Reklama dźwignią handlu. I nie ma w słowach autora żadnej ironii. Ot, najprostsza zasada.
Odkąd tylko reklama doszła do głosu, ma na celu – za definicją: zachętę, wzrost, poprawę wizerunku danej firmy oferującej klientom jakiś produkt. Sprzedać można przecież wszystko. Nawet siebie, jeśli w grę wchodzą niemałe pieniądze. Z tym ostatnim zarzutem wiele osób wystąpiło ostatnio, na różnych forach muzycznych, w stronę rockowego giganta – Iggy’ego Popa, który zagrał w reklamie nowego polskiego piwa Browaru Tenczynek. Sama reklama, krótka w swym przekazie, ukazuje ojca chrzestnego punka, jak zaciąga z butelki łyk piwa o wdzięcznej nazwie Marakuja. W tle tańczy dziewczyna, a na koniec Iggy pokazuje „fucka” do kamery. Wszystko obowiązkowo do hitu „The Passenger”. Sama kampania reklamowa to kolejny krok znanego niegdyś polityka – Janusza Palikota, który na dobre zajął się produkcją piwa. Za prawie 40 baniek wykupił browar Tenczynek i zwiększył produkcję złotego trunku już pięciokrotnie. Na reklamę zatem stać go było bez dwóch zdań. Fala hejtu rozlała się jednak po muzyku, którego w niektórych „odmętach internetu” zmieszano z błotem, zarzucając mu porzucenie punkowej ideologii i inne epitety, których lepiej nie przytaczać.
Czy jednak to coś złego, że muzyk zagrał w reklamie?
Moim zdaniem, nie. Sam Iggy Pop i jego przygoda z reklamą trwa niezmiennie od wielu lat. W UK reklamował nawet ubezpieczenia samochodowe. Wszędzie zwariowany, podobnie jak na reklamie Tenczynka. Nie jest w tym odosobniony. Inny punkowy muzyk – John Rotten z Sex Pistols – wziął udział np. w reklamie masła „Country Life”. Śp. Lemmy, wokalista i basista Motörhead, brał udział w reklamach m.in. piwa Kronenbourg, chipsów Walkers czy znanych batoników czekoladowych Kit Kat.
Muzyka od kilkudziesięciu lat jest ściśle powiązana z reklamą. Nie ma w tym nic nowego.
Nikt tutaj nie odkryje Ameryki. Weźmy takich Beatlesów. I oni zagrali przecież w reklamie. Nieoficjalnej, ale zawsze. Na krótkim video z 1964 roku widzimy Johna Lennona i Georga Harrisona reklamujących papierosy marki Marlboro. Paul McCartney brał nawet udział w reklamie firmy Apple, gdzie śpiewa oraz gra na mandolinie. Bardziej współcześnie? Proszę bardzo. Metallica chętnie promowała serię gier „Guitar Hero”, a sam Lars Urlich zagrał w reklamie piwa Carlsberg. Takich przykładów jest naprawdę sporo. W wielu reklamach usłyszymy m.in.: ZZ Top „Gimme All Your Lovin’”, Hamilton Leithhauser + Rostam „In A Black Out” czy AC/DC „Thunder” (większość reklam dostępna na serwisie YouTube – przyp. autora).
Polscy muzycy na tym tle wcale nie odbiegają od normy.
Reklamują co popadnie, narażając się na krytykę ze strony fanów równie mocno co Iggy Pop. Jedni tłumaczą to stale malejącą ilością sprzedanych płyt, inni zwykłą matematyką i płynącymi z reklam profitami. Widzimy zatem np. Agnieszkę Chylińską zachwalającą sieć Play, Dodę promującą sprzęty w Media Expert, Kayah, Edytę Górniak i Monikę Brodkę, które stały się uosobieniem znanych kosmetyków, Justynę Steczkowską, której dzięki wspaniałej figurze do reklamy rajstop nie trzeba było chyba długo namawiać, Michała Wiśniewskiego pląsającego w sklepie Avans czy też Natalię Kukulską, która lśniącym uśmiechem zachęca do zakupu pewnej pasty do zębów.
Można oczywiście mieć sporo „ale”. Można krytykować, bowiem nie ma nic piękniejszego niż konstruktywna krytyka,
ale hejt to chyba za mocne zachowanie wobec artystów, którzy przecież nie robią nic zdrożnego. Ot, wykorzystują falę popularności i korzystają z dobrodziejstw cywilizacji, która reklamę stawia wysoko w świecie konsumpcjonizmu. Łatwiej przecież sprzeda się produkt, którego osobiście używa artysta, którego na co dzień słuchają tysiące osób. Co do jakości reklam – wolę się nie wypowiadać, bo to temat na zupełnie inne rozważania.
Wróćmy jednak do Iggy’ego i występu w polskiej reklamie wspomnianego piwa Marakuja.
Kasa – kasą, ale dlaczego bronię akurat tego artysty? Reklama miała bowiem swój głębszy sens. Całość kampanii reklamowej opatrzona hasztagiem #NieWstydźSię ma – oprócz nakłonienia piwoszy do zakupu produktu – zachęcić również ludzi do przełamywania własnego wstydu i głośnego wypowiedzenia tego, co nas krępuje, bo to najlepszy sposób na oddalenie od siebie depresji i zaburzeń w relacjach z ludźmi. I co wy na to?