IKS

Bękart | reż. Nikolaj Arcel | film [Recenzja] dystr. Best Film

Poczytna w krajach skandynawskich powieść z roku 2020, „Kaptajnen og Ann Barbara”, autorstwa Idy Jessen, dość szybko doczekała się ekranizacji. I nic w tym dziwnego. Czas znów głośno przypomnieć, że historie o pionierskości w zdobywaniu nowych ziem, to nie tylko domena Amerykanów. Wszak nasza europejska tożsamość również wykuwała się w ekstremalnie trudnych warunkach, a liczne dziejowe resety prowadziły do głębokiego sprawdzania charakterów.

Uważam, że zapotrzebowanie na lokalne „westerny” jest ogromne. Szczególnie w czasach, gdy wyraźnie zaciera się granica pomiędzy dobrem, a złem, a nasza zachodnia cywilizacja zmierza ku schyłkowi. W takich momentach należy przypominać sobie, że europejski obszar kulturowy nie został ściągnięty z App Store’a w formie darmowej aplikacji, którą uruchamia się QR-kodem zeskanowanym z kubka sojowego latte, lecz powstawał w trudzie, znoju, nierówności klasowej i na bardzo nieprzyjaznym tle społecznym. Lukę tę, częściowo, zagospodarowuje „Bękart” – duńsko-szwedzko-niemiecki film w reżyserii Nikolaja Arcela, z Madsem Mikkelsenem w roli głównej, czyniąc to z niemniejszą gracją niż nasze rodzime „Prawo i Pięść” z roku 1964. Tyle, że dzieło współczesne sięga fabularnie do wieku XVIII, a zatem do czasów jeszcze bardziej dzikich, surowych, niesprawiedliwych i szalonych niż obraz z Gustawem Holoubkiem.

 

zdj. Henrik Ohsten, Zentropa/ materiały prasowe Best Film

 

Jaki jest największy (poza samą porywającą historią i oczywiście doskonałym aktorstwem Mikkelsena) plus „Bękarta”?

Cudownie wyczuty balans pomiędzy kinem o międzynarodowym standardzie, który ma prawo porwać miłośników sensacji z Denzelem Washingtonem, a kameralnością kina europejskiego, lokalnego, a nawet skandynawskiego. Podziwiam wytwory kulturowe, które nie wstydzą się swojej tożsamości, a jednocześnie nie są nią obciążone niczym ciężką kulą. A zatem możemy liczyć na wszystko, co powinno znajdować się w pakiecie dobrze dopracowanego dzieła filmowego: wspaniałe zdjęcia, doskonałe (bo niezwykle naturalne) świecenie, nieprzegięta muzyka, perfekcyjna scenografia, kostiumy, wnętrza, plenery, obiekty, charakteryzacja.

 

zdj. Henrik Ohsten, Zentropa/ materiały prasowe Best Film

 

To tyle, jeśli chodzi o tło techniczne. A na jakie najważniejsze pytania próbuje odpowiedzieć film?

„Życie to chaos” – tę frazę wielokrotnie powtarza antagonista głównego bohatera, chcąc tym samym go „oświecić” swoją toksyczną „mądrością”, zdemoralizować i jednocześnie zmusić do poddania się. Narracja wiedzie nas jednak ciągle w nieco inną stronę, niż moglibyśmy zakładać na początku. Po sporej dawce emocji, opartych o serię nieprawdopodobnych zwrotów, szczęśliwych zakończeń, urwanych wątków, małych porażek i pozornych zwycięstw prowadzeni jesteśmy do uniwersalnej, humanistycznej i pięknej konkluzji, która leży daleko od świętoszkowatych morałów, ale z pewnością może stanowić głębokie pokrzepienie.

 

zdj. Henrik Ohsten, Zentropa/ materiały prasowe Best Film

 

Czy niezłomnemu Ludvigowi uda się pokonać złego hrabiego? Czy uda mu się skutecznie założyć ziemniaczaną kolonię na jałowej ziemi? Czy to wszystko, co początkowo wydaje się nam ważne, pozostaje ważnym do samego końca? Przekonajcie się sami, bo naprawdę warto.

 

Ocena: 5/6

    Michał Dziadosz

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz