IKS

Fran Lebowitz – „Nie w humorze”, wyd. Znak literanova [Recenzja]

fran-lebowitz-nie-w-humorze-recenzja

Jednym z moich marzeń jest podróż do Nowego Jorku, ulokowanie tam tyłka na powierzchni 9m2 w norze nazywanej apartamentem i zaciągnięcie się papierosowym dymem dochodzącym z mieszkania obok. Tak! Mogę być biernym palaczem, o ile ten dymek będzie dochodził spod drzwi, za którymi swą twierdzę będzie miała ONA!

Dogadałybyśmy się doskonale, bo nie musiałybyśmy w ogóle się do siebie odzywać, a co gorsze – udawać, że słuchamy siebie nawzajem. Nie lubimy ludzi, a jedynie osoby, co niewątpliwie łączy nas bardziej niż węzeł gordyjski. Do tego dochodzi niechęć do wrzeszczących dzieci, soi i przerostu formy nad treścią. Najchętniej leżałybyśmy na kanapie z nochalami w książkach, pech jednak w tym, że za to niemal nikt nie chce płacić. Takie mamy czasy, że błyskotliwy umysł lub strzelanie sarkazmem na prawo i lewo, co najwyżej może Ci zagwarantować względny spokój – z rzadka ludzie wyczuwają ironię, a zatem dosyć szybko zostajesz uznany za dziwaka. Jak powszechnie wiadomo, od tych warto trzymać się daleko.
 

Zdaję sobie sprawę z tego, że wstęp może nie zjednać nam obu sympatii, jednak pamiętajcie, że przecież każdy może być „Nie w humorze” jak Fran Lebowitz i porażać szczerością w sposób zgoła nieopierzony.

Fran, większości zapewne znana z miniserialu dokumentalnego Netfliksa „Udawaj, że to miasto” w reżyserii Martina Scorsese, to postać, którą wg mnie albo się kocha na zabój, albo nienawidzi. Zastanawiam się jedynie, co zrobić z tymi, którzy w tym momencie zadają sobie pytanie z cyklu: kim do diaska jest ta pani?! Żeby nie zakrzywiać rzeczywistości i nie popaść w skraje uwielbienie, czy też nadmuchany do granic możliwości patetyczny opis, zrobię to tak szybko, jak odrywam sobie plaster z woskiem – Fran Lebowitz to żywa legenda Nowego Jorku. Kropka.
 

Lebowitz, jako posiadaczka jednego z najbardziej ciętych języków na świecie, swoimi tekstami rozgrzewa rodaków, i nie tylko ich, do czerwoności.

Jednych to bawi, innych pozostawia z rozdziawioną gębą w opuszczonych majtkach na środku skrzyżowania, a pozostałych zapewne drażni i rozsierdza. Nie dziwi więc, że gdy niedawno ukazał się u nas jej zbiór felietonów, o jakże zachęcającym tytule „Nie w humorze”, to zacierałam ręce dosyć intensywnie. Jak się po kilku dniach okazało, nazbyt intensywnie. W tym kierunku poszłabym ze swoją recenzją, gdybym pokusiła się o napisanie jej w kilka chwil po zakończeniu lektury. Wtedy bowiem czułam się lekko rozczarowana – nie bawiło mnie to, ani nie skłaniało do refleksji z taką intensywnością, do jakiej Fran mnie przyzwyczaiła. Czułam się jak na prawdziwym rollercosterze! Raz piałam z zachwytu nad kunsztem Fran, by po chwili zjechać na szóstym biegu w odmęt sporego niezadowolenia.
 

Po kilku takich wzlotach i upadkach, lekko kręcąc sporych rozmiarów nosem, odłożyłam przeczytaną książkę na półkę.

Kilka dni później przyszła refleksja, że przecież nie mogę zachwycać się tekstami, które czasami odnoszą się do tak odległych czasów i rzeczywistości, jakich istnienia nawet nie jest mi dane pamiętać. Co więcej, nie może oczarować coś, co z perspektywy czasu odbieram inaczej niż dawniej. To nie Fran się zmieniła. To nie ona obniżyła loty. To świat wokół niej się zmienił, a ona opisuje go tak, jak zawsze zwykła to robić – z bezwzględną szczerością, subiektywnie, acz po staremu.
 

Czy polecam? Tak, jednak nie każdemu.

Jak nie każdemu, to komu? To oczywiste, że tego wprost nie napiszę. Zmierzcie się z tym samodzielnie. Czy nadal wielbię Fran? Oczywiście, że tak! Kiedyś też przecież będę taką stetryczałą, błyskotliwą, inteligentną starszą panią tryskającą sarkazmem.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 6 papierosów
🚬🚬🚬🚬🚬🚬
 

Anna Rok

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz