IKS

Beyoncé – „Cowboy Carter” [Recenzja] dystr. Sony Music Poland

Beyoncé, autorka takich światowych hitów jak „Halo”, „Crazy In Love” czy „Single Ladies” powraca z nowym, ósmym w jej dorobku, albumem pod tytułem „Cowboy Carter”. Wcześniejszy „Renaissance” cieszył się ogromnym zainteresowaniem, a światowa trasa promująca ten album obejmowała aż 56 koncertów, w tym dwa występy w Polsce. Nie było mi dane być na żadnym z nich, jednak słyszałam od wielu znajomych, że zrobiła niesamowite show. Zresztą trudno się dziwić, biorąc pod uwagę jak bardzo utalentowaną jest artystką.

Najnowszą płytę zapowiadano jako różnorodną brzmieniowo i mocno zakorzenioną w muzyce country. Nie jestem fanką tego gatunku i moje odczucia po przesłuchaniu całości nadal to potwierdzają. Płytę otwiera „Ameriican Requiem” i jak dla mnie nie jest to najlepsze rozpoczęcie. Piosenka trwa ponad 5 minut i niestety nudzi słuchacza. Osoba, która włączy jej album – po takim openerze – może się dość szybko zniechęcić.

 

 

W trakcie słuchania reszty materiału, tak naprawdę dopiero siódma piosenka na trackliście „Texas Hold ‘Em”  wywołuje we mnie pozytywne odczucia.

Wcześniejsze utwory, choć przyjemne w odbiorze, lekko mnie rozczarowują. Po tak wybitnej piosenkarce spodziewałam się zdecydowanie czegoś lepszego. Druga część albumu również niespecjalnie przypadła mi do gustu, chociaż akurat taki „ Riiverdance” wpada w ucho. Bardzo podoba mi się jego brzmienie i myślę, że do tej piosenki dość często będę wracać.

 

Na płycie pojawiają się oczywiście goście, m.in. Miley Cyrus, Post Malone czy Dolly Parton. „II Most Wanted” w duecie z Cyrus brzmi niesamowicie. Połączenie głosów tych dwóch wokalistek wyszło bardzo naturalnie, ich wokale świetnie się uzupełniają, co powoduje, że to jeden z najlepszych momentów albumu. Duet z Post Malone „Levii’s Jeans” również wypada zacnie. Trochę się bałam tego mariażu, ale finalnie ta kolaboracja wyszła nadspodziewanie dobrze. Niestety pozostałe gościnne występy nie wywołały we mnie większych emocji, nawet te gdzie udzielają się giganci sceny country jak Dolly Parton, czy Wille Nelson.

 

BLAIR CALDWELL/PARKWOOD ENTERTAINMENT LLC

 

„Cowboy Carter” była momentami przyjemną muzyczną podróżą, jednak finalnie nie pozostawiła we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji.

Fakt, płyta ma wielu wielbicieli, jednak ja nie jestem jedną z nich. Cały album trwa grubo ponad godzinę, co moim zdaniem jest za długo jak na taki format i spokojnie można byłoby go odchudzić. Choć kilka piosenek trzyma poziom, to większość niczym się nie wyróżnia i nie jestem w stanie przypomnieć sobie ich melodii. Mimo, że czytałam sporo na temat różnorodności brzmień utworów, to w moim odczuciu przeważająca cześć niestety zlewa się ze sobą. Aby jednak nie tylko marudzić, doszukałam się pewnych pozytywów. Przede wszystkim to głos Beyoncé, który brzmi rewelacyjnie w każdym momencie. Jakbym miała oceniać tylko jej umiejętności wokalne, to zdecydowanie dałabym 6/6. Również produkcja stoi na najwyższym poziomie, ale to w przypadku artystki tego kalibru raczej oczywista-oczywistość.

 

Podsumowując, jestem jednak rozczarowana tym krążkiem. Może będę wracać do kilku utworów, które wpasowują się w mój gust, ale do całej płyty już raczej nie. „Cowboy Carter” jest  jedynie poprawną pozycją w dyskografii pani Knowles-Carter i  żadna z przedstawionych przez nią piosenek nie jest na miarę jej wcześniejszych światowych hitów.

 

Ocena 3/6

Julia Poćwiardowska

 

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Katka

    W sumie wyglada to jak recenzja, tylko niestety nie wzbudza emocji, niczym się nie wyróżnia i nie jestem w stanie przypomnieć sobie, o czym jest. Momentami przyjemna, nie pozostawiła jednak we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji. I nie ma w tym nic dziwnego, bo jest O NICZYM
    Sumując – jestem jednak rozczarowana.

    A tak poważnie:
    Droga Redakcjo, zatrudnijcie prawdziwego recenzenta!

    1. Mariusz Jagiełło

      Dziękujemy za pstryczek w nos 🙂 Zawsze nas takowe motywują 🙂 Recenzenci maja u nas różny poziom – niektórzy są na dorobku, ale biorąc pod uwagę, że jesteśmy totalnie niezależna stroną i nikt nas nie finansuje – przyjmujemy również do redakcji osoby, które dopiero uczą się pisać. W skład redakcji wchodzą jednak też osoby, które są wieloletnimi dziennikarzami 🙂 Niemniej nie jesteśmy doskonali i mamy tego pełna świadomość. Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do czytania tez innych tekstów oraz do podpisywania się imieniem i nazwiskiem 🙂

Dodaj komentarz