IKS

Alison Mosshart (The Kills) [Rozmowa]

Alison Mosshart – amerykańska wokalistka, songwriterka, połówka duetu The Kills, członkini supergrupy The Dead Weather (w skład której wchodzą także Jack White, Jack Lawrence i Dean Fertita). Jeden z ważniejszych kobiecych głosów muzyki gitarowej XXI wieku. A dla mnie również absolutna ikona, w każdym wymiarze tego słowa. I do tego – jak się okazuje – naprawdę świetna babka! (But no surprise here, right?!). 8 maja zespół The Kills wystąpi w warszawskiej Stodole, a ja miałam okazję i wielką przyjemność porozmawiać z Alison m.in. o wyjątkowej więzi, jaka łączy ją z Jamiem, o tym co świętują co roku 14 lutego, o tym co było dla niej odskocznią w czasie pandemii, jak pandemia zmieniła zarówno samą artystkę, jak i całą branżę, co takiego wyróżnia wydany w zeszłym roku album „God Games” i dlaczego jest z niego szczególnie dumna, a także o tym, jaki jest powód, dla którego w ogóle tworzy muzykę.

 

Magda Żmudzińska: Zaczynając od samego początku – poznałaś Jamiego, gdy usłyszałaś, jak gra w domu mieszczącym się nad mieszkaniem, w którym przebywałaś w tamtym momencie ze swoim ówczesnym zespołem – Discount. Czy pamiętasz jeszcze dokładnie tę chwilę? To był ten moment, w którym poczułaś, że właśnie spotkałaś swoją muzyczną drugą połówkę, bratnią duszę?

 

Alison Mosshart : O tak, zdecydowanie, pamiętam to bardzo dobrze, bo nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś w taki sposób grał na gitarze. To było tak niezwykłe, tak szalenie kreatywne i interesujące, tak pełne dzikiej, nieopisanej energii, że to nie tylko od razu do mnie przemówiło, ale całkowicie mnie obezwładniło. Momentalnie poczułam, że to wszystko jest mi niesamowicie bliskie. Mówi się, że nie wiesz jakiego brzmienia do końca szukasz, dopóki go nie usłyszysz. Ja usłyszałam Jamiego i wiedziałam, że to jest właśnie to.

 

zdj. Myles Hendrik

 

MŻ: Spodziewałaś się, że 20 lat później wciąż będziecie razem jako zespół?

 

AM: 20 lat brzmi naprawdę niesamowicie, ale tak, oboje byliśmy tego pewni.

 

MŻ: Muszę przyznać, że dość często zadaję to pytanie, ale chyba po raz pierwszy słyszę taką odpowiedź i jest to ciekawa i bardzo miła odmiana! (śmiech)

 

AM: (śmiech) Domyślam się! Cóż, my naprawdę oboje czujemy, że jest w nas tyle pasji i chęci wspólnego tworzenia, że będziemy szli razem tą muzyczno-artystyczną ścieżką przez kolejne 20 lat i więcej, tak długo, jak długo będziemy w stanie to robić i jak długo zdrowie będzie nam na to pozwalać. Mamy ogromne szczęście, że dotąd w tych kwestiach los nam sprzyjał. Może powinnam ująć więc to tak – nie jestem zaskoczona, że wciąż jesteśmy aktywni jako The Kills, ale jestem za to niezwykle, naprawdę niezwykle wdzięczna.

 

MŻ: Ta pasja i to wzajemne zrozumienie, doskonałe uzupełnianie się jest, mam wrażenie, wyraźnie słyszalne, niemal namacalne, w waszej muzyce. I to jest naprawdę piękne.

 

AM: Wiesz, myślę, że to ogromnie ważne, aby być dla siebie tak wielkim wsparciem. Wspólna praca to nie próba przeforsowania swoich pomysłów, swoich racji, ale wzajemne inspirowanie się i napędzanie do działania. I tak właśnie jest z nami. Kiedy Jamie wysyła mi jakiś utwór, to jest to dla mnie najbardziej ekscytujący moment całego dnia, jeśli nie tygodnia albo i miesiąca. I tak samo w drugą stronę.

 

MŻ: Na lewym ręku masz wytatuowaną datę 14.02.2002. Wtedy zagraliście swój pierwszy koncert. To bardzo symboliczny dzień nie tylko jeśli chodzi o historię The Kills, ale w ogóle – w końcu to Walentynki. Idąc tym tropem – czy możemy założyć, że muzyka jest Twoją największą miłością?

 

AM: Chyba tak. Mam wiele miłości w życiu, ale to z muzyką jestem najdłużej związana, to o niej myślę każdego dnia, gdy się budzę i to w odniesieniu do niej wiem, że to jest właśnie to, co chcę robić – dziś, jutro i do końca świata. Swoją drogą uważam, że to niezwykle urocze, że nasz pierwszy koncert zagraliśmy właśnie w Walentynki. Dzięki temu od ponad 2 dekad zawsze, ale to zawsze, nawet gdy nie mamy żadnych innych planów, mamy przynajmniej Dzień The Kills. (śmiech) Nigdy więc, niezależnie od okoliczności, nie będziemy tego dnia smutni.

 

MŻ: Zawsze będzie powód do świętowania!

 

AM: Otóż to! (śmiech)

 

zdj. Myles Hendrik

 

MŻ: Zadałam Ci to pytanie, bo wiem, że oprócz muzyki, poświęcasz swój czas także innym dziedzinom sztuki, jak choćby malarstwu czy fotografii. Czy traktujesz te wszystkie formy jako pokrewne, związane ze sobą, czy są dla Ciebie raczej sposobem na oderwanie, ucieczką od muzycznej i nie tylko codzienności?

 

AM: Często o tym rozmawiam i często się nad tym zastanawiam i trudno mi to jednoznacznie określić, ale skłaniałabym się chyba jednak ku temu, że to wszystko jest ze sobą niesamowicie połączone, to jak jeden wielki krąg. Są dni, kiedy jestem w studiu i nagrywam muzykę, by za chwilę przerwać, odwrócić się i zacząć malować lub pisać. To wszystko wychodzi z tego samego miejsca i nie mówię tu już akurat o studiu, a o miejscu we mnie, o moim sercu i mojej głowie. W zależności od nastroju, jaki mam danego dnia, obsesyjnie oddaję się temu, co najlepiej ten aktualny stan pozwala mi wyrazić. Sam proces tworzenia nie różni się szczególnie, różni się jedynie to, co go wyzwala.

 

MŻ: W czasie pandemii rozpoczęłaś też przygodę ze sztukami wizualnymi. Jak odnajdujesz się w tej dziedzinie?

 

AM: Nie nakręciłam zbyt wielu klipów, ale rzeczywiście mocno się zagłębiłam w ten temat w czasie pandemii. I to była dla mnie właśnie taka forma odskoczni, skupienie się na nowych umiejętnościach, odciągnięcie myśli.

 

MŻ: W trakcie pandemii nagrałaś też materiały audio i video do wydanej przez Ciebie w 2019 roku książki Car Ma. Całość znajdziemy na Twoim albumie Sound Wheel.

 

AM: O tak, świetnie się bawiłam realizując te klipy i nagrania ze słowem mówionym. Właściwie nawet nie potrafię określić czym Sound Wheel jest, nie umiem zdefiniować tego wydawnictwa. To z jednej strony jakaś wariacja na temat Car Ma, moja interpretacja tej książki, z drugiej strony jest w niej ten muzyczny aspekt, który poniekąd cofnął mnie w czasie o te 2 dekady, do okresu, gdy używałam takich właśnie mówionych wstawek, cięć, kolaży, poezji, do rzeczy, które robiłam na początku w The Kills. Fajnie było do tego wrócić.

 

MŻ: Rzeczywiście, jest w tym coś z Waszych pierwszych płyt. A jeśli chodzi o płytę ostatnią – po tym, gdy wydaliście „Ash&Ice” w 2016 roku wyruszyliście w 3-letnią trasę koncertową. Po powrocie zaczęliście pracować nad nowym albumem i wtedy uderzyła pandemia. Wiem, że lockdown sam w sobie nie wpłynął znacząco na sam proces pisania nowego materiału, ponieważ na tym etapie zazwyczaj pracujecie oddzielnie, w zaciszu własnych domów, ale chciałam zapytać Cię o to, czy myślisz, że gdyby nie ten przestój, gdybyście wydali ten krążek zgodnie z pierwotnym założeniem 2-3 lata wcześniej, to byłby to zupełnie inny album?

 

AM: Z pewnością! Na „God Games” nie ma co prawda niczego związanego wprost z pandemią, nie chciałam o tym pisać, żeby nie musieć później śpiewać tych pandemicznych piosenek do końca swojego życia (śmiech) Ale z pewnością, gdyby ta płyta wyszła wcześniej byłaby zupełnie inna, choć nie potrafię powiedzieć jaka. Wiesz, tworzenie albumu to zawsze takie trochę pisanie pamiętnika, to zarejestrowanie twojego tu i teraz, tego kim jesteś w danym momencie. Nie wiem kim bym była 3 lata temu, gdyby nie pandemia. Ona odebrała mi ochotę do tworzenia muzyki, w tamtym momencie. Za bardzo martwiłam się o rodzinę i przyjaciół, byłam zbyt przerażona całą tą sytuacją. Naturalnym było dla mnie zajęcie się zupełnie innymi rzeczami. Taki mechanizm obronny. Jamie natomiast w tym samym czasie…złamał stopę, w wyniku czego został uziemiony na wózku na prawie pół roku. Siłą rzeczy nie mógł więc też poświęcić się w pełni pracy nad nową muzyką. Znaleźliśmy się więc w takim momencie, w którym postanowiliśmy odłożyć to wszystko na bok i wrócić do tego, gdy będziemy wiedzieli, że możemy już wejść do studia, że ludzie z wytwórni będą z powrotem w biurze, że management będzie mógł normalnie pracować. I gdy to już nastąpiło, nagraliśmy tę płytę bardzo szybko, w niecałe 6 miesięcy wszystko było gotowe.

 

 

MŻ: Wspomniałaś o tym, że nie wiesz, kim byś była 3 lata temu, gdyby nie pandemia. Czy czujesz, że to ostatnie lata zmieniły Cię jako artystkę i jako człowieka?

 

AM: Z pewnością! Przedtem każdego dnia starałam się być coraz lepszą – songwriterką, artystką, ale też np. lepszą przyjaciółką. Wciąż podnosiłam sobie poprzeczkę. I potem wydarza się coś takiego i przychodzi chwila refleksji – czy to wszystko ma w ogóle sens?  Nie jestem pewna jakie dokładnie lekcje wyciągnęłam z pandemii, bo myślę, że na wielu płaszczyznach nadal z niej nie wyszliśmy i nie wiem czy kiedykolwiek wyjdziemy – wiele rzeczy się rozpadło i być może już nigdy nie wróci do normalności. Spójrzmy chociaż na branżę muzyczną, która doznała poważnych wstrząsów. Spójrzmy jak cholernie drogie jest teraz wszystko, absolutnie wszystko. Zmieniły się możliwości, jeśli chodzi o bookowanie tras koncertowych. Znaleźliśmy się z trasą i promocją „God Games” w zupełnie innej rzeczywistości niż było to w przypadku naszego poprzedniego albumu. Niedawno skończyliśmy 6-tygodniowy tour po USA i w jego trakcie dowiedzieliśmy się, że część klubów już nie istnieje, część agencji padło, umarli ludzie, wyludniły się miasta, codziennie dokonywaliśmy jakichś nowych, zasmucających odkryć, co nigdy wcześniej nie miało w ogóle miejsca, a już na pewno nie na taką skalę. Nie chcę używać tego określenia, ale chyba trochę tak jest, że jesteśmy – mam wrażenie – aktualnie w trybie przetrwania. Wszystko to, co tak długo budowaliśmy (i nie mówię tu o The Kills, a o całej branży), legło w gruzach. Ale żeby też nie popadać w totalny pesymizm to warto zauważyć, że są w końcu również, nadal, pomimo całych tych niesprzyjających okoliczności, zespoły gotowe ruszać dalej, grupy, na które czekają fani. Jestem wdzięczna, że to m.in. jesteśmy też i my.

 

MŻ: Nawiązując do „God Games” – dla mnie to w wielu wymiarach naprawdę wyjątkowa płyta, która – jak zazwyczaj w Waszym wypadku – eksploruje znowu nieco inne niż zwykle tereny. Czym dla Ciebie jest ten album? Zakładam, że jesteś z niego naprawdę dumna?

 

AM: Jestem z niego niesamowicie dumna, to prawda. Jest tu tyle szczerości i przede wszystkim emocjonalności, ile chyba jeszcze nigdy nie pokazaliśmy, co wynika zapewne z tego, że nigdy nie byliśmy tak dojrzali, jak jesteśmy teraz. Mam w sobie aktualnie ten komfort wyrażania pewnych rzeczy, do których pewnie nie chciałabym się przyznawać, nawet przed samą sobą, gdy miałam 20-30 lat. Teraz czuję się „totally fuckin’ good” z tym, że mówię o tym wszystkim otwarcie. To swoją drogą interesujące i całkiem zabawne doświadczenie – znaleźć się w tym momencie, w którym nagle uświadamiasz sobie, że OMG, masz teraz dostęp do tej całej mitycznej, wewnętrznej dojrzałości i mądrości. (śmiech) Myślę, że teraz czuję się bardziej sobą niż kiedykolwiek wcześniej. I to spotkało nas oboje, mnie i Jamiego, choć jesteśmy w różnym wieku. To poczucie towarzyszyło mi podczas całego procesu nagrywania płyty. I to chyba dlatego jest w niej tyle pięknej śmiałości.

 

 

MŻ: Przepięknie to ujęłaś! Zmierzając ku końcowi – za chwilę ruszacie w europejską trasę, zakładam, że wypatrujesz już tego momentu? Mam wrażenie, że granie koncertów to jest Twój absolutny żywioł i Twoje paliwo, mam rację?

 

AM: Jeszcze jak! Bycie na scenie to jest to, co lubię najbardziej. Ten moment, w którym mogę wszystkich zobaczyć i w którym jesteśmy w tym wszystkim co się właśnie dzieje razem, to jest po prostu coś tak potężnego i tak cholernie genialnego, że aż brakuje mi słów. I to jest powód, dla którego w ogóle tworzę muzykę – móc być na scenie i tego doświadczać. Aktualnie jesteśmy w przerwie pomiędzy zakończeniem trasy amerykańskiej a rozpoczęciem europejskiej, a ja bym wolała, żeby tej przerwy w ogóle nie było. Czemu nie możemy po prostu lecieć i grać dalej? 30 koncertów z rzędu? Nie ma sprawy, wchodzę w to! (śmiech)

 

MŻ: Widzę, że rzeczywiście energia Cię już rozpiera (śmiech). Na trasie macie też zaplanowany przystanek w Polsce. Cieszysz się z powrotu do naszego kraju?

 

AM: Ogromnie, uwielbiam Polskę! I naprawdę nie mogę się doczekać, żeby do Was wrócić. Dawajcie już ten maj, będzie świetnie!

 

 

Rozmawiała Magda Żmudzińska

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz