IKS

Bartłomiej Pasiak – Filmowe podsumowanie roku 2021 [Felieton]

bartlomiej-pasiak-felieton

Pamiętam pewną scenę z kina, kiedy byłem na premierze „Diuny”. Wszyscy moi czytelnicy wiedzieli, że czekałem na ten film jak na wyzwolenie. Od pandemii szczególnie, bo przecież ta mała cholera przełożyła nam dzieło Villeneuve’a kilka razy. Traktowałem ten dzień bardzo emocjonalnie, a przyszedł akurat wtedy też czas moich różnych sercowych odlotów. Zatem seans był jak powiew wolności. Jednak jeszcze przez seansem zauważyłem, że chyba nie jestem największym sympatykiem Arrakis, który znajdował się na sali.

Przede mną usiadł pan w średnim wieku w swetrze. Usiadł trzymając butelkę wina (nie znam szczegółów), a w drugiej ręce miał kieliszek. To jest dopiero celebracja kina! Nie kupił 1,5 litra gazowanego napoju, który pewnie jeszcze został rozcieńczony wodą, a wziął wino. Napój, który od tysięcy lat kojarzy się z celebracją. Ja jako abstynent nie poszedłem w tę stronę świętowania mojej przygody z czerwiem, ale doceniam symbolikę i utkwiło mi to w pamięci.
 

Mam napisać filmowe podsumowanie minionego roku. Nie będzie tu jednak żadnego top10 najlepszych albo najgorszych produkcji.

Nie napiszę po raz setny, że hitami stały się „Diuna”, „No Time To Die” albo „Spider-Man: No Way Home”. Chcę zwrócić się w stronę prawdziwej dziecięcej radości, która czasami przychodzi do mojego serca, gdy oglądam filmy. Zresztą właśnie w ich obecności dzieje się to najczęściej. Jeśli ta forma nie pasuje, to przepraszam bardzo. Jednocześnie nie martwcie się, ponieważ zapewne na większości innych portali przeczytacie tysięczny raz o tym samym. Nawet zacząłem pisać w ten sposób, ale obrzydziłem się swoim własnym pisaniem.
 

Kocham chodzić do kina, ale czasami nie było to możliwe. Pierwszy mój seans był dopiero w maju.

Wcześniej radowały mnie platformy streamingowe, na których mogłem coś obejrzeć. Niestety różnie z poziomem tamtych nowych produkcji bywa, więc najczęściej korzystałem z ich klasycznej biblioteki filmów i seriali. Są seanse, których nigdy nie zapomnę. Niekoniecznie filmów nowych. W 2021 jednym z piękniejszych przeżyć była projekcja „Narodzin gwiazdy”. Za pierwszym razem w okolicach premiery widowiska miałem wrażenie, że produkcja z Gagą i Cooperem w rolach zakochanych muzyków była po prostu ok. Dzisiaj dalej jest ok, ale dołożyłem do tego pewien bagaż emocjonalny, który pozwala mi inaczej spojrzeć na relacje bohaterów. Te piosenki zaczęły przeszywać moje serce jeszcze bardziej. Pamiętam wzruszenia, piski i żywe reakcje na kolejne sceny. Tego się nie zapomina. Kocham miłość. Niekoniecznie moją. Kocham przyglądać się, gdy ktoś jest w swoim tymczasowym niebie, które wydobywa się z jakiejś pasji, wspomnień, melancholii. To widać w czyichś oczach. I to widziałem w mojej towarzyszce seansu. To było piękne. Tak na moich oczach rodziła się gwiazda, której blask sprawił, że to właśnie to wspomnienie znajduje się w moim podsumowaniu.
 

W kinie natomiast najbardziej przeżywałem „Wszystkie nasze strachy”.

Później tak pisałem: „„Wszystkie nasze strachy” wywołały u mnie tęsknotę. Jak mógłbym celebrować życie bez Ciebie mój przyjacielu/moja przyjaciółko? Czy ktoś i Ciebie zabije? Czy mam być aż tak samotny? Boję się. Boję się Twojej nieobecności. A może i mnie zabiją? Nie wiem. Na każdego znajdą jakiś powód do mordu”. Dalej się nad tym wszystkim zastanawiam i czuję tę pustkę, której nawet nie ma. Jednak sama możliwość jej wystąpienia jest moim strachem. Jako osoba wierząca dodatkowo łączą się z bohaterami. Widzę, co robią ludzie. Słyszę, czuję. To nie są jednostkowe sytuacje, to prawdziwe prowokacyjne ataki na naszych bliskich. A ten film walczy. Jednak nie jest obrazoburczy, nie niszczy niczego. Jednak podaje rękę i proponuje dialog. Dodam tylko, że na sali kinowej nie było zbyt dużo młodzieży, większość stanowiły osoby starsze. To napawa nadzieją na jakieś porozumienie. Szkoda, że tegoroczny Sylwester wypada w piątek, bo to oznacza również premiery kinowe. Zatem w moim zestawieniu nie może znaleźć się nowa produkcja Paula Thomasa Andersona pt. „Licorice Pizza”. Piszę to 29 i 30 grudnia, a seans mam dopiero jutro o 13.00. Na pewno dam znać, bo Anderson to jeden z najważniejszych ludzi kina w moim życiu. Oby to była prawdziwa kinowa wyprawa na Marsa – jak w piosence Bowiego.
 

No to może na koniec jakieś życzenia?

Życzę sobie i Wam, aby kina pozostawały otwarte, festiwale pokazywały nam kolejnych wspaniałych twórców i twórczynie, „The Batman” okazało się arcydziełem, a Tarantino w końcu wziął się za swój następny film.
 
P.S. Najlepszym filmem roku jest „Zielony rycerz” (żeby nie było, że nie wybrałem).
 

Bartłomiej Pasiak

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz