Umrzeć – tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Tak Wisława Szymborska pisała w wierszu „Kot w pustym mieszkaniu”. A co ma zrobić człowiek, gdy zabraknie kota? Nie ma kogo ściągać ze ścian, nikt nie ociera się o meble, nikt (poza mną) nie rozrzuca papierów.
Zawsze uważałam siebie za psiarę, choć kot był z nami od 2008 roku. Był, po prostu sobie był. Wrósł najpierw w nas, mojego Ulubionego Męża i mnie, potem w dzieci. Nie protestował, gdy przynosiliśmy małe, różowe wrzaskuny. Nie protestował nawet, gdy podczas przeprowadzki wiozłam go na rowerze. Nie narzucał się. Spał mi na głowie, mruczał, plątał się pod nogami, gdy zaspana wchodziłam rano do kuchni zrobić sobie kawę.
I nagle tego nie ma.
Śmiałam się kiedyś (lata temu – to na moje usprawiedliwienie) z Freddiego Mercury’ego, że napisał piosenkę dla swojej kotki. Miała na imię Delilah. Stary, serio? Dla kota? Nie dla kobiety/ mężczyzny/ matki/ dziadka? Co takiego ma w sobie ten futrzak, że warto upamiętniać go w piosence? Zmarły niedawno Shane McGowan z The Pouges śpiewał w „Wild Cats of Kilkenny” o kotach, które walczyły tak długo, aż zostały z nich wyłącznie ogony. Można i tak.
A The Cure? Po co śpiewają, że „All Cats are Grey”, skoro Robert Smith nawet podobno kotów nie lubi? Chociaż może to jakaś metafora, w końcu co ja wiem o artystach…
Już wiem natomiast, co mają w sobie koty.
Mogę na pocieszenie posłuchać „Cat People” Davida Bowie albo „Cats in the Cradle” w mojej ulubionej wersji Ugly Kid Joe. Albo Cat Power czy Cata Stevensa, który w sumie zmienił imię i nic już nie będzie takie, jak kiedyś.
Dalsza część felietonu pod teledyskiem
Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po lekturę „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” Filipa Zawady. Bo jak to: rozdeptałem?
Przypomniały mi się zdjęcia, na których człowiek trzyma nad głową transparent z hasłem „Nie oglądam, jeśli pies umrze” kierowanym do twórców jakiegoś filmu. Mój syn skarży się, że podczas klasowych wycieczek do kina oglądają zawsze filmy opowiadające o więzi człowieka ze zwierzęciem, które zawsze znajduje się w niebezpieczeństwie. Siły dobra ostatecznie wygrywają, no ale. A ja mam z własnej woli czytać książkę o takim makabrycznym tytule? Na szczęście temat książki Zawady jest zupełnie inny. Uff, ale proszę mnie więcej nie straszyć.
Żeby było śmiesznie, pusto w domu było przez 11 dni. Wtedy przyjechały fundacyjne tymczasowiczki, Hola i Królowa Elżbieta, które przynajmniej odciągnęły naszą uwagę. A zaraz potem wrócił do nas kot Mieczysław. Adoptowali go cudowni ludzie, ale nie dogadywał się z drugim kotem. A skoro wrócił, to już u nas zostanie…
Nasz kot już odpoczywa, nic go nie boli. Biega sobie za tęczowym mostem w towarzystwie Bruna, Saby, Toffi, Paśki i Agi, czyli psiaków, które były w mojej rodzinie przez te wszystkie lata. A ja nucę sobie pod nosem „Dopóki jesteś” Leepcka, która grała w radiu podczas naszych ostatnich wspólnych chwil.
Dalsza część felietonu pod teledyskiem
Gdy z chmur nie pada już deszcz
I nikt nie wierzy w nas też
To wszystko nie liczy się
Dopóki jesteś
Gdy czas nie leczy już ran
I w końcu zostanę sam
To wszystko nie liczy się
Dopóki jesteś
Piotrek, mam nadzieję, że nie obrazisz się, że zrobiłam z Twojej piosenki, piosenkę dla kota.
Ewa Bujak
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: