Amy Lee w 2011 roku, po wydaniu ze swoim zespołem Evanescence trzeciej płyty, stanęła na rozstaju dróg. Album nie został zbyt dobrze przyjęty zarówno przez krytyków, jak i fanów. Wiele wskazywało na to, że zespół już się nie podniesie.
Na szczęście w 2015 roku wokalistka ogłosiła wznowienie działalności koncertowej, a w 2017 roku ukazał się materiał „Synthesis”. Tam jednak poza przeróbkami utworów swoich i innych artystów znajdowały się tylko dwa premierowe kawałki. Teraz dostajemy w ręce wydawnictwo „The Bitter Truth” z całkowicie nowym, autorskim materiałem. Płytę, którą pod każdym względem można określić jako wielki powrót. Całość otwiera spokojne intro „Artifact/The Turn”, płynnie przechodzące w pierwszy konkretny cios – „Broken Pieces Shine”. Kawałek będący mostem między nowym, a starym Evanescence. To utwór garściami czerpiący z najlepszych dokonań zespołu. Mocarna perkusja, zajebisty riff i przede wszystkim: głos Amy. Ależ jej brakowało na rockowej scenie!
Kolejne utwory ukazują trochę inną twarz zespołu. Mniej w tym goth – metalowych klimatów, a więcej industrialu („Feeding The Dark”), czy po prostu mocniejszego gitarowego grania w stylu powiedzmy Halestorm („Yeah Right”).
Ballady? A jakże. Do tego zespół nagrał jedną z najpiękniejszych. „Wasted On You” zaczyna się niczym Depeche Mode, aby po pewnym czasie uderzyć w nas mocniejszymi dźwiękami. Ileż w tym kawałku jest emocji! Przyznam się, że ja mam ciary za każdym razem, jak słucham tych dźwięków. Kolejnym mocnym punktem na płycie jest hymnowy „Use My Voice”, wykonany wspólnie z Taylor Momsen z The Pretty Reckless, Lzzy Hale z Halestorm, Sharon den Adel z Within Temptation czy Lindsey Stirling. Panie, co prawda, wspierają Amy jedynie w chórkach, ale i tak brzmi to jak rock n rollowy chór anielski. „The Bitter Truth” w dalszej części nie zwalnia, a kolejne utwory co rusz powodują pozytywny „opad szczęki”. Industrialny „Take Cover”, ballada „Far From Heaven” czy pewniak koncertowy „Part Of Me”. Płytę kończy „Blind Belief” i to jest – nie inaczej – również mega zacne zakończenie albumu.
Za produkcję płyty odpowiada Nick Raskulinecz. To obecnie jeden z najbardziej cenionych amerykańskich producentów.
W przeszłości współpracował z takimi zespołami jak: Foo Fighters, Stone Sour, Deftones. Facet zaserwował nam naprawdę mocne,mięsiste, klarowne brzmienie – nie zapominając oczywiście, kto na tej płycie ma rządzić. Głos Amy odgrywa główną rolę, a wokalistka jest w absolutnie rewelacyjnej formie. Evanescence to jednak nie tylko Amy. Obecnie, poza wokalistką, skład tworzą Troy McLawhorn (gitara rytmiczna), Tim McCord (gitara basowa) Will Hunt (perkusja) i Jen Majura (gitara prowadząca) – chociaż jasne jest dla wszystkich, że w tym zespole jest tylko jedna gwiazda.
Tytuł płyty odzwierciedla stan ducha liderki. Teksty na płycie do wesołych nie należą. Nie ma się jednak co dziwić, skoro w 2018 roku zmarł jej brat Robbie. Przez lata cierpiał na epilepsję.
Jak mówiła Lee w wywiadach przed wydaniem albumu – tytułowa gorzka prawda to przekonanie, że musimy stawić czoła rzeczywistości takiej, jaką mamy. Teksty zahaczają również o wydarzenia społeczno – polityczne: Black Lives Matter, ubiegłoroczną kampanię prezydencką oraz negatywne doświadczenia wokalistki z branżą muzyczną.
Uczciwie muszę przyznać, że absolutnie nie spodziewałem się od Evanescence tak dobrej płyty.
Ich pierwszy album „Fallen” sprzedał się w wielomilionowym nakładzie. Ten na pewno tego wyniku nie powtórzy, chociaż w moim odczuciu jak najbardziej na to zasługuje. Nie ma na nim słabszego momentu, wszystkie utwory trzymają najwyższy poziom, to dzieło dojrzałego zespołu, doskonale wiedzącego, czego chce. Nie wiem, co jest w tabletce, którą trzyma na języku wokalistka na okładce płyty – ja jednak chętnie zgłoszę się po ten specyfik.
A co do „The Bitter Truth”, to bez wątpienia jedna z najlepszych rockowych pozycji, która ukazała się w tym roku.
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 tabletek, które są pigułkami
💊💊💊 💊💊💊💊💊
Ten post ma jeden komentarz
Dobra recenzja na pewno posłucham.