IKS

Everything But the Girl – „Fuse” [Recenzja]

Fani Toola na album z premierowym materiałem swoich ulubieńców czekali ponad dekadę, jeszcze dłużej zwlekał Axl Rose. Między dwoma częściami „Use Your Illusion” a „Chinese Democracy” minęło „zaledwie” 17 lat. Co jednak mają powiedzieć kibice duetu Everything But the Girl? Powrócili oni właśnie z nowym albumem, pierwszym od – uwaga! – 24 lat. Ciężko sobie to wszystko wyobrazić. Przecież pewnie części czytelników w 1999 roku jeszcze na świecie nie było. Prawie ćwierć wieku to szmat czasu, więc stosowne wydaje się być pytanie: czy warto było czekać na powrót EBtG? Uważam, że jak najbardziej.

Powroty po długiej nieobecności nie kojarzą się zbyt dobrze. Pierwsza myśl? Pewnie robią to tylko i wyłącznie dla kasy, aby podreperować trochę swój domowy budżet. Bo przecież Tracey Thorn i Ben Watt to partnerzy nie tylko w życiu zawodowym, ale również i prywatnym. W przypadku „Fuse”, który ukazał się na rynku 21 kwietnia, ciężko ich o to podejrzewać. Bo czuć na tej płycie pasję do tworzenia muzyki. Czuć, że nie zrobili tego dla pieniędzy, tylko chcieli podzielić się ze światem – po raz kolejny – swoją twórczością.

 

„Fuse” został napisany i wyprodukowany przez duet wiosną i latem ubiegłego roku. Początki prac datuje się jednak na marzec 2021 roku. – Zdawaliśmy sobie sprawę z presji związanej z tak długo oczekiwanym powrotem. Staraliśmy się jednak być otwarci na zabawę: niepewni kierunku, poddaliśmy się inwencji twórczej – mówiła, przed wydaniem krążka, Tracey Thorn. Dlatego też tworzenie następcy „Temperamental” było owiane tajemnicą przed całym światem.  Duet zaczął się spotykać z zaprzyjaźnionym inżynierem Bruno Ellinghamem, a samo nagrywanie odbywało się w małym studiu nad rzeką niedaleko Bath. Można w skrócie napisać: totalna konspiracja. Dopiero na początku stycznia tego roku pojawiła się oficjalna informacja, że Everything But the Girl wyda jedenasty studyjny krążek.

 

 

Choć trzeba było długo czekać na to wydawnictwo, to słuchając całości nie odczuwa się, że duet opuścił nas w 1999 roku. Żeby to jednak źle nie zabrzmiało – „Fuse” nie brzmi archaicznie, po prostu tego typu muzyka się nie starzeje. I również teraz jest przekonująca (- Chcieliśmy zrobić coś, co brzmiałoby świetnie w 2023 roku. To była siła napędowa – przyznał Ben Watt). Czyż to nie największa siła EBtG? Sądzę, że wiele osób by się pod tym stwierdzeniem podpisało. Różnica jest tylko taka, że wspomniany „Temperamental” był żywszy, a „Fuse” to jednak krążek o wiele bardziej melancholijny, który oferuje to, co najlepsze w ich muzyce. Elektronika miesza się tu z trip hopem, soulem, popem, ambientem czy jazzem.

 

Zaczynamy dość tanecznie, bo od wybranego do promocji „Nothing Left to Lose”, który zdecydowanie jest najbardziej przystępnym numerem na albumie (Ben Watt stwierdził, że to „disco w zwolnionym tempie”). A największe wrażenie i tak robi głos Tracey. Nic nie stracił ze swojej wyjątkowości. Jeśli szukacie bardziej energicznych kompozycji to jest jeszcze trzecie w kolejności „Caution to the Wind”. Duet zaprasza nas zdecydowanie na parkiet i do wspólnej zabawy („klaszczący” motyw). Poza tym dominują na „Fuse” utwory w wolnym i średnim tempie.

 

Wśród moich faworytów muszę wskazać na „No One Knows We’re Dancing”, utwór podniosły i hipnotyzujący. Synth-popowy jest z pewnością „Time and Time Again”. Z kolei „Run a Red Light” czy „When the Mess Up” to zdecydowanie bardziej leniwe kompozycje. W tym drugim z wymienionych, co ciekawe, wykorzystano efekt auto-tune, który – niestety – w dzisiejszym świecie jest nadużywany. Na szczęście, duet Everything But the Girl doskonale wie, że lepiej z tym nie przesadzać. Ambientowo brzmi „Lost”, który opowiada o śmierci matki Tracey Thorn. Rozruszać może – ponownie – „Forever”. Końcówka znów zabiera słuchacza w świat smutku (posłuchajcie „Interior Space” i będzie wszystko w tym temacie jasne). Mnóstwo tu w ogóle smaczków, które odkrywa się z każdym kolejnym przesłuchaniem. „Fuse” to krążek na wiele wieczorów, choć trwa zaledwie niecałe 36 minut, ale dzieje się naprawdę sporo. Tylko lepiej za długo nie patrzeć na okładkę płyty, bo… oczy aż bolą.

 

Nie ukrywam, że ucieszyłem się z powrotu duetu Everything But the Girl, który cały czas ma sporo do zaoferowania. Mam tylko nadzieję, że następca „Fuse” ukaże się zdecydowanie szybciej. No chyba, że Tracey Thorn i Ben Watt ponownie będą chcieli wystawić na próbę cierpliwość swoich fanów.

Ocena [w skali szkolnej 1-6]: 4 pary słuchawek

🎧🎧🎧🎧

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. Nothing Left To Lose
2. Run a Red Light
3. Caution to the Wind
4. When You Mess Up
5. Time and Time Again
6. No One Knows We’re Dancing
7. Lost
8. Forever
9. Interior Space
10. Karaoke

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz