o zdradzaniu innych szczegółów, co też się niestety zdarzało. Można napisać recenzję bez spojlera, podobnie jak można też przeprowadzić wywiad. Wkładam duży trud w to, żeby ukryć pewne fakty. To jest cała sztuka, więc uważam, że nie powinno się tego robić autorowi powieści kryminalnych. Nie wiem, z czego to wynika, rzeczywiście tych spojlerów jest bardzo dużo. Mam ten problem, że obieram konstrukcję nieczęstą wśród polskich autorów powieści kryminalnych – przesunięcie ofiary. Dla mnie czasami bardziej interesujące od samej ofiary jest to, co się wokół niej dzieje. Nie chcę, żeby była bezimienna, chcę, żeby czytelnik się zaangażował, mógł tę śmierć przeżyć. Jeżeli autor włożył trud w napisanie powieści, to dziennikarz też może zrecenzować powieść bez spojlerów.

 

– (SztukMix) W Twoich powieściach brak jest irytującego product placementu, tak częstego wśród niektórych pisarzy. Zapychają głowy czytelnika markami samochodów, zegarków, ubrań i innych gadżetów, z których korzystają bohaterowie. Jak muzyka to tylko znana i popularna. Trudniej się kreuje postać bez tych wszystkich dodatków?

 

– (Jędrzej Pasierski) Ja gdzieniegdzie piszę, że Nina słucha Aimee Mann, ale jest tego zdecydowanie mniej i traktuję to rzeczywiście jako smaczek. Miałem takie idée fixe, które mi się wzięło z malowania – chciałbym, żeby każde słowo miało sens, żebym z każdego zdania był zadowolony i żeby czemuś służyło.

 

– (SztukMix) W Twoich książkach to się czuje, są konkretne, nie ma zapychaczy, każde zdanie jest przemyślane.

 

– (Jędrzej Pasierski) Trochę nie rozumiem idei bardzo grubych książek, może one lepiej wyglądają na półce w sklepie. Bo trudno jest napisać długą, spójną i bogatą historię na więcej niż trzysta–czterysta stron. Agatha Christie też miała ten problem, musiała zapychać swoje książki wątkami miłosnymi (o co zabiegało wydawnictwo), chociaż jej teksty były krótkie i treściwe. A i tak jej książki z tymi bogatymi intrygami kryminalnymi były trzy razy chudsze od współczesnych kryminałów. Teraz pytanie, czym są zapychane nasze współczesne książki? Może opisami rzeczy, ale czemu to służy?

 

– (SztukMix) Wydaje mi się, że odbiorcami są ludzie żyjący w świecie gadżetów, którzy potrzebują takich informacji, żeby związać się z bohaterem.

 

– (Jędrzej Pasierski) Dla mnie to jest po prostu nudne, rozwleczone. Nie ma to żadnego związku z akcją. Jeżeli ktoś napisze, że „Paweł spojrzał na przystanek, 111 odchodziło za 15 minut. – Nie – powiedział. – Pojadę samochodem. Poszedł do garażu, gdzie kluczykami zdalnie otworzył swoje BMW.” – ja już odkładam książkę. O ile to nie jest napisane w jakimś genialnym stylu Alberta Camusa albo Hemingwaya. Lepiej coś napisać jednym zdaniem, pomysłowym, z biglem i wszystkie fakty zawrzeć, niż opisywać po kolei czynności. Czego ja z reguły nie robię, bo to nudne – dużo ciekawsze są myśli bohatera. Nasze współczesne kryminały są trzy razy dłuższe niż te, na których ja się wychowałem: Agathy Christie, Dashiella Hammetta, Raymonda Chandlera, Dorothy Sayers. A intryga jest w nich, mam wrażenie, uboższa.

 

– (SztukMix) Nina Warwiłow z jej wszystkimi słabościami, pragnieniami, skomplikowanymi relacjami z mężczyznami, jest według mnie najbardziej pełną postacią kobiecą wykreowaną w polskiej literaturze. To nie jest po prostu policjantka prowadząca ciekawe i zawiłe śledztwa. Stworzyłeś prawdziwą psychologiczną petardę. Już w trakcie lektury Twojej pierwszej powieści zastanawiałam się, jak to jest możliwe, że taką postać wykreował mężczyzna? I sądząc po opiniach czytelników, jak i nagrodzie którą dostałeś, nie jestem w tym odosobniona.

 

– (Jędrzej Pasierski) Ninę piszę w dużej mierze intuicyjnie. Trochę ją na starcie ustawiłem psychologicznie, ale w zasadzie ta postać pisze się sama. Nie chcę też przeginać w żadną stronę. Mam poczucie, że mocniejszy był początek tej postaci niż jej kontynuacja. W zasadzie odkąd zacząłem pisać swoje książki w tzw. podziemiu, odnosiłem wrażenie, że lepiej mi się pisze postaci kobiece. To one kradły mężczyznom powieść. Więc jak zdecydowałem się powołać do życia Ninę – policjantkę, starałem się opisać jej postać uczciwie, co czułaby jako kobieta. Nie bałem się np. opisywać tego, jak w ciąży myśli o seksie. Uznałem, że lepiej żebym to napisał, niż żebym tego nie napisał. Nie chciałem, żeby to miało wymiar seksualny, po prostu czułem, że ona mogłaby tak myśleć. Miałem koncepcję co najmniej na trzy książki, więc moja bohaterka miała być wyrazista. Teraz po napisaniu czwartej części widzę, że Nina była najbardziej dominująca w pierwszej części. „Dom bez klamek” to był taki one woman show.

 

– (SztukMix) Ja miałam wrażenie, że to nie intryga, a Nina jest najważniejsza w tej książce. Gdybyś usadził ją w innych okolicznościach, też byłoby super.

 

– (Jędrzej Pasierski) Nawet jeśli są fragmenty, w których trochę ryzykowałem, to wolałem ryzykować i przykuć uwagę, więc stąd takie, a nie inne posunięcia. Teraz w kolejnych książkach prowadzę ją trochę łagodniej. Chyba za każdym razem, jak piszę kolejną część z Niną, ona jest inna i ja jestem inny.

 

– (SztukMix) Nina żyje swoim życiem?

 

– (Jędrzej Pasierski) Trochę tak jest. Ona się sama pisze, a ja za nią tak trochę podążam. Staram się z tym nie walczyć. Od „Czerwonego świtu” jest odrobinę mniej Niny Warwiłow, ona nie jest dominującą postacią, są także inni bohaterowie.

 

– (SztukMix) W „Kłamczuchu”, w porównaniu do poprzednich powieści z serii z panią podkomisarz, postać policjantki została sprowadzona głównie do roli, jaką pełniła w śledztwie.

 

– (Jędrzej Pasierski) Nina Warwiłow zawsze będzie główną postacią cyklu, ona ma co najmniej połowę swojej narracji, natomiast wydaje mi się zdrowe, że opisuję też inne postacie. Bohaterka, która za każdym razem ma niezwykle dramatyczne losy – nie czuję, żeby to miało daleką przyszłość.

 

– (SztukMix) Jestem ciekawa, jak sobie poradzisz z doświadczeniem macierzyństwa zarysowanego w „Kłamczuchu”.

 

– (Jędrzej Pasierski) Na pewno macierzyństwo wpływa na jej psychikę, może w największym stopniu definiuje ewolucję tej postaci. W pierwszej części zostało to odebrane przez nią jako coś zrzuconego z kosmosu i nie bardzo wiedziała, jak się do tego odnieść. Wojtek Chmielarz zauważył, że w „Roztopach” Nina ucieka od tego macierzyństwa. W „Czerwonym świcie” jakby usiłuje znaleźć czas dla córki w swojej trudnej profesji, a w „Kłamczuchu” Mila jest jedną z bohaterek. Widać, że coraz większą rolę w jej życiu odgrywa macierzyństwo. To też jest dosyć niekonwencjonalne zagranie w kontekście powieści kryminalnej, autorzy niechętnie obarczają swoich bohaterów dziećmi.

 

– (SztukMix) Nie ma w kryminałach mam policjantek.

 

– (Jędrzej Pasierski) Nie ma. Kanonem jest wyalienowany policyjny dziwak – samotnik. Powołałem do życia Milę i pomyślałem, że dobrze by było ją jakoś uwikłać w intrygę, dzieci są wdzięcznymi bohaterami. Oczywiście nie w roli ofiary, tego nigdy nie zrozumiem. Ale mogą wprowadzać fajny nastrój demonizmu, znany wszystkim z horrorów. Są ciekawe, bo operują trochę innym językiem, mają inny sposób patrzenia na świat. Więc doszedłem do wniosku, że nie tylko nie będę unikał macierzyństwa Niny, ale nawet wkręcę je w fabułę.

 

– (SztukMix) I na koniec pytanie: komu kibicujesz w tym sezonie NBA?

 

– (Jędrzej Pasierski) Od lat kibicuję LeBronowi Jamesowi, on jest moim równolatkiem, urodziliśmy się w tym samym miesiącu, choć on jest chyba młodszy o dwa tygodnie ode mnie. W związku z tym, że teraz gra w Lakersach, to kibicuję Lakersom.

 

– (SztukMix) Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

 

Rozmowę przeprowadziła: Aneta Ambroziewicz

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz