IKS

Bartłomiej Pasiak – „Czy kino akcji jeszcze nas zaskoczy?” [Felieton]

bartlomiej-pasiak-czy-kino-akcji-jeszcze-nas-zaskoczy-felieton

Uważam, że kino jest w genialnym miejscu. Szczególnie jeśli chodzi o pomysłowość twórców i poziom przedstawianych dzieł. Z każdego festiwalu można wychwycić po kilka perełek. Oscary częściej stawiają na niezależne produkcje. W dużym skrócie – ciekawie się dzieje na rynku filmowym . Przypomnę tylko, że w samym 2021 roku na ekranach powinnyśmy zobaczyć m.in. „Diunę”, „The French Dispatch”, „Eternals”, nowego Almodovara, nowego Sorrentino, nową Campion i wiele, wiele innych wspaniałych dzieł. Kino artystyczne w końcu na piedestale. A co tam słychać u jego dalekiego kuzyna? Kina akcji. Tutaj mamy prawdziwy roller-coaster, bo ciężko opisać obecną scenę w zwięzły sposób. Nie wiem, czy jest dobrze czy źle. To Skomplikowane.

Ten tekst nie ma na celu pokazać, jak złe jest kino akcji. Tak po prostu nie jest. Mamy wiele cudownych dzieł, które zaliczam do współczesnej klasyki tego gatunku. „John Wick”, ostatnie filmy o Bondzie, „Nikt”, „Atomic Blonde”, filmy Marvela, niektóre od DC. Jako widzowie dostajemy naprawdę dużo dobrego. Mamy jeszcze pana Christophera Nolana, który w 2020 roku zgotował nam zawrót głowy poprzez niesamowity „Tenet”. Czy ktokolwiek zrozumiał, o co chodziło w tym filmie? Jeśli tak, to proszę się do mnie zgłosić. Nie było to dzieło totalne i idealne, ale tak mi namieszało w głowie, że uważam je za najlepszy film akcji 2020 roku. Natomiast jeśli chodzi o 2021, to na razie ten tytuł dzierży „Nikt”, ale już za kilka miesięcy może trafić w ręce „No Time To Die”. Czas pokaże.
 

Niestety nie wszyscy twórcy starają się, aby trafiło do nas coś oryginalnego (Kevin Feige i jego genialne podejście do uniwersum Marvela) czy dopracowanego (Nolan – władca czasu).

Dla wielu kino akcji to niekończąca się nawalanka bez większego znaczenia. To mnie boli, bo wiele projektów traci sporo potencjału. Popatrzmy na wyniki zarobkowe np. „Johna Wicka” czy filmów Marvela. To totalnie napakowane świnki skarbonki. Z jednej strony dostarczają inteligentną rozrywkę, prezentują grube rozróby a i bawią widza do łez. Tak powinno wyglądać dobre kino akcji. Podałem już kilka przykładów, kto tak właśnie robi. Niestety lista antybohaterów tego tekstu też jest dosyć długa.
 

Spośród wszystkich gigantów filmowych na rynku filmów akcji, według mnie najgorzej radzi sobie Netflix.

Potrafi ściągnąć dobrą obsadę (jedno, dwa znane nazwiska na projekt) i czasem nawet reżysera (obecnie nad filmem „The Gray Man” pracują bracia Russo), ale wychodzi to wszystko miałko. Netflix jedzie z taką komerchą, że szkoda gadać. Kino artystyczne mu wychodzi, jeśli zatrudnią dobrego twórcę („Roma”, „Mank”), ale w akcyjniaki kompletnie nie potrafią. Weźmy tytuły z ostatnich lat. „Tyler Rake: Ocalenie”, „The Old Guard”, „6 Underground” czy „W strefie wojny”. Odmóżdżacze totalne, które niestety nie starają się widza w jakikolwiek sposób zmusić do refleksji. Wszystko się dzieje, bo się dzieje. Postacie są. Później umierają. Albo nie. Widzowi i tak to obojętne. Jeśli protagonista/protagonistka przeżyje, to już wiemy, że będzie kolejna część. W taki sposób już w przygotowaniu jest „The Old Guard 2” (Charlize, weź się za dobre kino!) i „Tyler Rake 2”. Niestety tym produkcjom brakuje dobrze napisanych bohaterów i fabuły trzymającej się kupy. No czym się taki Tyler wyróżnia, aby widz go zapamiętał? Indiana Jones ma wielką wiedzę, inteligencję, bicz, super stylówę i charyzmę Harrisona Forda. A Tyler jest mniej znaną rolę tego gościa od Thora. Jak mu było? A no tak. Przeciętny widz może nawet nazwiska Chrisa Hemswortha nie zapamiętać. Netflix nie idzie w stronę rozwoju popkultury dzięki takim akcjom. Robią się jak McDonald’s świata kina. Zjesz hamburgera i nie będziesz go wspominał. Po prostu przyjdziesz po następnego.
 

Nie tylko Netflix popełnia błędy. Spójrzmy na jedną z największych współczesnych franczyz „Szybkich i wściekłych”.

Niedawno w kinach zadebiutowała dziewiąta część serii! Wow. Naprawdę sporo już ich nakręcono. Jednak czy film o ludziach ścigających się szybkimi autami jest pomysłem na rozwijanie tego wszystkiego w nieskończoność? Moim zdaniem to była idea na jedną czy dwie produkcje. Nie chodzi mi o to, żeby cisnąć po fanach tych widowisk, bo to całkiem niezła rozrywka, ale zwracam uwagę na fakt, że twórcy z każdą częścią tworzą coraz bardziej irracjonalną papkę. I osobiście mi to przeszkadza, bo poprzez promowanie tego typu rzeczy nie jesteśmy w stanie dostrzec prawdziwych perełek. Ostatnie bardzo mnie rozbawiły doniesienia z planu prawdopodobnie ostatniej części omawianej franczyzy. Mianowicie panowie Vin Diesel i Dwayne Johnson pokłócili się o brak profesjonalizmu u tego drugiego. Serio. Aktorzy z przypadku kłócą się o coś takiego. Ja kumam, jakby Oldman się wkurzył na jakiegoś statystę albo początkującego aktora. Jednak bez żartów – Vin Diesel poucza Johnsona? Myślałem, że oni mają świadomość, że nie są na planie „Obywatela Kane’a”, tylko drogiego blockbustera, z którego raczej nie wyciągniesz nic i nie zapamiętasz fabuły po wyjściu z seansu. Po tym wszystkim okazało się, że pan The Rock opuszcza obsadę i już więcej w serii nie zagra. Może się jakoś odkuje i wkrótce zobaczymy go na Sundance? Nie no. Bez przesady. Jednak warto zauważyć, że Johnson mówił wielokrotnie poważnie o swojej kandydaturze na urząd prezydenta USA.
 

Jeszcze w tym roku dostaniemy kilka „akcyjniakowych” perełek.

Przede wszystkim nowego Bonda czyli „No Time To Die”, który zapowiada się naprawdę dobrze. Czekamy wciąż na „Johna Wicka 4” oraz kilka filmów i seriali z uniwersum Marvela. Ostrą dawkę przygód zaserwuje nam zapewne również Margot Robbie i ekipa w „The Suicide Squad”. W międzyczasie do kin wejdzie jeszcze multum słabiaków. Dostaliśmy ostatnio zresztą głupiutkiego i wtórnego „Bodyguarda i żonę zawodowca”. Ten tytuł jest tragiczny swoją drogą. Zatem szykujmy się również na masę słabych filmów, które być może nawet zaszpanuję wysoką pozycją w box office. Nie ominiemy faktu, że w kinach często są windowane produkcyjne wydmuszki, które z kinematografią zbyt wiele wspólnego nie mają. Jednak też nie bójmy się, bo na pewno perełki będą się pojawiały każdego roku.

Bartłomiej Pasiak

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz