Słuchając nowego, choć nie do końca nowego, o czym więcej za chwilę, albumu Duran Duran mimowolnie zderzałem go z najnowszym krążkiem Depeche Mode, jednocześnie zastanawiając się nad drogami, jakie przebyły oba zespoły i tym, który z nich bardziej boi się tytułowej śmierci, która zagościła na okładkach zarówno Memento Mori DM, jak i Danse Macabre DD. Nawet numery tych albumów w dyskografiach obu składów są zbliżone. W przypadku Depeche Mode jest to album piętnasty, w przypadku Duran Duran szesnasty.
Przecież obydwie grupy zaczęły zdobywać popularność w czasie, gdy muzyka new wave i synth-pop dominowała w latach 80., co wpłynęło na ich brzmienie i styl. Obie grupy wykorzystywały syntezatory i elektroniczne dźwięki w swojej muzyce, co było charakterystyczne dla gatunków, w których się poruszają. Wreszcie obydwie grupy mają charakterystycznych wokalistów: Simona Le Bona i Dava Gahana, którzy są rozpoznawalni głosowo.
A jednak chociaż obie grupy zaliczają się do podobnych szufladek gatunkowych, to mają odmienne brzmienie i styl. Duran Duran często łączył elementy popu, rocka i funk, tworząc bardziej dostępne i melodyjne kompozycje. Z kolei Depeche Mode eksperymentowało z bardziej mrocznymi i industrialnymi dźwiękami, co sprawiało, że ich muzyka była bardziej zmysłowa i tajemnicza. Teksty utworów Duran Duran często skupiają się na tematach związanych z romansami, miłością i stylem życia, podczas gdy Depeche Mode często dotyka tematów bardziej mrocznych, filozoficznych, religijnych i społecznych. Mimo że obie grupy były niezwykle popularne w latach 80. i cieszyły się sukcesem, to jednak Duran Duran bardziej skoncentrował się na zdobyciu ogólnej popularności i zyskał sławę jako zespół glamour, podczas gdy Depeche Mode zwróciło uwagę na bardziej zaawansowane i eksperymentalne aspekty muzyczne.
Różnice te widoczne są gdy sięgniemy po najnowsze albumy Duran Duran i Depeche Mode. Na temat drugiego wydawnictwa nie będę się w tym miejscu rozpisywał, bo to temat na osobny tekst. Ograniczę się do stwierdzenia, że Depeche Mode wciąż szuka, nie odcina kuponów, nie boi się igrać z ortodoksyjnymi fanami i manifestuje swoiste pogodzenie z przemijaniem. Zarówno tym w wymiarze ludzkim, tym muzycznym i tym wpisanym w kontekst filozoficzny. Dlatego, gdy biorę do ręki album Depeche Mode i czytam jego tytuł, to w nawiązaniu do średniowiecznej maksymy „pamiętaj o śmierci” widzę swoistą mądrość, pogodzenie z losem i brak udawania, że koniec ich i nas nie dotyczy.
Jak jest z „Tańcem Śmierci” w wykonaniu Duran Duran? Odpowiedź nie jest wcale taka prosta. Z jednej strony sam pomysł albumu, który narodził się podczas występu 31.10.2022 roku w Las Vegas w samo Halloween, niesie za sobą spory potencjał. Można to odczytywać przecież jako zapowiedź ciekawego albumu koncepcyjnego, w którym Duran Duran mógłby, podobnie jak Depeche Mode, przemówić do swoich słuchaczy pokazując jak przepracowuje temat śmierci, w jaki sposób wraca, by pokazać jak można zaczarować i ograć popowymi brzmieniami temat ostateczny.
Niestety ten potencjał w mojej opinii został przez zespół zmarnowany. Nie mówię, że Danse Macabre jest albumem bezwartościowym, jednym z tych, które słuchasz, albo nawet nie dosłuchujesz do końca i odkładasz na półkę, a nawet szukasz kogoś, komu album sprezentujesz pozbywając się go ze swoich zbiorów ostatecznie. Chociaż w czasach streamingów wystarczy przecież wywalić album bezceremonialnie ze swojej biblioteki i pozostać w przypadku repertuaru Duran Duran przy sprawdzonych hitach. Powiedziałem jednak o zmarnowanym potencjale więc pora się wytłumaczyć, z tego co mi tu nie pasuje, co mi tu nie gra, co mnie uwiera.
Po pierwsze zespół, mimo, iż do prac nad albumem zaprosił wielu gości, w tym byłych członków Duran – Andy Taylora i Warrena Cuccurullo, ograniczył się do nagrania tylko trzech premierowych utworów, dokładając do nich covery i auto covery. Wielka szkoda, bo aż prosi się, by w takim składzie nagrać album od początku do końca premierowy. Nie wiem czy do głosu doszedł brak cierpliwości, brak pomysłów, czy brak gotówki, której zespół postanowił szukać puszczając płytę szybko i dopychając ją przysłowiowym kolanem.
Danse Macabre rozpoczyna się od auto-coveru Nightboat, pochodzącego z debiutanckiej płyty „Duran Duran” (1981) i tutaj przyznam, że kupuję tą wersję i gdy ją usłyszałem po raz pierwszy to obiecuje ona, że album przyniesie więcej przyjemności niż przynosi w rzeczywistości. Słychać fale, czekamy na nocną łódź, a potem odbijamy od brzegu, wypływamy, a „mgła wyobraźni ciemnieje w oczach”. Jest naprawdę obiecująco.
Jako drugi, mamy pierwszy utwór premierowy pt. Black Moonlight, mocno dynamiczny i taneczny, zupełnie wyrywający nas z klimatu, w który wprowadził nas Nightboat. Niestety utwór ten, przypominający silnie to co Duran Duran prezentował na ostatnich albumach po prostu mnie nie zaskakuje [a lubię być zaskakiwany], mimo, iż kompozycyjnie i brzmieniowo całość może dołączyć do jednej z nieangażujących playlist. Takiej, której można słuchać w tle, bez skupienia, bez kontemlacji.
Trzecim utworem jest kolejny auto-cover pt. Love Voudou, którego pierwotną wersję możemy znaleźć na Duran Duran (The Wedding Album) z 1993 roku. Ani jedna ani druga wersja mnie nie powaliła i dla mnie jest to wyraźne tąpnięcie, po którym nie każdy będzie miał ochotę kontynuować odsłuch.
Jako czwarty na płycie jest pierwszy cover , którym jest Bury A Friend w oryginale będący kompozycją Billie Eilish i z tej potyczki Duran Duran wychodzą zwycięsko, bo ich wersja podoba mi się bardziej od oryginału, tętno płyty wraca, oddech zostaje przywrócony i można słuchać dalej.
Tętno zostaje też utrzymane przy piątym utworze, którym jest cover Supernature z repertuaru Cerrone, a więc gwiazdy francuskiego disco z lat 70. Tutaj mroczniejsza w swoim klimacie wersja Duranów trafia do mojego serca, bijącego jednak zazwyczaj dla klubu FC Melancholia.
Szósty track przynosi nam drugą premierową kompozycję, będącą jednocześnie tytułową kompozycją dla całego albumu. Dance Macabre to moim zdaniem najlepszy z premierowych utworów, odsyłający swoim trasowym brzmieniem prosto do lat 80. Jednocześnie widać w tym utworze swobodę zespołu, poczucie, że po prostu w tym czują się najlepiej, że w takich butach im najwygodniej, a skoro im wygodnie się idzie, to słuchaczowi wygodniej się słucha.
Secret Oktober 31st to trzeci auto-cover na „Dance Macabre”. Oryginał znalazł się na stronie B singla Union of The Snake z 1983 roku. Odnoszę wrażenie, że nowa wersja odchodzi nieco od klimatu lat 80., utwór nabiera swoistej powagi. Może po prostu w tym przypadku jest jak z winem, które leżakowało sobie w beczce od 1983 roku i nabrało nieco innego charakteru, mimo, iż wciąż jego bukiet zawiera dobrze znane nuty i odcienie słuchowe.
Niestety kolejne dwa utwory na płycie to kolejne tąpnięcia, których można nie przetrwać, a jeśli się to udaje, to głównie przez wzgląd na oryginalne wykonania tych utworów. Pierwszym z nich jest cover klasycznego Ghost Town The Specials z 1981 roku, a kolejnym Paint It Black The Rolling Stones. W obu przypadkach wersje Duran Duran spłaszczają utwory, upraszczają je i gubią gdzieś duszę, która pewnie sama z ciała wyleciała na dźwięk tego, co z jej oryginalnym ciałem robią muzyce Duran Duran, którzy zdecydowanie w tych dwóch przypadkach porwali się z motyką na słońce.
Kolejny utwór nasuwa mi podejrzenie, że źródełko pomysłów DD było na tyle płytkie, że by wypełnić płytę nie wystarczyło im coverować i autocoverować, ale musieli sięgnąć również po mashup, bowiem Super Lonely Freak to połączenie Lonely In Your Nightmare z płyty Rio z 1982 roku oraz przeboju Ricka Jamesa Super Freak z 1981 roku [jeśli nie przychodzi Wam do głowy ten kawałek, to przypomnijcie sobie sampel wykorzystany w U Can’t Touch This MC Hammera w 1990 roku].
Nieco lepiej wypada Spellbound a więc cover Siouxsie and The Banshese, w którym trudno doszukiwać się oryginału mimo podobieństw rytmicznych, ale już następujący później cover Psycho Killer z gościnnym udziałem Victorie De Angelis z włoskiego Måneskin, mimo, iż jest spójny ze stylistyką całej płyty, to nie dorównuje oryginałowi do pięt.
Kompozycją Dance Macabre zamyka trzeci i ostatni utwór premierowy Duran Duran, a więc Confession In The Afterlife, będące sprawną balladą, której słucha się całkiem przyjemnie.
Dance Macabre z jednej strony pozostawia wspomniany niedosyt, bo zdecydowanie wolałbym dostać do ręki płytę od początku do końca premierową. Duran Duran zabiera nas w mniej lub bardziej wyboistą podróż muzyczną przez blisko pięć dekad historii muzyki popularnej i jeśli tylko podejdziemy do tej podróży bez wielkich oczekiwań, tak jak się podchodzi do podróży 2. klasą, wiecznie opóźnionego pociągu PKP i obejdziemy się bez wizyty w chwilowo zamkniętym Warsie, a usta zwilżymy kawą z termosu, to możemy razem z zespołem dojechać do celu i nie utkniemy w szczerym polu.
Ocena: 3,5/6
Marcin Jurzysta
Lista utworów: Nightboat; Black Moonlight; Love Voudou; Bury A Friend; Supernature; Danse Macabre; Secret Oktober 31st; Ghost Town; Paint It Black; Super Lonely Freak; Spellbound; Psycho Killer (feat. Victoria De Angelis); Confession In The Afterlife
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: