IKS

Dead Poet Society [Rozmowa, Interview]

dead-poet-society-wywiad

English version below/Angielska wersja niżej !!!

 

Jeśli „Dead Poet Society” kojarzy Wam się tylko z książką lub filmem, to macie wiele do nadrobienia! To także nazwa rockowego zespołu, który powstał w 2013 roku, i ma na swoim koncie 4 EPki oraz dwa świetne albumy. Przy okazji krakowskiego koncertu zespołu (10.06. w Klubie Kwadrat) porozmawialiśmy w drugiej połowie kwietnia z wokalistą, Jackiem Underkoflerem, o dojrzewaniu zespołu, polskich koncertach oraz tym, skąd wzięła się nazwa (podpowiedź: wcale nie z filmu!).

 

Natalia Glinka-Hebel: Czytałam trochę o waszym zespole i zdałam sobie sprawę, że gracie i nagrywacie od 2013 roku. To dość długi okres czasu i zastanawiałam się, czy Twoim zdaniem zespół zmienił się od tego czasu. Jeśli tak, to jak? Czy uważasz, że dojrzeliście?

 

Jack Underkofler: Powiedziałbym, że zespół bardzo się zmienił! Kiedy zaczynaliśmy, nie sądzę, że ktokolwiek z nas miał wizję lub pomysł na to, co będziemy robić, jaką muzykę będziemy grać. To było bardziej na zasadzie: po prostu spróbujmy różnych rzeczy. I to początkowo przekonało mnie do muzyki rockowej, ponieważ przed dołączeniem do zespołu nie grałem rocka. Robiłem bardziej akustyczne rzeczy, ale nie czułem wcześniej nic podobnego do tego wrażenia, gdy napisaliśmy razem pierwszą piosenkę. Powiedziałbym, że dojrzeliśmy w tym sensie, że mamy głębsze zrozumienie tego, jacy jesteśmy jako muzycy i co czujemy. Myślę, że jesteśmy lepsi w pozbywaniu się niepotrzebnej warstwy z rzeczy, które prowadziły nas od A do B, ale niekoniecznie łączyły te dwa punkty.

 

 

NGH: Zastanawiałam się również, czy w tym okresie zmieniłbyś coś, gdybyś miał szansę; czy to w odniesieniu do nagrań, samego zespołu czy czegokolwiek artystycznego.

 

JU: Myślę, że miałbym silniejszy motyw wizualny dla FISSION i myślę, że Lo Air powinien… To znaczy, nie ma nic, co mógłbym naprawdę zmienić w tej kwestii, ale czuję, że Lo Air mógłby mieć lepszą strukturę wydania. To tylko drobiazgi; kiedy muzyka już się ukaże, tak naprawdę nie można nic z tym zrobić, więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Zdecydowanie jest kilka piosenek, do których chciałbym mieć drugie podejście, ale jednocześnie jest to coś w rodzaju „no dalej, idź dalej”. (naszą recenzję płyty FISSION przeczytacie -> TUTAJ )

 

foto: promo

 

NGH: Ale to nie jest tak, że słyszysz swoją piosenkę w radiu, czujesz się zażenowany i myślisz: o mój Boże, to takie żałosne, czy coś w tym stylu…

 

JU: Hmm, nie wiem… od czasu do czasu, w zależności od tego, w jakim jestem nastroju (śmiech). Może po dwóch godzinach snu, gdybym usłyszał piosenkę w radiu, mógłbym się trochę wzdrygnąć.

 

 

NGH: (śmiech) Myślę, że każdy, kto tworzy muzykę przez dłuższy czas, ma od czasu do czasu takie odczucia; to nieuniknione.

 

JU: Myślę, że naprawdę starasz się kochać to, co robisz, ale jeśli po skończeniu utworu odejdziesz o kilka stopni, to tak naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy, dopóki nie wypuścisz go w świat, a potem myślisz: o kurwa, co ja zrobiłem?

 

 

NGH: Ostatnio usłyszałam bardzo interesującą rzecz od wokalisty Franza Ferdinanda, Alexa Kapranosa. Powiedział, że jako artysta nie chce być nigdy w 100% spełniony, bo gdyby to czuł, przestałby tworzyć muzykę. Bo jeśli osiągnąłeś już wszystko, to co jeszcze można zrobić?

 

JU: To bardzo słuszna uwaga. Do pewnego stopnia się z tym zgadzam. Myślę, że chcesz być dumny z tego, co wydajesz. Ważne, aby przynajmniej raz mieć ten moment, kiedy „skończysz” piosenkę. Mieć ten jeden moment: ach, fajnie. Ale ważne, aby przejść do następnej rzeczy, być napędzanym, czuć coś w stylu: „teraz chcę zrobić to, a teraz to”.

 

 

NGH: Wspomniałeś, że przed założeniem zespołu nie grałeś typowej muzyki rockowej. Kiedy czytałam o Dead Poet Society, zauważyłam, że przypisuje się wam różne etykiety: hard rock, garage rock, indie, cokolwiek. Zastanawiałam się, czy któraś z tych etykiet jest ci bliska, czy może myślisz bardziej „nie dbam o etykiety, po prostu robię muzykę, nazywajcie ją jak chcecie”. Jakie jest twoje nastawienie?

 

JU: Zdecydowanie „nazywajcie to jak chcecie”. Frustrują mnie gatunki muzyczne. Czuję, że są mniej ważne niż kiedykolwiek. Jesteśmy instynktownie zmuszeni do umieszczania rzeczy w pudełkach i kategoryzowania ich, abyśmy mogli żyć. Ludzie tak po prostu robią – kategoryzują coś i idą dalej. Frustruje mnie to, ponieważ jest w rocku jest wiele muzyki, której nienawidzę. Rock jest prawdopodobnie jednym z najłatwiejszych gatunków do bycia cringy i banalnym, ponieważ ma tak głębokie przywiązanie do przeszłości, że nie ma w nim zbyt wiele ducha w stylu „chcę stworzyć coś, czego nikt nigdy wcześniej nie słyszał”.

 

 

NGH: To także największy worek, do którego wrzucasz wszystko, z czym masz problem, by to skategoryzować. Pod nazwą „rock” można by znaleźć – nie chcę nikogo urazić – ale zarówno Led Zeppelin, jak i Avril Lavigne. Dla mnie są to dwa różne ekstrema tego samego gatunku. Łatwo jest więc powiedzieć, że coś jest rockiem. Myślę, że w przypadku waszej muzyki wyróżnia ją coś, o czym wspomniałeś również podczas jednego z wywiadów. Powiedziałeś, że wasza muzyka koncentruje się na podążaniu za uczuciami, i chciałam zapytać, jak trudno jest ci dzielić się emocjami ze słuchaczami; dzielić się rzeczami, które pokazują, że jesteś wrażliwy i że masz jakieś wewnętrzne zmagania. Tak właśnie odbieram waszą muzykę, co czyni ją dla mnie świetną, ale myślę, że wiąże się to również – zwłaszcza gdy występujesz przed tłumem – z dużą odwagą.  Jak trudno ci pisać tak intymne piosenki, a następnie wykonywać je przed ogromną publicznością?

 

JU: Zdecydowanie trudniej mi pisać piosenki, ponieważ piszę o tym, o czym wstydzę się mówić. Myśl o tym, że pewnego dnia to wydasz nie jest tak ciężka, ale gorzej jest z ludźmi, z którymi przebywasz w tym momencie. Nawet gdy o tym mówię, to na samą myśl o tym trochę boli mnie brzuch. Chodzi o to, że starasz się być wrażliwy w tekstach; starasz się być wrażliwy na coś, co cię niepokoi, ale możesz też napisać coś, co nie jest dobre, więc to tak, jakbyś się odsłonił: „oto moje najdelikatniejsze części”, a potem ktoś mówi „to jest do bani”, a ty na to: „och”…

 

foto: promo

 

NGH: Nie zdawałam sobie sprawy, że może to być nawet poważniejszy, powiedzmy, cios, gdy komuś się to nie podoba… Ale czy powiedziałbyś, że pisanie piosenek jest dla ciebie czymś w rodzaju… potraktujmy to jako metaforę, rodzajem psychoterapii? Kiedy o tym piszesz, czy nie czujesz się lepiej, bo pozbyłeś się tego ciężaru?

 

JU: Tak, zwykle piszę więcej – to prawdopodobnie nie jest dobre, chociaż sam nie wiem – im bardziej jestem przygnębiony;  i im bardziej jestem sfrustrowany lub zdesperowany, aby nie czuć się tak, jak się czuję, tym więcej rzeczy mi wychodzi i tym łatwiej być mi być szczerym w pewnych sprawach. Zdecydowanie jest to pewien poziom terapii.

 

 

NGH: Właśnie uświadomiłeś mi, że zazwyczaj ludzie nie lubią radosnych piosenek. Słuchamy utworów o złamanych sercach, życiu, które poszło nie tak i tym podobnych rzeczach. I czujemy więź z osobą, która napisała tę piosenkę. Kiedy czuję się do dupy, słucham piosenek o kimś, kto też czuje się do dupy, i myślę sobie: „okej, nie tylko ja przechodzę przez, nie wiem, złamane serce, utratę pracy, cokolwiek”, ale kiedy jestem szczęśliwa, to nie ma zbyt wielu piosenek typu: „och, życie jest piękne, kwiaty kwitną, bądźmy razem szczęśliwi”. Może i są, ale nie są tak popularne…

 

JU: Cóż, tak, wydaje mi się, że mówiłem to już wcześniej – kiedy jesteś smutny, potrzebujesz potwierdzenia; chcesz walidacji dla swoich uczuć, więc nie będziesz słuchał czegoś radosnego, bo to tak, jakby ktoś przykleił ci pieprzone „Happy birthday”, kiedy płaczesz. Więc nie ma tak dużo radosnej muzyki, ponieważ nie szukasz tego uczucia, kiedy już je masz. Jeśli jesteś szczęśliwy lub zadowolony, to jest to świetna motywacja, by szukać czegoś na zewnątrz. To jak zostawianie recenzji w Google. Zawsze zostawiałem tylko złe recenzje w Google. (śmiech)

 

 

NGH: „Byłem w tym miejscu pięć razy. Wszystko było w porządku aż do dzisiaj. Jedna gwiazdka” (śmiech) Odnoszę też wrażenie, że radosne piosenki czasami bywają tandetne. Albo przynajmniej bardziej tandetne niż smutne piosenki.

 

JU: Tak. Tak, to cholernie cienka granica. Chodzi mi o to, że nawet zespoły, które tworzą muzykę, która brzmi radośnie, kontrastują ją ze smutnymi tekstami, jak The Killers czy The Strokes; piszą coś, co sprawia, że czujesz się bardzo optymistycznie, ale czujesz, że za tą muzyką kryje się głęboki smutek. To jest świetne.

 

 

NGH: Jest jedna zagadka, której nie udało mi się rozwiązać w związku z Dead Poet Society, a jest nią nazwa waszego zespołu. Próbowałam znaleźć wyjaśnienie i znalazłem dwa. Teraz masz szansę zweryfikować, czy którekolwiek z nich jest słuszne. Pierwsze jest takie, że nazwa nie jest związana ze słynną książką lub filmem, a drugie – że było to coś stworzonego spontanicznie podczas nocnej imprezy.

 

JU: Ok, więc oba te stwierdzenia są błędne. Nasz nazwa została wymyślona przez byłą dziewczynę Jacka [Collinsa] rok przed moim dołączeniem do zespołu. Potrzebowali wtedy już tylko nazwy, ktoś powiedział „Dead Poet Society” – myślę, że ona na to wpadła – a on powiedział: w porządku. Kiedy dołączyłem do zespołu, stwierdziłem: „ta nazwa jest do bani, zmieńmy ją”, a on odmówił. „W porządku”, uznałem, a teraz, ponad dziesięć lat później, wszyscy żałują, że nie zmieniliśmy nazwy. Powiedziałem „wiem, ja też” (śmiech).

 

 

NGH: Teraz wszyscy się nad tym zastanawiają, a jeśli to wygooglujesz, dostaniesz takie informacje jak ja, co też jest zabawne.

 

JU: Racja, albo po prostu wyskakuje ci film. To sprytny pomysł, aby nazwać coś na cześć jednego z najsłynniejszych dzieł sztuki wizualnej, jakie powstały w latach 90-tych.

 

 

NGH: Wciąż to lepsze niż Death Cab for Cutie. Nie wiem, czy ta historia jest prawdziwa, ale słyszałam, że po prostu wybrali przypadkowe słowa, by stworzyć nazwę swojego zespołu. Z tego co wiem, byliście już w Polsce dwa razy i przyjeżdżacie na kolejny koncert. Czy jest coś, co waszym zdaniem się wyróżnia, jeśli chodzi o polską publiczność?

 

JU: To zawsze naprawdę dobra publiczność. Nigdy nie mieliśmy złego koncertu w Polsce. Są pewne kraje, które moim zdaniem mniej boją się wyrażać siebie w grupie, a Polska jest pod tym względem bardzo podobna do Meksyku. Myślę, że wiele osób z Ameryki wyobraża sobie Polskę jako zimny, pozbawiony emocji kraj, a wcale tak nie jest. Jesteście bardzo otwarci i mamy tu świetne koncerty.

 

Plakat promujący nadchodzący koncert w Polsce

 

NGH: Odnoszę wrażenie, że w Polsce ludzie idą na koncert konkretnego artysty, bo go kochają. Gdzieś w Europie Zachodniej czasami idą na koncert zespołu lub artysty, którego nawet nie znają; po prostu idą, bo to modne. Tutaj tak się nie stanie, ponieważ ludzie naprawdę szaleją na punkcie swoich ulubionych muzyków; podążają za nimi i są w stanie pokonać niesamowicie duże odległości, aby zobaczyć swojego ulubionego artystę. Są wierni i traktuj to jako komplement, bo wiem, że podczas waszych koncertów jest tu mnóstwo ludzi, a wynika to z czystej sympatii do was jako zespołu i waszej muzyki. Jestem pewna, że właśnie tak będzie podczas waszego czerwcowego koncertu. Poza tym, może na marginesie, w porównaniu do tego, ile zarabiamy, zazwyczaj bilety na koncerty są szalenie drogie. Więc ludzie oszczędzają, aby pojechać gdzieś i zobaczyć swoich ulubionych artystów. To nie tak, że przychodzą i są tam przez przypadek czy zbieg okoliczności. Po prostu idą, bo chcą. Wiem trochę o twoich muzycznych inspiracjach, ale zastanawiałem się, czy jest jakiś zespół lub muzyk, z którym chciałbyś współpracować, może nad singlem lub całym albumem. Jest ktoś taki?

 

JU: Nie, raczej nie. Tak naprawdę nie myślę o featuringach i tego typu rzeczach. Chodzi mi o to, że jeśli coś się uda, to się uda. Nie szukam niczego na siłę. Gdybym usłyszał coś i pomyślał „o, to byłoby świetnie w piosence DPS”… Tak naprawdę nie zdarza mi się to zbyt często.

 

 

NGH: Może to się zmieni w przyszłości. Być może tak samo jak ja, słyszałeś kilka niewiarygodnych kooperacji, z zespołami, których połączenia nawet bym sobie nie wyobraziła. Dla mnie takim przykładem jest piosenka z 2021 roku Chvrches z Robertem Smithem z The Cure. Nawet nie śniłam o takim duecie, a zrobili niesamowitą robotę. Więc może w przyszłości to się zmieni. Może chciałbyś też rozwijać swoją indywidualną karierę. Chciałbyś na przykład nagrać coś solo?

 

JU: Byłoby fajnie. Są pewne rodzaje piosenek, które moim zdaniem nie pasują do DPS, a które chciałbym w końcu nagrać.

 

 

NGH: Czy spośród tych, które nagrałeś do tej pory, jest jakiś utwór, który zajmuje szczególne miejsce w Twoim sercu? Taki, który lubisz bardziej niż pozostałe? A może taki, który jest ci najbliższy w tej chwili?

 

JU: Zazwyczaj są to nowe piosenki. Jest kilka utworów w naszej karierze, które wiele dla mnie znaczą. .loveyoulikethat. i Tipping Point wiele dla mnie znaczą, ale przeważnie to nowe rzeczy, przy których myślę „to jest to”, a potem za dwa lata myślę „to było okropne” (śmiech).

 

 

NGH: Cóż, mam nadzieję, że nie stanie się tak z piosenkami, o których wspomniałeś. To byłoby straszne, ale słyszałam, że nasze gusta zmieniają się co siedem lat, więc dajmy temu siedem lat, może nie dwa… Czy możesz zdradzić coś na temat przyszłych planów zespołu? Pracujecie nad nowym albumem czy skupiacie się teraz na koncertowaniu?

 

JU: Skupiamy się na obu rzeczach, co jest naprawdę stresujące, ale jesteśmy na samym początku etapu dopracowywania nowego albumu, więc napisaliśmy dużo i teraz próbujemy ustalić, co jest dobre, a co nie, i pracujemy nad tym, aby te rzeczy były kompletnymi i w pełni rozwiniętymi utworami. Właśnie rozpoczęliśmy ten proces.  Mamy już połowę kwietnia, co jest trochę stresujące, ponieważ oznacza to, że został nam nieco ponad miesiąc do wyjazdu na dłuższy czas, co jest trochę… ugh, ponieważ chcieliśmy skończyć album… ale trasa koncertowa też jest ważna i lubię koncertować – myślę, że wszyscy w zespole lubią koncertować – a próba robienia obu tych rzeczy w tym samym czasie jest trudna.

 

 

NGH: Wygląda na to, że lubisz zarówno tworzyć nową muzykę, jak i koncertować, a to jest coś, czego nie możesz połączyć, ponieważ nie zabierzesz ze sobą całego sprzętu do nagrań w trasę…

 

JU: Tak, to znaczy chcemy nagrywać w trasie, ale problem polega na tym, że kiedy śpiewasz pięć do sześciu dni w tygodniu, to tak naprawdę nie masz czasu i energii. Robimy tyle rzeczy, ponieważ prowadzimy zespół dość małą ekipą. Robimy mnóstwo rzeczy, nie tylko pojawiamy się w miejscu koncertu i odpoczywamy.  Aby znaleźć energię po całym dniu pracy, każdego dnia, nawet w dni wolne, myślę sobie: „cóż, nie zniewolę mojego głosu, ponieważ nie chcę go wykorzystać do cna”. Wiesz, to trudne. Ale znajdziemy sposób, musimy znaleźć sposób, nie mamy wyboru.

 

 

NGH: Pomimo tego, że, jak powiedziałeś, spałeś dziś trzy godziny i musisz być naprawdę zmęczony, brzmisz na bardzo podekscytowanego trasą!

 

JU: Tak, europejskie trasy zawsze mnie denerwują. Myślę, że to przez poczucie obcości. Znasz to uczucie, gdy jedziesz w miejsce, które nie jest twoim domem, gdzie wszystko jest inne. To znaczy, to nie tyle nerwowość, co po prostu…

 

 

NGH: Może podekscytowanie?

 

JU: To podekscytowanie, ale zmieszane z byciem w nieznanym miejscu. Wyobraź sobie, że przyjeżdżasz do USA na dwa miesiące i jesteś podekscytowana, to niesamowite, ale od czasu do czasu tęsknisz za tą nutą znajomości. Wszystkie sklepy są inne…

 

 

NGH: Tak, a zanim poczujesz się gdzieś jak w domu, znów zmieniasz miejsce… to musi być naprawdę trudne…

 

JU: Nie mogę na to narzekać, ponieważ mam szczęście, że jestem w takiej sytuacji, w jakiej jestem. Ale denerwuję się przed trasami po Europie.

 

 

NGH: Mam nadzieję, że publiczność w Europie wynagrodzi ci to swoją energią, swoją ekscytacją na wasz widok. Trzymam za to kciuki.

 

JU: To jest ta część, która mnie ekscytuje. Chodzi o występy. Występy są niesamowite.

 

 

NGH: Myślę, że kiedy wchodzisz na scenę, zaczynasz śpiewać i widzisz tłum szalejący do waszej muzyki, zapominasz o, nie wiem, braku energii, zmęczeniu, jetlagu, czymkolwiek…

 

JU: Tak, prawie…

 

 

NGH: … i kiedy ludzie czują to na widowni, oddają ci to z powrotem w postaci swojej energii. Myślę, że to niesamowite w koncertach na żywo.

 

Rozmawiała Natalia Glinka-Hebel

 

Rozmowa przeprowadzona dzięki uprzejmości Live Nation Polska

 


English version 

 

If you only associate “Dead Poet Society” with a book or movie, you have a lot to catch up on! It’s also the name of a rock band that formed in 2013, and has 4 EPs and two great albums to its credit. On the occasion of the band’s Kraków concert (10.06. at Klub Kwadrat), we talked in the second half of April with the lead singer, Jack Underkofler, about the band’s maturing, Polish concerts, and where the name came from (hint: not from a movie at all!).

 

Natalia Glinka-Hebel: I was reading about your band a little bit and what I’ve realized is that you’ve been playing and recording since 2013. That’s quite a long period of time and I was wondering if, in your opinion, the band has changed since then. If yes, then how? Do you think you’ve matured?

 

Jack Underkofler: I would say the band has changed tons! When we started as a band I don’t think any of us really had a vision or an idea of what we were gonna do, what kind of music we were going to play. And I think as we started, it was more like: let’s just try stuff. And that’s what clicked with me initially about like rock music, because I didn’t play rock music before I was in the band. I did more like acoustic-y stuff, but I hadn’t felt something like that before when we wrote very first song together. I would say we’ve matured in the sense that we have a deeper understanding of how we are as musicians and what we feel. I think we’re better at getting rid of the fat on things that got us from feeling A to feeling B, but didn’t necessarily connect the two.

 

 

NGH: I was also wondering if in this period of time you would change anything if you had the chance, regarding the recordings you’ve made, the band itself, anything artistic-wise?

 

JU: I think I would have had a stronger visual theme for FISSION and I think that Lo Air should have. I mean there’s nothing I could have really changed about that but I feel like Lo Air could have had a better release setup. It’s just little things; once the art it’s out, you can’t really do anything about it so there’s no point in dwelling on it. There are definitely a couple songs out there where I wish I could have had a second pass at that but at the same time it’s kind of like “push it on, keep going”.

 

foto: promo

 

NGH: But it’s not that you hear your song on the radio and you feel embarrassed and you think: oh my God, that’s so creepy, or something like that…

 

JU: Uhm, I don’t know… from time to time depending on what mood I’m in (laughs). Maybe two hours of sleep, if i heard a song on the radio I might cringe a little bit.

 

 

NGH: (laughs) I guess everyone making music for quite a long period of time has this feeling from time to time; that’s inevitable.

 

JU: I think you really aim to love what you do, but I think you, if you just get off by a couple degrees when you finish the song, you just, you don’t really realize it till you’ve thrown it out there in the world, and then you’re like: oh, fuck, what did I do?

 

 

NGH: But I’ve heard recently a very interesting thing from Franz Ferdinand’s lead singer, Alex Kapranos. He said that as an artist he doesn’t want to be ever 100% happy or fulfilled with his achievements, with his songs, because if he felt this, he would stop making any more music. Because if you’ve achieved everything, what else can be done there?

 

JU: That’s a very fair point. I think I agree with it to a certain extent. I think that you want to be proud of what you release. So I think it’s important to have that moment at least once when you’ve hit “done” on the song. To have that one moment of like: ah, nice. But it is important to go on to the next thing, to be driven, to be like: I want to do this now, I want to do this now.

 

 

NGH: You’ve mentioned that you hadn’t played typical rock music before the band has started. While I was reading about Dead Poet Society, I’ve seen that you’ve been put into various labels: hard rock, garage rock, indie, whatever. I was wondering if any of the label feels close to you or maybe you think more like: I don’t care about the labels, I just do music, call it whatever you want”. What’s your attitude?

 

JU: Definitely call it whatever you want. I get frustrated with genres. I feel like they’re less important than ever. We’re like instinctively driven to put things into boxes and categorize them so that we can live. That’s just it’s just what people do – you categorize something and you just move on. I get frustrated with that because there’s so much music out there that I hate in our genre and it’s just frustrating. Rock is probably one of the easiest genres to be cringy and cliché because it has such a deep adherence to the past that there isn’t a lot of spirit “I want to make something no one’s ever heard before”.

 

 

NGH: It’s also the biggest bag where you put everything you have problems categorizing. Under “rock” name, you would find – I don’t want to offend anyone – but both Led Zeppelin and Avril Lavigne. And they are, for me, two different extremums of the same genre. So it’s just easy to say that something is rock. I guess that for your music, what stands out is something you’ve mentioned as well during one of the interviews. You’ve said that your music centers on following the feeling, and I wanted to ask how difficult it is for you to share emotions with the listeners, share things that show that you are vulnerable and that you’ve got some internal struggles. This is how I perceive your music, which basically makes it great for me, but I think that also involves – especially when you perform in front of a crowd – a lot of courage. So how difficult is it for you to write such intimate songs and then perform them in front of a huge audience?

 

JU: It’s definitely more difficult to write songs because you have to write about what you’re embarrassed to talk about and that’s less hard with the idea that one day you’re going to release this but it’s harder with the people that you’re with at that moment. Even when I’m talking about it, it kind of makes my stomach hurt a little bit just thinking about it. The thing is, you’re trying to be vulnerable by lyrics; you’re trying to be vulnerable about something that’s bothering you but then you can also write something that isn’t good so it’s like you expose yourself and be like “here are my softest parts” and then somebody goes “that sucks” and you go: “oh”…

 

foto: promo

 

NGH: I didn’t realize that it can be even a more serious, let’s say, injury when someone doesn’t like it… But would you say that then writing songs is for you some kind of… let’s treat it as a metaphor, a kind of psychotherapy? When you write about it, write a song about it, don’t you feel better because you got rid of this burden?

 

JU: Yes, I tend to write more – I mean it’s probably not good, or maybe it is good – the more depressed I am, the more I tend to write; and the more frustrated or desperate I am not to feel the way that I feel, that’s when most of the stuff comes out, and I find it the easiest to be honest about certain things. I mean, it definitely is a level of therapy, for sure.

 

 

NGH: You just made me realize that usually people don’t like happy songs. We listen to songs about heartbreaks, lives that went completely wrong, and things like that. And we feel this connection with the person who wrote the song. When I feel shitty, I listen to songs about someone else feeling shitty, and I have like: “okay, I’m not the only one going through, I don’t know, a heartbreak, loss of job, whatever”, but when I’m happy, there aren’t many songs about: “oh, life is beautiful, flowers are blooming, let’s be happy together”. Maybe they are, but they’re not so popular…

 

JU: Well, yeah, I feel like I’ve said this before – when you’re sad, you want validation, you want your feelings validated, so you’re not going to listen to something happy because it’s like somebody sticks on fucking “Happy birthday” while you’re crying. So there isn’t as much happy music, and I think there isn’t as much happy music because you don’t really seek that feeling once you have it, you know? Like, if you’re happy or content it’s a great motivation to find something out there. It’s like leaving a Google review. I’ve only ever left bad Google reviews. (laughs)

 

 

NGH: “I’ve been to this place five times. Everything was okay until today. One star” (laughs) Also, I get the impression that happy songs sometimes tend to get cheesy. Or cheesier than sad songs.

 

JU: Yes. Yeah, it’s a fucking fine line to ride. I mean, even bands that make music that sounds happy contrast it with sad lyrics, like The Killers or The Strokes; they write something that makes you feel super upbeat but it creates an interesting feeling because it feels like there’s a deep sadness behind the music and it’s great.

 

 

NGH: There is one mystery I didn’t manage to solve regarding Dead Poet Society, and this is the name of your band. I was trying to find the explanation behind it and I found two. Now is your chance to prove it’s wrong or right. One is that it’s not connected to the famous book or film but the second is that it was something created spontaneously during a party overnight.

 

JU: Okay, so both of those are incorrect. It was created by Jack’s [Collins] ex-girlfriend a year before I was in the band. They just needed a name, somebody said “Dead Poet Society” – I think she said it – and then he was like: all right, and then when I joined the band I was like: “that name sucks; change it” and he refused. So I was like “all right, fine”, and now here we are, over ten years later, and everybody wishes we changed the name. I said “I know, me too” (laughs).

 

 

NGH: Now everyone is wondering and if you google it, you get such pieces of information as I did which is also funny.

 

JU: Right, exactly, or you just get the movie because it’s a really smart idea to name something after one of the most famous pieces of visual art ever created in the 90s.

 

 

NGH: Still better than Death Cab for Cutie. I don’t know if this story is correct, but I’ve heard they just picked up random words to make up a name of their band. As far as I know, you’ve been to Poland two times before and you’re coming again for another concert. Is there anything that stands out for you in terms of the Polish audience?

 

JU: It’s always been a really good audience. We’ve never had a bad Polish show. There are certain countries that I think are less afraid of expressing themselves in a group together, and Poland is very similar to Mexico in that way. I think a lot of people from America picture it stone cold, emotionless, and it’s not like that at all. It’s very open and we have here great shows.

 

 

NGH: I get the impression that in Poland people go to a particular concert of a particular artist because they love them. Somewhere in the Western Europe they sometimes go to a concert of a band or an artist they don’t even know; they just go because it’s fashionable. Here, that won’t happen here because people are really crazy about their favorite musicians; they follow them and they are able to cover amazingly long distance just to see their favorite artist. They’re faithful and treat it as a compliment because I know there are a lot of people here during your concerts and this comes from a sheer sympathy to you as a band and your music. I’m sure it will be exactly like this during your June concert. Also, maybe a side note, comparing to how much we earn, usually ticket concerts are crazily expensive. So people save up to go somewhere to see their favorite artists. So it’s not that they come and they are there by accident, by coincidence, whatever. They just go because they want to. I know a little bit about your musical inspiration, but I was wondering if there is any band or a musician you would like to cooperate with, maybe to work together on the single or the whole album. Is there anyone like that?

 

JU: No, not really. I don’t really think about collaborations and stuff like that. I mean, if it feels right, it feels right. If it works out, it works out. I don’t seek anything out. I mean, if i were to hear something and go “oh, that would be so sick on a DPS song”… I don’t really get that very often.

 

 

NGH: Maybe that will change in the future. You, perhaps as well as I did, saw some unbelievable cooperations, featuring singles, with bands I wouldn’t even imagine combining together. For me, such an example is a song from 2021 by Chvrches with Robert Smith from The Cure. I didn’t even think about such a duo, but they did an amazing job. So maybe in the future that will change. Maybe you would also like to pursue your individual career. Would you like to record something solo, for example?

 

JU: I mean, it’d be fun. There are certain types of songs that I don’t think really fit within DPS that I’d like to record eventually.

 

 

NGH: From the ones that you’ve recorded so far, is there any that holds a special place in your heart? Anyone that you like more than the others? Or maybe the one that you are closest to at the moment?

 

JU: It usually tends to be the new songs. There are a couple of songs throughout our career that mean a lot to me. .loveyoulikethat. means a lot to me and and Tipping Point means a lot to me. I think those two songs mean a lot to me still but it’s mostly always new stuff that I’m like “this is it”, and then two years from now I’m gonna be like “that was awful” (laughs).

 

 

NGH: Well, I hope that won’t happen to the songs you’ve just mentioned. That would be awful but I’ve heard that our tastes change every seven years so let’s give it seven years, not two maybe… Can you reveal something of the band’s future plans? Are you working on a new album or are you focusing on touring right now?

 

JU: We are focusing on both, which is really stressful but we’re kind of at the very beginnings of the refining stages of a new album so we’ve written a lot, and now it’s like trying to figure out what’s good and what’s not, and working on making those things complete songs and fully fleshed out. So we’ve just started that process. I mean, it’s already more than halfway through April, which is a bit stressful because that means we have a little over a month left before we’re gone for four months, which is a bit like, ugh, because I just wanted to get the album done, but the touring is important, too, and I like touring and I think everybody in the band likes touring and trying to do both of those things at the same time is tough.

 

 

NGH: It seems you like both making new music and touring, and this is something you can’t combine because you won’t take your recording devices with you on tour…

 

JU: Yeah, I mean you want to record on tour but the problem is when you’re singing five to six days a week you don’t really have time and energy. We do so much shit, because we run a pretty small crew.You do a lot of shit, you don’t just show up to the venue and chill. So to find energy after working all day, every day, even on the days off, I’m like “well, I won’t arrest my voice, because I don’t want to blow it out”. You know, it’s difficult. I mean, we’re going to find a way, we have to find a way, there’s really no choice.

 

 

NGH: But still, despite the fact that, as you’ve said, you slept three hours today and you must be really tired, you sound quite excited about the tour!

 

JU: Yeah, European tours always make me nervous. I think it’s the unfamiliarity. You know that feeling of going somewhere that isn’t a home, where everything is different. I mean, it’s not nervousness as much as it is just…

 

 

NGH: Maybe excitement?

 

JU: It’s excitement, but it’s mixed with being in an unfamiliar place. Imagine coming to the US for you know for two months and you’d be excited, this is awesome but you miss that hint of familiarity every once in a while. All the stores are different…

 

 

NGH: Yeah, and before you feel at home somewhere, you change the place again… so that must be really tough…

 

JU: I can’t complain about it because I’m very fortunate to be in the position I’m in. But I do get nervous for Europe tours.

 

 

NGH: I do hope that the audience in Europe will make it up to you with their energy, with their excitement of seeing you. So I am keeping my fingers crossed for that.

 

JU: That’s the part that gets me excited. It’s the shows. The shows are amazing.

 

 

NGH: I guess when you go on stage, you start singing and you see all those crowds cheering, you forget about, I don’t know, lack of energy, tiredness, jetlag, whatever…

 

JU: Yeah, pretty much…

 

 

NGH: … and when people feel it in the audience, they give it back to you. I think this is what’s most amazing about live gigs.

 

 

 

Natalia Glinka-Hebel

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz