IKS

Dry Cleaning – „Stumpwork” [Recenzja], dystr. Sonic Records

W dzisiejszych czasach, w których muzyka jest dostępna na wyciągnięcie ręki, artyści muszą się naprawdę bardzo mocno natrudzić, żeby stworzyć coś, po pierwsze oryginalnego, po drugie na tyle ciekawego, żeby wyróżnić się na tle innych twórców i zyskać uwagę słuchaczy. Dry Cleaning, kwartet z południowego Londynu jest przykładem zespołu , któremu ta sztuka udała się w pełni. Ich debiutancki album „New Long Leg” był dziełem, pozornie bez szans na większy sukces komercyjny. Pozbawiona wszelkich emocji wokalistka, beznamiętnie recytuje surrealistyczne teksty, gdzieś obok zespół gra muzykę, którą najprościej i najszybciej określić jako post punk. Jednak w przypadku Dry Cleaning nic nie jest oczywiste.

Powiedzmy sobie to otwarcie,  Londyńczycy nie wykonują łatwej i popularnej muzyki, a mimo to ich debiutancki krążek dotarł do 4 miejsca najlepiej sprzedających się albumów w Wielkiej Brytanii (i na 1 miejsce listy z muzyką alternatywną) , a tegoroczny występ na naszym rodzimym Off Festiwalu sprawił że namiot pękał w szwach. Po kilkunastu miesiącach od premiery „New Long Leg” ponownie pod skrzydłami wytwórni 4AD, zespół wydał swój drugi album zatytułowany „Stumpwork”. I choć złośliwi mogą się przyczepić, że pomysł, jaki mieli na siebie Dry Cleaning, był swoistym eksperymentem, tak oryginalnym i wyjątkowym, że mógł sprawdzić się tylko jako jednorazowy „strzał” i raczej nie ma prawa ponownie się udać. Patrząc na pierwsze recenzje i entuzjastyczne reakcje fanów, jednak wszystko wskazuje na to, że zespól znowu zagra na nosie malkontentom, a druga w dorobku płyta osiągnie sukces nie tylko artystyczny, ale i przy odrobinie szczęścia również komercyjny.

 

„Stumpwork” to w dużej mierze kontynuacja i rozwinięcie pomysłów z debiutu. W centralnym punkcie dalej znajduje się Florence Shaw ze swoimi wierszami, które stanowią kluczowy element twórczości Dry Cleaning. Florence bombarduje słuchaczy najróżniejszymi przemyśleniami, historiami z życia codziennego, które bardzo często ocierają się o nonsens. Stosuje liczne repetycje, czasami zmienia tempo w jakim opowiada swoje historie, czasem zaczyna nucić ( „Gary Ashby”  , „Driver’s Story”), innym razem staje się diabelnie poważna, ale przez większość płyty jej głos pozbawiony jest jakichkolwiek emocji. Nie każdy przekona się do takiego sposobu narracji, ale z drugiej strony nie wierzę, że ktoś przejdzie obojętnie obok twórczości Dry Cleaning, co już świadczy, że zespół pomimo niewielkiego stażu wypracował swój własny rozpoznawalny i unikalny styl. Florence z zawodu jest wykładowcą akademickim (podobnie jak kolega z zespołu Tom Dowse), studiowała ilustrację w Camberwell College of Arts, a następnie komunikację wizualną w Royal College of Art, co na pewno tylko spotęgowało sposób, w jaki postrzega świat, a następnie go opisuje w swoich tekstach.

 

Na koncertach artystka stoi na scenie, praktycznie bez ruchu,  błędnie wpatrując się w jakiś punkt w oddali, delikatnie gładząc włosy.  Ma w sobie coś hipnotyzującego, co przykuwa uwagę słuchaczy, ale pod żadnym pozorem nie wolno zapominać o pozostałych członkach zespołu, którymi są Lewis Maynard, Tom Dowse i Nick Buxton.  Twór o nazwie Dry Cleaning to nierozłączna całość, która składa się z prezentowanej w bardzo oryginalny sposób poezji i towarzyszącej jej muzyki (i vice versa) , a na „Stumpwork” widać niezwykle wyraźnie jak dobrze zgraną maszyną jest londyński kwartet.

 

Podobno, gdy Florence dołączyła do zespołu, nie miała najmniejszego doświadczenia estradowego, co według mnie  wpłynęło tylko na autentyczność projektu. Na  „Stumpwork” czuć, że zespół po długiej światowej trasie w pewnym sensie „dotarł się”, a ich styl uszlachetnił. Za produkcje ponownie odpowiada legendarny John Parish, znany głównie ze współpracy z PJ Harvey, ale też z Eels czy Aldous Harding.  Tym razem próbuje iść o krok dalej i co najważniejsze, udaje mu się to, przez co płyta jest znacznie bogatsza i złożona. Gdzieniegdzie pojawiają  się instrumenty dęte, jak saksofon w jazzującym „Liberty Dog”  czy trąbka w „Conservative Hell” z bardzo ciekawą instrumentalną końcówką oraz z etnicznymi smaczkami. Z każdym kolejnym numerem wyraźnie czuć, że zespół nie boi się eksperymentować, przez co materiał nie jest aż tak surowy i znacznie zyskuje na melodyjności. Widać to niemal na każdym kroku – od brzęczącej gitary w „Kwenchy Kups” po funkowy bas w „Hot Penny Day”.

 

 

Autorami okładki są Annie Collinge oraz Rottingdean Bazaar, odpowiedzialni między innymi za teledysk do „Scratchcard Lanyard”, a efektem ich pracy jest dzieło, krótko mówiąc kontrowersyjne.  Ale chyba taka właśnie ma być sztuka, ma wzbudzać w odbiorcach najróżniejsze skrajne emocje, a obok zdjęcia zdobiącego front „Stumpwork” wprost nie można przejść obojętnie.

 

W sieci krąży anegdota o tym, jak po występie w jednym z amerykańskich programów rozrywkowych do Florence Shaw podeszła Marina Abramović i poprosiła o zdjęcie. Każdy, kto zna prace serbskiej performerki, wie że jej ciało jest podstawowym medium, jakim wyraża swoją twórczość i tak chyba jest też z Florence Show. Jej pozbawiona emocji twarz i  zastygłe w bezruchu ciało jest nośnikiem treści wierszy.  Taki unikalny przekaz wynosi twórczość, jakby nie było rockowej kapeli, na zupełnie inny poziom. „Stumpwork” jest rozwinięciem pomysłów z debiutu i pod tym względem wypada bardzo dobrze. Jest dziełem o wiele bardziej dopracowanym i przemyślanym, ale nie zaskakuje tak jak „New Long Leg”. Dry Cleaning z każdym kolejnym singlem i występem na żywo buduje swoją legendę. Powstaje pytanie na jak długo wystarczy im pomysłów by utrzymać tak wysoką formę? Ja osobiście czekam na to, co wydarzy się dalej, włącznie z marcowym koncertem w Warszawie.

 

Ocena (w skali szkolnej 1-6): 5 zestawów do czyszczenia na sucho

🧹🧹🧹🧹🧹

 

Grzegorz Bohosiewicz

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz