“Miłość jest moim narkotykiem” – “Za mało czasu” – Fisz
..”Ballady i Protesty” to album wydany dwa miesiące przed końcem poprzedniego roku przez Fisz Emade Tworzywo. Ta dwupłytowa, obecnie najnowsza pozycja w dyskografii Tworzywa składa się z dwóch krążków i dziewięćdziesięciu siedmiu minut różnorodnej muzyki, której zadaniem jest przeniesienie słuchacza do czasów, gdy korzenie hip-hopu i elektroniki zaczynały wrastać w polską glebę. To również baczna, nierzadko bezpośrednia i chłodna ocena czasów obecnych i faktów, które są często umyślnie wpychane pod dywan, takich jak wpływ polityki i jej następstw na życie szaraków, dyskryminacja rasowa czy zmiany klimatyczne. Wszystko to w warstwie lirycznej przybrało naturalny i bezkompromisowy, typowy dla fiszowskiego umysłu wyraz i w połączeniu z muzyką tworzy spójny, narysowany mocną, czarną kredką obraz człowieka, który wyraźnie nie zgadza się z obecną retoryką świata i ma nadzieję, że jego treści wyzwolą w innych refleksje potencjalnie prowadzące do zmian. Myślę, że mało kto tak analitycznie rozłożył na czynniki pierwsze dzisiejsze bolączki i postanowił opowiedzieć o nich szerszej publiczności. Wrażenie całości nabiera jeszcze mocniejszych barw, gdy usłyszy się ten materiał na żywo.
Pierwszego kwietnia na deskach sceny Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku ślady butów odcisnęli Fisz, Emade i pozostałe, równie istotne osoby składające się w całości na Fisz Emade Tworzywo. Rozpoczęcie koncertu było niezwykle klimatyczne, w tle unosił się dym, światła były mocno przyciemnione – za wyjątkiem snopów skierowanych na Bartka i Piotra Waglewskich, którzy pierwszy utwór wykonali tylko w duecie. “Nie za miłe wiadomości” dedykowane zostały Sami-Wiecie-Komu i wyczuwalna była potępiająca ironia, choć niewypowiedziana wprost. Po przesłuchaniu tej kompozycji, a w sumie nawet i w czasie jej trwania, sporo osób musiało poczuć spotęgowane muzyką i tekstem gniew, złość i bezradność, w obliczu których znalazło się dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi. Cholernie mocne, ekspresyjne otwarcie koncertu, ale przecież “Ballady i Protesty”, to nie tylko głaskanie po jajach – to też kop w mordę i rzemyk po kostkach realiom, z którymi się nie zgadzamy. Takim glanem między nogi był na przykład “Mój kraj znika”. Punkowa tykająca bomba, która wybuchała podczas refrenów, była wyraźnym odzwierciedleniem obaw, jakie dudniły Fiszowi w głowie podczas pisania tekstu.
Później pozostałe numery z najnowszego albumu Tworzywa cięły powietrze w Teatrze rockowymi, ostrymi, jak żyletki akcentami, naprzemiennie z dużą dawką wysublimowanej elektroniki, ambitnych hip-hopowych bitów (prod. Emade) i jazzowych solo na instrumentach klawiszowych. Nie zabrakło również numerów z wcześniejszych dokonań zespołu takich jak “Telefon”, “Jestem w niebie”, “30 cm”, “Bieg” czy “Zwiedzam Świat”. Największe wrażenie zrobiły na mnie wspomniany wcześniej “Mój kraj znika” oraz oczekiwany przez większą część publiczności “Ok Boomer”. Pierwszy dlatego, że w kulminacyjnych momentach widziałem, jak dach Teatru unosi się od nadmiaru energii, a drugi – za bezpardonowe, momentami brutalne i cierpkie analityczne słowa, których sens i bezpośredniość zostały ze mną na długo po koncercie.
Wszystko to sprawia, że FET na żywo brzmi rewelacyjnie, jako że ich twórczość na przestrzeni lat zdecydowanie nabrała jakości, dynamiki i czysto scenicznej ekspresji. Oprócz synów Wojciecha Waglewskiego, których prezentacja sceniczna przyciągała wzrok, nie można było nie zwrócić uwagi na pozostałych członków zespołu. Michał Sobolewski na wiośle, Mariusz Obijalski na klawiszach oraz Stanisław „Staszu Starship” Wróbel na basie działali razem niezwykle efektownie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Dzięki temu po dwóch godzinach sztuki czułem sytość na umyśle i wyjątkowe zadowolenie z przyjemnie spędzonego piątkowego wieczoru.
Na koniec jeszcze kilka słów o miejscu zdarzenia. Teatr Szekspirowski jest w mojej ocenie miejscem niesamowitym z dwóch powodów: jest ono stosunkowo małe (a przynajmniej sala, w której odbywał się koncert), co daje poczucie kameralności, a także bardzo, ale to bardzo dobrze nagłośnione i dopracowane pod kątem pracy świateł. Na dodatek, zważywszy na pierwszy powód, gdy sala opustoszeje, zdecydowanie łatwiej jest złapać artystów na chwilę rozmowy, podpisanie płyt czy zrobienie pamiątkowego zdjęcia.
Jeśli Teatr dalej będzie kontynuował zapraszanie takich zespołów jak FET czy Lech Janerka, to bez cienia wątpliwości zjawię się tam ponownie, by w cieniu i zadymieniu obcować z muzyką, bo – jak to Fisz śpiewa w utworze “Za mało czasu” – “muzyka jest moim narkotykiem”.
Błażej Obiała