IKS

Arctic Monkeys – „The Car” [Recenzja przedpremierowa], dystr Sonic Records

arctic-monkeys-the-car

Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że stoisz na czele zespołu. Wydajecie album, który okazuje się dość dużym sukcesem komercyjnym, Hale i stadiony czekają na Was otworem. Poszczególne utwory stają się rockowymi hitami, są chętnie grane przez stacje radiowe. W takim wypadku, jaki jest następny krok? Większość pewnie poszłaby za ciosem. Kolejny krążek, z którego dałoby się wykroić następne przeboje. Oczywiście, najlepiej z pewnymi modyfikacjami, żeby słuchacze i dziennikarze nie mówili o powtarzaniu się i prostej kalkulacji.

Mniej więcej takiej drogi spodziewałem się po zespole Arctic Monkeys, który w 2013 roku zaprezentował światu kapitalny album „AM”. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy pięć lat później muzycy wypuścili „Tranquility Base Hotel & Casino”, czyli płytę będącą totalnym przeciwieństwem poprzedniej. Początkowo myślałem, że ktoś mi podmienił krążek w odtwarzaczu. Małpki, które przeszły płynnie drogę od alternatywnego rocka, przez pustynną psychodelię, aż do stadionowych „bangerów”, za pośrednictwem „TBH&C” przeniosły nas w rejony dość kosmiczne. Nic więc dziwnego, że szok i niedowierzanie towarzyszył moim pierwszym odsłuchom. Choć album pilotował singlowo zabójczy „Four Out of Five” to… był to wyjątek od reguły. Bo reszta utworów cechowała się o wiele mniejszą przystępnością. Zastanawiałem się wówczas, czy za kilka lat będzie czekała na nas kolejna muzyczna rewolta.

 

Nowe studyjne dziecko Arctic Monkeys jest już dostepne, więc poznaliśmy na powyższe pytanie odpowiedź. Zresztą już kompozycje promujące „The Car”, a były takowe trzy, potwierdzały, że tym razem ogromnego zaskoczenia nie będzie. I tak też rzeczywiście się stało. Grupa bowiem kontynuuje podróż zapoczątkowaną na „Tranquility Base Hotel & Casino”. Czyli barokowy pop z rozmachem, który kojarzy się przede wszystkim z muzyką filmową lat sześćdziesiątych (seria o Jamesie Bondzie się kłania). Tak, to album, na którym rządzą: fortepian, smyki i jazzowa perkusja Matta Heldersa. No i oczywiście głos Alexa Turnera, który cały czas hipnotyzuje. W odwrocie natomiast są gitary, które odzywają się nie za często. W skrócie: wszystko nieśpiesznie tutaj „płynie”.

 

Weźmy chociażby pierwszy singiel i zarazem utwór otwierający „The Car”. „There’d Better Be a Mirrorball” zawiera wszystko, o czym wspomniałem w poprzednim akapicie. I niewątpliwie jest to piękna rzecz, powodująca ciarki na plecach. To samo mógłbym napisać o „Body Paint”. Mrokiem zachwyca na pewno „Sculptures of Anything Goes”. W trakcie słuchania robi się… lodowato.

 

Dalsza część recenzji pod teledyskiem

 

Czyżby było idealnie? No właśnie, niestety, tak nie jest. Mam wrażenie, że w pewnych fragmentach grupa nie za bardzo wie, dokąd to wszystko zmierza i traci nad tym kontrolę. W głowie więc za bardzo nie zostają takie kompozycje, jak „Big Ideas” czy „Perfect Sense”. W tytułowym utworze, który jest orkiestrowym rockerem, brakuje tej przysłowiowej kropki nad „i”, choć na plus zapisuje pięknie, „łkającą” gitarę. Z oszczędnego „Mr Schwarz” też można byłoby wykrzesać więcej. Uważam, że na „The Car” brakuje momentów żywszych. Dobrze więc, że muzycy zmieścili na trackliście „I Ain’t Quite Where I Think I Am”, do którego dołożono funkową przyprawę. Przez co dość mocno kojarzy się z Davidem Bowiem z okresu z lat siedemdziesiątych. Podobnie jest z „Hello You”. Groove plus smyki – to naprawdę „żre” i chciałoby się więcej!

 

Brytyjskie media, co mnie zupełnie nie zdziwiło, zachwycają się „The Car”. Najwyższe oceny są rozdawane na lewo i prawo. Mnie siódmy studyjny album Arctic Monkeys nie rozłożył na łopatki. Z jednej strony się cieszę, że grupa postawiła na rozwój i nie boi się grać muzyki, która przystępna na pewno nie jest, z drugiej jednak – tęsknie za dawną energią, hiciorami, których refreny znałbym na pamięć, wysuniętymi gitarami i mocną perkusją. Mam wrażenie, że w konwencji barokowego popu zespół doszedł do ściany. Dlatego teraz tym bardziej jestem ciekawy, co Alex Turner i spółka wymyślą w przyszłości…

Ocena [w skali szkolnej 1-6] 3 krzyczące małpki

🐵🐵🐵

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. There’d Better Be a Mirrorball
2. I Ain’t Quite Where I Think I Am
3. Sculptures of Anything Goes
4. Jet Skis on the Moat
5. Body Paint
6. The Car
7. Big Ideas
8. Hello You
9. Mr Schwartz
10. Perfect Sense

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz