Jeśli myślicie, że w folkmetalu wszystko zostały już powiedziane, posłuchajcie debiutanckiej płyty Czarnego Bzu. “Ludzie, duchy, bogi” to słowiańska tradycja na sterydach. I niewykluczone, że czymś jeszcze…
Renesans kultury opartej na mitologii słowiańskiej w ostatnich latach nabiera impetu. Muzyka rockowa była jednym z pierwszych gruntów, na których to zjawisko odcisnęło swoje piętno. Co więcej, rodzimi artyści nie spoczywają na laurach i dalecy są od zjadania własnego ogona, nieustannie starając się odświeżać tradycję nowoczesnymi smaczkami. Przykładem tego jest skarżyski kwartet Czarny Bez. Jego pierwszy, wydany w lipcu 2022 przez wytwórnię Via Nocturna album Ludzie, duchy, bogi, to odważna wycieczka w odmęty słowiańskiej historii, zilustrowana wybuchową mieszanką brzmień z pogranicza folku, metalu, industrialu i djentu. Prawdziwa gratka dla fanów dzikich pląsów z Jaryłą, Welesem, Marzanną i całą resztą frywolnej czeredy dawnych bóstw Polan i Wiślan.
“Ludzie, duchy, bogi” okazuje się płytą bardzo dojrzałą, a jednocześnie nagraną z dużym luzem i polotem. Muzycy od początku do końca wiedzą, co i w jaki sposób chcą przekazać. Folkmetal jest jedynie punktem wyjścia do złożonej koncepcji artystycznej. Mamy więc sporo ostrej jazdy w klimacie żywcem wyjętym z dokonań Rammsteina (“Postrzyga”, “Jaryło, Jaruna, Jarowit”). Mamy smakowite kąski elektroniczne, gdzie syntezatory umiejętnie mieszają brzmienia elektro z tradycyjnymi instrumentami folkowymi. Nie brakuje wpadających w ucho refrenów (“Noce kupały”), ani zaskakujących zwrotów kompozycyjnej “akcji” (“Wodnica”). Teksty zaś pełne są poezji i nie ograniczają się tylko do przedstawiania relacji z igraszek zażywanych podczas równonocy letniej, lecz podejmują ważne tematy społeczne i religijne (“Łysiec”) czy egzystencjalne (“Kołowrót”).
Dalsza część recenzji pod teledyskiem
Każdy z instrumentów dokłada istotną cegiełkę do całokształtu brzmienia. Ciężkie riffy gitarowe wraz z bębnami budują solidny dźwiękowy fundament, któremu magicznej aury dodają syntezatory. Nad wszystkim unosi się władczy głos wokalistki. “Luba” dysponuje potężnym altem, który dawkuje jednak dość oszczędnie. Bo co potrafi z nim zrobić, tego próbkę pokazała m.in. w „Perunie”. Aż się prosi, by tak odlatywać częściej.. Skądinąd muszę przyznać, że słuchając Czarnego Bzu nieraz miałem wrażenie, że słyszę nie kogo innego, jak samą Anję Orthodox. W barwach obu pań da się wychwycić wiele podobieństw. Oddając hołd klasycznemu śpiewaniu folkowemu, Luba często korzysta z charakterystycznych dwudźwięków – jeden głos zostaje zwykle na jednym z dźwięków triady harmonicznej, a pozostały prowadzi główną melodię. Stąd płynie ten specyficzny folkowy zaśpiew. Zresztą bardzo fajnie z harmonią (a szczególnie ze skalą harmoniczną) bawi się też gitara, aż szkoda że solówek jest na lekarstwo.
Płytę charakteryzuje wysokiej klasy produkcja, nad którą czuwał właśnie gitarzysta Bzu, Widun. Warto wspomnieć też o oryginalnym wizerunku bandu. Męska część zespołu nosi dehumanizujące maski podczas koncertów a stroje członków grupy są w klimacie steam punk, rave, goth. Coś pomiędzy starym Slipknotem a czeskim Dymytry. Jak to się ma do słowiańskiego elektro-folkmetalu? Przyznam, że nie wiem, ale ekipa wygląda kozacko, zatem czemu nie?
Dawni słowianie używali czarnego bzu do warzenia czegoś w rodzaju soku z gumi-jagód, dzięki którym szybciej wracali do zdrowia i zyskiwali supermoce. Nie wiem, co pili muzycy Czarnego Bzu, przy nagrywaniu swojej debiutanckiej płyty, ale dobrze im to weszło. I myślę, że wejdzie każdemu, kto ma słabość do rodzimego folku, a jednocześnie ceni świeżość, crossover i nowatorskie podejście do kompozycji i brzmienia.
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 perunów
⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️
Grzegorz Morawski
Lista utworów:
01 Intro
02 Postrzyga
03 Jaryło, Jaruna, Jarowit
04 Spotkanie Z Welesem
05 Łysiec
06 Marzanna
07 Noce Kupały
08 Wodnica
09 Perun
10 Świślina
11 Kołowrót
12 Ludzie, Duchy, Bogi (Outro)
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1