Yórgos Lánthimos w swoim najnowszym filmie „Biedne istoty” zapewnia widzom niemal dwie i pół godziny rozrywki bawiąc się konwencją, obrazem i językiem. Scenariusz, którego autorem jest Tony McNamara, powstał na podstawie powieści Alasdaira Graya. Twórcy stworzyli produkcję oryginalną, dziwną, a przy tym bardzo strawną. Niezwykłe i niebanalne są też muzyka, oniryczne obrazy, tła, czy sytuacje, w jakich znajdują się bohaterowie. Jednocześnie nie czuć w całości patosu czy ciężaru, który czasem towarzyszy obrazom innych reżyserów walczących ze status quo kina: von Triera, Aranofsky’ego czy Van Santa.
Grany przez Willema Dafoe, doktor Godwin Baxter – sam wizualnie przypominający potwora stworzonego przez naukowca Frankensteina z powieści Mary Shelley – poprzez eksperyment medyczny tworzy Bellę. Umysł dziecka umieszcza w ciele dorosłej kobiety. Dziewczyna stopniowo dojrzewa, będąc w burtonowski sposób jednocześnie urocza jak i straszna. Towarzyszymy jej w krętej drodze ku budowaniu osobowości i niezależności.

Emma Stone, która wcieliła się w rolę Belli Baxter, stworzyła postać wyjątkową, ze wszelkimi zadatkami na otrzymanie statuetki Oscara.
Przeraża, bawi, imponuje pokazem pracy ciałem, oddając dziecięcą niezdarność skrytą w ciele dorosłej kobiety. To po „Faworycie” kolejny wspólny film Emmy Stone i Yórgosa Lánthimosa, a szykują już następny o tytule „Kinds of Kindness”. Coś we współpracy tego duetu zdaje się sprawdzać i widać w tym teamie zaufanie, bowiem kreacja Stone wymagała sporej odwagi, choćby z uwagi na często pojawiające się rozbierane sceny amerykańskiej aktorki. Zresztą, oboje zmuszeni byli już bronić ich przed słowami krytyki o uprzedmiatawianiu ciała kobiety w kontekście epizodu paryskiego w tym filmie.
Rewelacyjny jest też Mark Ruffalo, który również sprostał wyzwaniu zagrania wszechstronnej, wymagającej ale i pełnej humoru roli Duncana Wedderburna. Pełna przesady i komizmu kreacja miała swój wielki moment w scenie tańca autorstwa Belli i Duncana. Przerysowany amant zagrany przez Ruffalo to godny partner dla nieposkromionej Belli.

Czytając inne recenzje „Biednych istot” zauważyłem, że dla kilku krytyków to zbyt oczywisty, prosty obraz Lánthimosa.
Produkcja jest dla niektórych wręcz „zbyt oscarowe”. Znajdziemy w recenzjach też porównania do „Barbie”. „Biedne Istoty” są dla niektórych dziennikarzy bardziej artystyczną i mądrzejszą deformacją filmu Grety Gerwig. Ciekawe, chwytliwe porównania, ale czy trafne? To widzu oceń już sam. Produkcja ujmuje na pewno odsłoną wizualną autorstwa Robbiego Ryana, zabawą obiektywami, użyciem fish-eye’a nadającego w wybranych momentach tonu retro. Operator kamery bawi się też wielokrotnie zoomem, a całościowy obraz sprawia wrażenie namalowanego, rodem ze snu czy niekiedy wręcz pobudzonego do życia płótna. Barokowe wnętrza i kostiumy, a także secesyjna architektura oraz przerysowane kolory dopełniają dzieła wizualnej groteski. Gdzieniegdzie odczuwałem też podobieństwa do absurdów światów kreowanych przez Tima Burtona, szczególnie w przypadku domowych pupili, kolejnych wyników eksperymentów doktora Godwina Baxtera.
Nieodłącznym elementem produkcji Lanthimosa jest czarny humor i groteska. Podróż i droga ku dojrzewaniu Belli jest sprawą jak najbardziej poważną, niemniej sposoby, w jaki poznaje swoje ciało, jak buduje się jej siła, charakter i osobowość budzą uśmiech. Śmiejemy się tu jednak raczej z patriarchalnych oczekiwań, fobii, lęków oraz z tego jak łatwo odwracają się role manipulanta i manipulowanego. Bezsprzecznie obraz greckiego reżysera mocno uderza w patriarchat i brutalnie rozprawia się z opresyjnym męskim światem. Bohaterka co rusz musi wyzwalać się spod więzów swojego stwórcy, innych mężczyzn oraz wszelkich ram, w które wrzucane są od zawsze kobiety.

Wrażenie zrobiła również na mnie ekscentryczna muzyka autorstwa Jerskin’a Fendrixa (pseudonim sceniczny 28-letniego dżentelmena, Joscelin’a Dent-Pooley’a).
Jest to debiut tego muzyka, jeśli chodzi o muzykę filmową. Stworzył ją w większości wyłącznie w oparciu o scenariusz i wstępny design filmu skupiając się na oddaniu emocji bohaterów. Pełno tu fletów, obojów czy organów. Im dziwniej, tym lepiej. Współgra to wszystko doskonale z obrazem Lanthimosa.
Treści socjologiczne, etyczne oraz polityczne zostawiam widzom do własnej interpretacji i oceny. Dla jednych ten obraz przedstawia je w zbyt błahej formie, inni pewnie tak tego nie ocenią. Ja byłem oczarowany formą, konwencją, ogromem pracy designerskiej. Ale film nie jest tylko i wyłącznie dziwny, tudzież efekciarski. To artystycznie ciekawe i mądre kino z dużą dozą humoru i ironii, pozostawiające na koniec w widzu sporo satysfakcji ale i refleksji. Obraz zdobył już w tym roku Złotego Globa dla musicalu lub komedii, teraz pora pościgać się o Oscary.
Ocena: 5,5/6
Paweł Zajączkowski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: