Ubiegły rok był dla Jakuba Skorupy niezwykle intensywny. Można powiedzieć, że zaczął się dość niewinnie. Na początku stycznia wrzucił on do sieci utwór „Pociągi towarowe”, który – jak się później okazało – sporo namieszał na polskim rynku muzycznym. No i w tym momencie lawina ruszyła. Zaczął być określany nadzieją muzyki alternatywnej, został wyróżniony w plebiscycie „Sanki” organizowanym przez „Gazetę Wyborczą”, a pochwały nie szczędził mu m.in. Michał Wiraszko, lider formacji Muchy.
Im robiło się głośniej, tym – co oczywiste – z jego twórczością mogło zapoznać się coraz więcej słuchaczy. Jakub doskonale zdawał sobie z tego sprawę i kuł żelazo póki gorące. Regularnie wypuszczał w świat kolejne swoje utwory. Podgrzewał, w dobrym tego słowa znaczeniu, atmosferę wokół siebie. Zaczął także, wraz ze swoim zespołem, koncertować, aby dotrzeć do następnych osób. To wszystko się udawało. Duże pole do popisu miał podczas dwóch występów na małej scenie Męskiego Grania. Okno wystawowe, jak się patrzy!
Nic więc dziwnego, że pojawił się „hype” na debiutancki album Jakuba Skorupy. Wszyscy ci, którzy mocno czekali na „Zeszyt pierwszy” odetchnęli z ulgą na początku marca, kiedy całość oficjalnie się ukazała. Kibice jego twórczości musieli uzbroić się trochę w cierpliwość, ale na szczęście było warto.
Z trzynastu kompozycji, które znalazły się na debiutanckim krążku wydanym w barwach polskiego oddziału legendarnej wytwórni Def Jam, przed premierą poznaliśmy aż siedem z nich. Jeśli doliczymy do tego, że „Zeszyt pierwszy” otwiera trwające niecałe dwie minuty „Intro”, to osoby, które bacznie obserwowały od samego początku poczynania Jakuba, zdawały sobie sprawę, że będą miały okazję obcować z dziełem niezwykle intrygującym, zwłaszcza pod względem tekstowym. Naprawdę nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak bardzo skupiałem się na warstwie słownej w trakcie odsłuchów.
Główny bohater tej recenzji umie obserwować, analizować, a następnie – co najistotniejsze – przelać to w sposób przekonujący na kartkę papieru. Na „Zeszycie pierwszym” dość mocno odsłania się przed słuchaczem, co jest niewątpliwie wartością dodaną. Szczere wyznania zawsze są w cenie, takie jest przynajmniej moje zdanie. Żeby jednak mógł tego dokonać, musiał sporo w życiu przeżyć. Dlatego dobrze, że debiutuje stosunkowo późno (rocznik ’86). Przekaz, w którym nie brakuje wzlotów i upadków, trafi więc przede wszystkim do pokolenia obecnych trzydziestolatków. I niech was nie zmyli fakt, że Jakub związany jest z województwem śląskim. Oczywiście, klimat regionu się pojawia (zwłaszcza w „Pociągach towarowych”), ale teksty mają wydźwięk uniwersalny. Praca w korporacji, niełatwe relacje damsko-męskie czy wspominanie czasów dorastania – tych tematów na „Zeszycie pierwszym” nie brakuje.
Od razu jednak chce zaznaczyć, że nie zapomniałem o aspektach stricte muzycznych. One są nie mniej ważne, choć słowa na tyle mocno oddziałują, że ta warstwa schodzi trochę na bok. Wraz ze swoją ekipą, w tym producentem Kubą Dąbrowskim, zadbał o to, żeby i tu nie wkradła się nuda. Mimo tego, że „Zeszyt pierwszy” przesłuchałem już kilkunastokrotnie, a single poznawałem na bieżąco, ciężko mi wrzucić twórczość Jakuba do jakiejś konkretnej szuflady. Słychać tu oczywiście doskonale klimat alternatywy, z drugiej strony – sposób śpiewania w wielu momentach (naczelnym przykładem płynące powoli „Wypowiedzenie z korpo”) kieruje nas w stronę rapowej narracji. Sporym nadużyciem byłoby jednak określanie go mianem rapera. Sam zresztą, co przyznaje w wywiadach, nim się nie czuje.
W większości mamy do czynienia z dość ponurym nastrojem. „Głuchy telefon” (kluczowe jest tu wsparcie lidera wokalnie przez Domi Skoczylas), „Barbórka” czy „Sierpień” to zdecydowanie nie są wesołe kompozycje. Sporo odnajdziemy tu melancholii. I to nie tylko pod względem tekstowym. Na przeciwległym biegunie leży chociażby „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, który wprost „zaraża” swoim refrenem („Słucham Kazika, Nirvany, The Doors…”).
Jakub Skorupa zadebiutował wydawniczo dopiero w wieku 36 lat. Ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale. Szkoda byłoby, gdyby jego kompozycje leżały w szufladzie i nie ujrzały światła dziennego. „Zeszyt pierwszy” to niezwykle wciągająca płyta, którą należy słuchać od początku do końca bez używania popularnego przycisku „shuffle”. Śmiało można napisać, że to concept-album, coś w rodzaju pamiętnika. Jakub rozlicza się na „Zeszycie…” ze swoją przeszłością. Stworzenie tych tekstów było więc dla niego swoistego rodzaju „katharsis”. Dobrze więc, że postanowił się z tym wszystkim zmierzyć. Wyrzucenie tych myśli na zewnątrz mu pomogło, a słuchacze otrzymali wartościowe dzieło.
Wiem, że jeszcze nie dobiliśmy nawet do połowy roku, ale „Zeszyt pierwszy” będzie wysoko na mojej liście najlepszych polskich albumów tego roku. Jak debiutować, to tylko w takim stylu.
Ocena (w skali od 1 dom 10) 9 kartek z zeszytu
📝📝📝📝📝📝📝📝📝
Szymon Bijak
Tracklist:
Intro
Głuchy Telefon
Wypowiedzenie z Korpo
Pociągi Towarowe
Koledzy
Joga feat. Patrick The Pan
Wakacje i Deszcz
Pamiętnik z okresu dojrzewania
Cos
Sto lat
Sierpień
Barbórka
Outro 33 lata