Wieść głosi, że V nachodzi!… już prawie tu jest! A wraz z nim nowy psalm zatytułowany „Skeletá”! Fanom Ghost długo przyszło czekać na tą chwilę… 7 października 2023 w australijskim Brisbane odbył się koncert wieńczący światową trasę, promującą „Impera”, piąty studyjny album grupy. Jak się później miało okazać, był on równocześnie ostatnim na którym Frater Imperator, wcześniej znany jako Papa Emeritus IV i Kardynał Copia, piastował stanowisko antypapieża i lidera formacji. W obawie przed podzieleniem losu swoich trzech poprzedników, jakim była nagła śmierć definitywnie kończąca ich panowanie, zdecydował się dobrowolnie abdykować. Usunął się w cień i przyjął mniej istotną rolę głowy zjednoczonego kleru (United Clergy of Ghost) – siostrzanej organizacji działającej przy zespole, skupiającej się wyłącznie na działaniach misyjnych. Przez długi czas osierocony Ghost pozostawał bez oficjalnego przywódcy. 5 lutego 2025 oczy całego świata skierowały się na Birmingham, gdzie Tony Iommi i Sharon Osbourne ogłosili pożegnalny koncert Black Sabbath. Na liście zaproszonych gości pojawił się między innymi tajemniczy Papa V Perpetua – jak się okazało – nowy frontman Ghost (zarazem brat bliźniak Frater Imperatora). Od tamtego momentu „V” oficjalnie stanął na czele bezimiennych ghuli, z którymi już niedługo miał wyruszyć w świat, by głosić święte psalmy, w tym ten najnowszy zatytułowany „Skeletá”. Wiec powtórzę, V nachodzi!…
Każdemu, kto pogubił się w powyższym wstępie lub po prostu nie miał wcześniej styczności z muzyką formacji, należy się drobne sprostowanie. Tak naprawdę nikt nie zginał… Za całym tym zamieszaniem stoi szwedzki muzyk Tobias Forge, który wraz z wydawaniem kolejnych albumów swojego projektu Ghost przyjmuje nowe sceniczne wcielenia. Co jakiś czas uśmierca (lub usuwa na boczny tor) obecnie panujące alter ego, robiąc tym samym miejsce dla kolejnych sukcesorów – przy okazji premiery „Skeletá” został nim właśnie Papa V Perpetua. Forge przez blisko dwie dekady działalności stworzył wokół Ghost całą mitologię, obejmującą historie stojące za kolejnymi wcieleniami, skomplikowane relacje pomiędzy nimi, czy nawet nazewnictwo (stąd płyty studyjne zwą się świętymi psalmami, a zamaskowani członkowie zespołu– bezimiennymi ghulami). Fani regularnie dostają zaskakujące zwroty akcji i nieprzewidywalne historie poboczne. Takie jak ta, gdy Frater Imperator chcąc uciec przed złowieszczym losem, jaki spotkał poprzednich antypapieży abdykował i stanął na czele zjednoczonego kleru. Takich historii jest cała masa i idzie za nimi spora dawka czarnego humoru.
A więc radujmy się – V już tu jest! Ubrany w czarno-fioletową szatę, zdobioną czaszkami i odwróconymi krzyżami, kroczy przy śpiewie chórów, a z ust jego płynie psalm zatytułowany „Skeletá”. Jakim liderem będzie? Co przyniesie jego panowanie?
Od strony muzycznej dostajemy dalej to, co od początku działalności było znakiem rozpoznawczym formacji – zabawa konwencją retro. Już czuję to podniecenie wśród tych, którzy wypisują pod każdym możliwym postem dotyczącym formacji „Ghost to nie jest metal!” Spokojnie! Tym razem też będziecie mieć ręce pełne roboty… możecie rozgrzewać palce, bo i przy tej okazji napiszecie to nie raz. Mimo, że wizerunek „V” jest bardziej upiorny od jego poprzednika, co mogło sugerować, że jego psalm będzie mroczniejszy, to „Skeletá” miejscami potrafi być równie bezczelnie przebojowa, jak „Impera”. Zespół po raz kolejny na pełną skalę wchodzi w pop-rockową estetykę rodem z lat 70 i 80, pokazując, że w dzisiejszych czasach na tym poletku nie ma sobie równych!
To, co wyraźnie odróżnia „Skeletá” od wcześniejszych wydawnictw Ghost jest jej warstwa liryczna. Jeżeli spojrzymy na poprzednie psalmy (albumy studyjne), możemy odnieść wrażenie, że często były one czymś na kształt kroniki. Przykładowo „Impera” portretowała rozwój i upadek imperiów, a „Prequelle” średniowieczne plagi (również w kontekście współczesnych wydarzeń). „Skeletá” natomiast podąża w kompletnie inną stronę i skupia się na jednostce. Jak możemy przeczytać w jednym z wywiadów, jakiego udzielił Forge „Skeletá” to najbardziej introspektywny album w jego karierze. Każdy potwór, każda bestia, wampir czy demon, który pojawia się w tekstach pochodzi gdzieś z wnętrza i uosabia całe spektrum emocji, z jakimi musi się mierzyć człowiek w wędrówce przez swoje życie. Począwszy od młodzieńczych lat, aż po czekający na końcu drogi nieunikniony kres. „Save me from the monster that is eating me… I’m victimized” śpiewa w singlowym „Satanized”, w swój własny, charakterystyczny sposób, opisując uczucie gdy stajemy się dosłownie opętani z miłości. Po przeciwnej stronie stoi śmierć, która od zawsze była obecna w tekstach Ghost. Na „Skeletá” przyjmuje zupełnie inny wymiar: jest przerażającą zagadką, wielką niewiadomą, czymś nieuniknionym i nieprzewidywalnym. „Everybody goes away, You will too, I will too” możemy usłyszeć w zamykającej balladzie „Excelsis”. Mam wrażenie, że Papa V Perpetua próbuje powiedzieć, że życie i śmierć potrafią być równie przerażające, jak najpaskudniejszy koszmar i najstraszniejszy horror. I jeżeli odpowiednio długo będziemy wpatrywać się w swoje odbicie w lustrze, w pewnym momencie nasze demony mogą spojrzeć na nas z drugiej strony.

Muzycznie „Skeletá” to dzieło, które w płynny sposób łączy przebojowość „Impera” oraz bardziej surowe brzmienie pierwszych wydawnictw Ghost. Słychać na nim echa praktycznie każdego ze wcześniejszych albumów grupy.
Za produkcję albumu odpowiada niejaki Gene Walker, czyli ta sama osoba, która stała za demonicznym debiutem oraz jednym z największych komercyjnych sukcesów, czyli pomniejszym psalmem (lub jak kto woli EP’ką) „Seven Inches of Satanic Panic” (więcej o tym wydawnictwie tutaj). Jeżeli odpowiednio głęboko pogrzebiemy w sieci, dowiemy się, że Gene Walker to kolejny z pseudonimów pod jakimi ukrywa się Tobias Forge. W myśl zasady „chcesz coś zrobić dobrze – zrób to sam” lepi kolejne utwory z tej samej gliny, z której były stworzone największe przeboje formacji. Czuć tu inspiracje zarówno glam metalem, rockiem progresywnym, ale też najcenniejszym skarbem szwedzkiego rynku muzycznego, czyli ABBĄ. Mieszanka, którą dostajemy jest tak dobrze przemyślana i świadoma, że za każdym razem jak ktoś napisze „Ghost to nie metal” na twarzy Forge’a musi pojawiać się diaboliczny uśmiech. „Skeletá” to też płyta doskonale nagrana i wyprodukowana. Za miks odpowiada niezwykle doświadczony Andy Wallace (w chwili jej tworzenia miał 78 lat na karku!), który poza trzema poprzednimi płytami Ghost ma na koncie takie legendarne albumy jak „Nevermind”, „Reign in Blood” czy debiut Rage Against the Machine.

Fragment o chórach towarzyszących nadejściu Papa V Perpetua, o którym pisałem kilka akapitów wyżej, należy traktować dosłownie.
Album otwiera “Peacefield”, rozpoczynające się od anielskiego głosu dziecka, do którego po chwili dołączają organy i chór. Upiorne w swojej prostocie intro, przeradza się w klasyczny stadionowy hard rock rodem z lat 80. To też pierwszy z wielu przykładów na to, że Tobias Forge osiągnął mistrzostwo w pisaniu rewelacyjnych (popowych) refrenów. Singlową „Lachryma” rozpoczynają klawisze, jakich nie powstydziłby się sam John Carpenter, które po chwili przechodzą w mroczny pulsujący riff. Czuć tu inspiracje Alice Cooperem czy Ozzym, a melodyjna solówka to jeden z lepszych gitarowych fragmentów na płycie. Całość podkręca klimatyczny tekst z zapadającym w pamięć wersem „In the middle of the night, it feeds, In the middle of the night, it eats you”.
Jednak dla mnie „Skeletá” najciekawiej wypada tam, gdzie jest najmniej oczywista. Ballada „Guiding Lights” to nostalgiczna podróż do czasów MTV przełomu lat 80 i 90. Uroczo kiczowaty kawałek, który spokojnie mógłby wyjść spod pióra Mötley Crüe czy Bon Jovi. To utwór, jakiego Ghost w swoim repertuarze jeszcze nie posiadał, ale z pewnością bardzo go potrzebował. Wprost szyty pod to, żeby fani na wypełnionych po brzegi arenach wyciągnęli swoje komórki i rozświetlili hale latarkami… W tym kontekście Ghost chyba nie przemyślał zakazu używania telefonów na nadchodzących koncertach. Na „Cenotaph” i „Marks of the Evil One” czuć doświadczenie, jakie zdobyli ogrywając covery takich wykonawców, jak Tina Turner czy Genesis. Na „Missilia amori” (tłumacząc z łaciny „Rakiety Miłości” !) brzmią trochę jak koledzy „po fachu” z Kiss, nie tracąc przy tym nic ze swojej tożsamości. Środkowa cześć płyty to tych kilka piosenek, gdzie formacja osiąga szczyt swojej przebojowości, jednocześnie pokazując, że nie uznaje żadnych muzycznych granic. Natomiast „Umbra” – przedostatnia kompozycja, to zdecydowanie najbardziej interesujący kawałek na albumie. Nie wiem, co jest bardziej fascynujące, sposób w jaki użyto cowbell , czy progresywna, rozciągnięta końcówka w stylu Rush. To kompozycja, która wnosi prawdziwy powiew świeżości do twórczości Ghost. Całość okrasza figlarny tekst, z fragmentami takimi jak “In the shadow of the Nazarene, I put my love in you”. Efekt? kolejny kawałek którego wprost nie sposób wyrzucić z głowy.
W tym momencie ciężko mi stwierdzić gdzie uplasuje się „Skeletá” w zestawieniu moich ulubionych wydawnictw Ghost (ale na pewno będzie wysoko!), ale jednego jestem pewien – jest to album, który zdecydowanie posiada najciekawszą okładkę ze wszystkich dotychczasowych wydawnictw formacji. Ghost regularnie współpracuje z niezwykle utalentowanym polskim rysownikiem Zbigniewem M. Bielakiem, który stworzył grafiki do wszystkich longplay’ów grupy z wyłączeniem debiutu. Praca, jaką wykonał przy okazji Skeletá” to nie jest tylko zwykła okładka– to wybitne dzieło sztuki, z zapierającymi dech w piersi detalami i bogatą symboliką. Aż chce się powiedzieć – diabeł tkwi w szczegółach. Podobno Bielak tworząc obraz inspirował się ostatnim aktem „Odysei Kosmicznej” Kubricka i sceną z lustrem z „Obywatela Kane’a” Wellesa, ale jestem przekonany, że podobnych tropów da się znaleźć więcej, trzeba tylko odpowiednio długo się wpatrywać. Nawet dla samego obcowania z dziełem Bielaka w formie fizycznej – możliwością trzymania go w rękach, poznawania jego sekretów – warto kupić „Skeletá” na winylu!
Dla wielu słuchaczy „Skeletá” będzie płytą wymagającą znacznie więcej uwagi i czasu od „Impery”. Jeżeli jednak je od nas dostanie, istnieje duża szansa, że odwdzięczy się z nawiązką. Nie jest to album, który przynosi szczególne zmiany, ale po raz kolejny udowadnia, jak duży talent do pisania świetnych utworów posiada Tobias Forge. Jestem przekonany, że „Skeletá” to płyta, która przez długi czas podtrzyma pik popularności, w jakim obecnie znajduje się Ghost. Mam też wrażenie, że część kompozycji, które trafiły na album zostały stworzone, żeby grać je na żywo. W tym kontekście nadchodząca trasa (obejmująca koncert w Łodzi) wydaje się być jeszcze bardziej ekscytująca.
Ocena: 5/6
Grzegorz Bohosiewicz
Przypominamy, premiera „Skeletá” już 25.04.26! Płytę w wielu ciekawych wariantach, możecie nabyć w oficjalnym polskim sklepie Universal Music (tutaj). Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. Więcej informacji o nadchodzącym koncercie Ghost w Łodzi (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Facebook
Instagram