IKS

Do granic | reż. Alejandro Rojas, Juan Sebastián Vasquez | Film [Recenzja] | dystr. Gutek Film

Bilet na „Do granic” (Alejandro Rojas\Juan Sebastian Vasquez) kupiłam niezwłocznie po obejrzeniu dwuminutowego trailera. Dwie minuty wystarczyło, żeby utrzymać w napięciu tak intensywnie, że wzbudziło zainteresowanie i zapotrzebowanie na więcej. I tak trafiłam do kina w dzień ostatniego przedpremierowego pokazu. Premiera miała miejsce w ostatni piątek.

Cały film utrzymuje widza w napięciu równie dobrym, jak sam trailer. Dodatkowo uznaję za wielki plus, że film trwa niespełna 80 minut, co jest absolutnie wystarczające aby utrzymać skupienie na tym samym niezmiennym poziomie i nie przeciągnąć tematu do pierwszej granicy znudzenia. I od razu należy dodać, że zakończenie w punkt – zaskakujące i równie niespodziewane, jak wszystkie kolejne sekwencje scen w filmie.

 

Jest 2019 rok, prezydent Donald Trump prowadzi kampanię zbierania funduszy na budowę płotu\muru na granicy z Meksykiem… a właściwie na granicy z Ameryką łacińską. USA nie chce i nie lubi obcych. Film jest bardzo skromny:  w sceny, w aktorów, w sam przebieg akcji. Sprowadza się właściwie do dwóch głównych bohaterów, kilku celników z nowojorskiego lotnika  i przypadkowych statystów. Miejsce akcji – lotnisko w Nowym Jorku, przez chwilę hala przylotów a ostatecznie jeden pokój przesłuchań, do którego trafiają główni bohaterowie: Diego i Elena. Nic nie zapowiada utknięcia w sali migracyjnych przesłuchań. Ot młoda para postanawia wyruszyć w podróż po nowe życie do wolnej, demokratycznej, otwartej dla wszystkich albo prawie dla wszystkich Ameryki gdzie, jak wiadomo spełnia się marzenia. Ona jest Hiszpanką, on Wenezuelczykiem, są parą od kilku lat i mieli to szczęście, a właściwie ona miała, (co okazuje się nie bez znaczenia), że wygrali w loterii darmową wizę uprawniającą do wjazdu do kraju nieograniczonych możliwości.

 

zdj. materiały promocyjne / Gutek Film

Chyba od początku miałam wrażenie, że Diego na wyjazd do Ameryki denerwuje się trochę bardziej niż jego partnerka, choć to ona w swoim zdenerwowaniu jest bardziej ekspresyjna. Jako para wyglądają jak zwyczajnie podekscytowani i zestresowani wyjazdem ludzie, którzy zdecydowali się porzucić dotychczasowe, wspólne życie w Hiszpani na rzecz nowego, na drugiej części globu.

Utykają niespodziewanie na hali odlotów, gdzie planowali bezproblemowo przesiąść się do kolejnego samolotu na Florydę do Miami. Utykają  ku wielkiemu  własnemu zaskoczeniu, bo nic nie wskazywało na to, że zostaną poproszeni na indywidualne przesłuchanie w celu ustalenia po co i dlaczego chcą wyjechać do Ameryki. Przecież wizę wygrali legalnie, nie są karani, spełniają wszystkie wymagania formalne, są przygotowani. Jednak z jakiegoś powodu budzą wątpliwości, które w ciemnym pokoju przesłuchań usiłują rozwiać celnicy. I jak dla mnie, to 70 minut przesłuchania to taki wielowątkowy dramat, który warto obejrzeć.

 

zdj. materiały promocyjne / Gutek Film

Po pierwsze dramat przesłuchania – bo w sumie nikt nie lubi być przesłuchiwany. A nie lubi tym bardziej, gdy przesłuchanie zdaje się z minuty na minutę być coraz bardziej absurdalne i groteskowe.

Nie wystarczają już pytania o cel podróży, posiadane zasoby finansowe, plany zawodowe i prywatne w nowym miejscu zamieszkania. Przesłuchanie staję się prywatne na tyle, że wzbudziłoby niepokój w każdym w tej samej sytuacji. Jakie są wasze stosunki z rodziną? Czy matka toleruje twojego chłopaka? Dlaczego nie jesteście małżeństwem? Czy ze sobą sypiacie a jeśli tak, to jak często? Dlaczego nie posiadacie dzieci? Czy byliście w innych związkach i czy byliście wówczas zakochani w swoich byłych partnerach bardziej niż w tych obecnych.

 

Słuchałam tych szczegółowych pytań z takim samym zdenerwowaniem i niedowierzaniem jak sami przesłuchiwani. Czy naprawdę na granicy celnej ktokolwiek ma prawo zadawać mi pytania dotyczące mojego życia erotycznego? Czuje się w filmie takie uwięzienie bohatera w sytuacji bez wyjścia – w zderzeniu z urzędniczym aparatem państwowym. Mundur urzędniczy robi swoje. Wiesz, że twoja pozycja jest słabsza, zatem poddajesz się sytuacji chociaż tego nie chcesz i czujesz, że jest to dla ciebie mocno niekomfortowe. Przestajesz wierzyć swojej intuicji  na temat tego, gdzie są granice twojej prywatności, czy są gdziekolwiek. Czy to już ten moment, w którym możesz głośno zareagować w proteście na łamanie tych granic? I w każdej chwili, w której wydaje ci się że to już jest ten moment na protest – to przypominasz sobie, że przecież cel uświęca środki a z a drzwiami czeka Ameryka. Ale czy jest tego warta? Może jednak trzeba wstać, wyjść wrócić do siebie – dosłownie i w przenośni.

 

zdj. materiały promocyjne / Gutek Film

Po drugie dramat migracyjny. Żyjesz w wolnym kraju w Europie i wydaje Ci się, że jesteś równouprawnionym obywatelem tego świata. Płacisz podatki, pracujesz, nikomu nie wadzisz, w granicach prawa możesz prawie wszystko i wszędzie.

A może bohaterom się  „tylko wydaje” i nagle zderzą się z rzeczywistością, która im  udowodni, że jest jednak trochę inaczej – nie tak jak im się wydaje tylko tak, jak ktoś inny o tym zdecyduje. Niby nikt w tym pokoju przesłuchań nie mówi nikomu wprost, czy jest mile czy niemile widziany, ale z minuty na minutę masz coraz większą ochotę wyjść i samodzielnie zrezygnować ze swojego amerykańskiego pomysłu na życie, póki jeszcze masz poczucie, że możesz decydować o czymkolwiek.

 

Elena ma łatwiej bo pochodzi ze starego kontynentu – jest uprzywilejowaną, białą  kobietą z Unii Europejskiej, ma dowód, paszport i obywatelstwo. Diego nie ma już tak dobrze bo pochodzi z kraju pełnego przemocy, korupcji i politycznych zamieszek – z Wenezueli – a na granicy budowany jest płot żeby tacy jak on do północnej Ameryki jednak nie trafiali. Jest taka ciekawa scena, w której celniczka mówi „bardziej szanuję tych, którzy przedzierają się przez zieloną granicę”. Można w tym filmie obserwować kto jest obywatelem, jakiej kategorii i że w związku z tym skategoryzowaniem należą się, albo nie, przywileje w traktowaniu. A co najciekawsze w tym wszystkim: lotniskowi urzędnicy są albo czarnoskórzy albo są Latynosami, co tym bardziej uwidacznia brak przyzwoitości w równym traktowaniu.

 

zdj. materiały promocyjne / Gutek Film

Po trzecie dramat prywatny. Diego i Elena to zdaje się zwyczajna międzynarodowa para – Wenezuelczyk i Hiszpanka. Kochają się, żyją w wolnym związku i chcą, bo tak postanowili zamieszkać w Ameryce.

Tymczasem lotniskowa sytuacja sprawia, że przestają być oczywistością. Są przesłuchiwani razem albo osobno. Zadawane są im  te same pytania, na które padają różne odpowiedzi, których to odpowiedzi oni sami nie mają czasu ze sobą nawzajem konfrontować i chyba z każdą minutą chcą je konfrontować coraz mniej. Zaczyna być wątpliwie. Czy się znają i kochają tak szczerze, jak im się wydawało? Czy wiedzą o sobie wystarczająco, żeby mieszkać ze sobą nadal na drugim końcu świata? A może jednak są fikcją? Być może tylko udają przed celnikami a co więcej przed sobą nawzajem, że są tacy zwyczajni, zakochani i wolni?

Przesłuchanie kończy się po 77 minutach. Usłyszeli czy nie „Congratulations, welcome in USA”? Czy otrzymali wymarzone stemple w paszportach? Czy ich życie będzie takie samo niezależnie od tego czy zamieszkają razem czy osobno, w Wenezueli, w Hiszpani czy Miami? Czy są parą i czy się kochają albo choćby lubią? Sprawdźcie czy im się udało razem wyjść z lotniska tak samo, jak na nie weszli … trzymając się za ręce.

 

Ocena: 5/6

   Sylwia Ratajczyk

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz